Piłsudski a spirytyzm

Miejsce, w którym przeczytać można różne intrygujące opowieści związane ze Spirytyzmem.

Piłsudski a spirytyzm

Postautor: cthulhu87 » 06 sie 2009, 00:23

Wklejam tekścik znaleziony w internecie, może kogoś zainteresuje:). Być może to bujda, ale sam Ossowiecki w książce "Świat mego ducha" (znane w II RP medium jasnowidzące) pisał, że Marszałek uczestniczył w eksperymentach;), dlaczego więc miałby tego nie robić w czasie I wojny światowej?:D

Ludwik Szczepański w książce „Cuda współczesne”, Wydawnictwo „Natura i Kultura”, Kraków 1937, opisuje ciekawy seans, w którym miał uczestniczyć sam Marszałek. Oczywiście proszę do tej rewelacji podejść z dużym dystansem i traktować jako li tylko ciekawostkę. Ponoć wspomnienie to snuje sam gen. Wieniawa-Długoszowski.

Grudniowy wieczór 1915 roku:
– Dosyć tego bałaganu, moi panowie. Może byśmy tak spróbowali w jakiś rozumny sposób ułożyć i poprowadzić wasze pytania. Bijemy się z Moskalami. Gdyby tak zaprosić do nas jakiegoś Rosjanina, może zechciałby porozmawiać z nami o sprawach bardziej żywotnych i bezpośredni nas interesujących?

Nikt chyba nie wątpi, że projekt Komendanta został przyjęty przez aklamację. Rozdokazywana banda sztabowców uciszyła się w mgnieniu oka, Komendant zaś swoim zwyczajem, to jest lakonicznymi zdaniami, regulował dalszy ciąg niepoważnego dotąd eksperymentu:

– Kto z waszego grona jest Galicjanuszką, nie znającym języka rosyjskiego?… Wieniawa i Dobrodzicki… Dobrze. Wieniawa i Dobrodziki będą trzymali talerzyk. W ten sposób unikniemy czynnika domyślności, świadomego kończenia zaczętych słów, oraz zdań. Poza tym w celu zapewnienia zupełnej bierności obu wymienionych mediów, zobowiążemy ich, by nie patrzyli na alfabet i śledzili za wskazywanymi przez talerzyk literami. Za nich będzie to robił Sosnkowski, który bez styczności z talerzykiem będzie notował literę za literą, w milczeniu, nie zdradzając ich sensu ni znaczenia. Pozostali panowie ograniczą się do roli milczących świadów… Pytania będę zadawał ja sam po rosyjsku, jeśli się raczy jakowyś rosyjski personat. Od czasu do czasu będziemy sprawdzali sens, czy też bezsens, notatek Sosnkowskiego.

W myśl dyspozycji Komendanta Adam Dobrodziki i ja zasiedliśmy nad talerzykiem, szef z ołówkiem i notesem stanął w pogotowiu obok nas.

– Wot priszołby k’nam – odezwał się w ogólnej ciszy Komendant – kakoj niebut ruskij gienierał. Pogoworiliby my s nim po duszam.

Talerzyk pod naszymi rękami zaczął powoli krążyć, po tym wykonał kilkanaście zdecydowanych ruchów i zatrzymał się.

– No cóż, szefie – zwrócił się Komendant do Sosnkowskiego – co tam u pana wyszło?

– Zdjes gienierał Liniewicz – odczytał szef ze swoich zapisków.

– Liniewicz? Czyżby ten znany z wojny japońsko-rosyjskiej? Obok Kuropatnika jeden z dowódców – odezwało się kilka głosów.

– Cisza panowie! – nakazał Komendant, a po tym znów w języku rosyjskim:

– Tak wy gienierał Liniewicz, adin iz rukowoditielej Rusk-japońskoj wojny? Moje pocztenje wasze prewoschoditjelstwo.

Nastąpił szereg ruchów talerzyka, potem znów pazua, i szef odczytał odpowiedź:

– Da, eto ja Liniewicz. No ja z tobol rozgoworiwat nie budu.

– A poczemu? – zapytał Komendant.

– Potomu, czto ty odstupnik.

– Kakim obrazom ja odstupnik?

– Potomu czto ty ruskoj poddanyj, a s Germańcami bijosz sia protiw ruskich.

– A po mojemu – uśmiechając się odpowiedział Komendant – skarije wy odstupnik, tak kak wy Polak, a służycie Ruskom Carlu.

Po tej replice Komendanta talerzyk zakręcił się kilka razy i przystanął, bez żadnej odpowiedzi.

– Możecie li wy otwietit na woproz zadanyj mysljenno? – brzmiało ponowne pytanie.

Ku naszemu zdziwieniu i dość nieoczekiwanie, wobec oświadczenia poprzedniego:

– Możems – brzmiała odowiedź w notatniku Sosnkowskiego.

Nastąpiła chwila milczenia, podczas której Komendant widocznie zastanawiał się nad treścią swego pytania. Po pewnej chwili talerzyk drgnął pod naszymi palcami i przez dłuższy moment wędrował od litery do litery, wreszcie zaczął znowu krążyć w różnych kierunkach, aż wreszcie stanął.

Wówczas Komendant przybliżywszy się do stołu położył swe palce na krawędzi talerzyka, który pod dotknięciem Komendanta, jakby prądem elektrycznym pchnięty, wykonał kilka niezwykle gwałtownych kół, po tym wyrwał nam się z pod palców i spadł na podłogę rozbijając się z trzaskiem na miał.

– Niedwuznacznie dano nam do zrozumienia, ze seans skończony – oświadczył Komendant – Przeczytaj szefie wasze zapiski.

– Bieriegities pierwago dnia prazdnika rożdjestwa – budjet ataka… no na was tolko demonstracja… ataka pojdjet jużnie… już… je już nie… już nie… nienje…

– Coś tu plącze się na końcu – dodał od siebie szef.

– A może powiada, że więcej już nie chce mówić – próbuje się domyślić ktoś z obecnych.

– Wszystko jest w porządku – zdecydował Komendant, wziąwszy się sam do odczytywania zapisków szefa – ataka pajdiet jużnieje – atak pójdzie bardziej na południe. – Krążenie i błądzenie, widoczne zresztą i w innych częściach, zapisywanego przez szefa tekstu, wynika z braku polskiego alfabetu dla pisania po rosyjsku, brak jest znaku „jat”, potrzebnego do słowa jużnieje. May zatem przepowiednie na święta. Musze przy tym wyznać, że pytanie moje, zadane w duchu, brzmiało istotnie – czy będziemy mieli spokojne święta?

(…) Okazało się, iż wszystko odbywało się według przepisu. Rosjanie zrobili na naszym odcinku grzmiącą ogniową demonstrację, natarciem w większym stylu uderzyli na pozycje austriackie pod Łuckiem. Natarcie owo skończyło się – mówiąc nawiasem – niepowodzeniem.

My zaś w naszej brygadowej rodzinie spędziliśmy beztroskliwe święta, podejmując serdecznie kochanego i dostojnego gościa, księdza biskupa Bandurskiego.
"Widziałem słynne grody starożytności, spoczywające pod całunem piasku lub kamienia, jak Kartagina, miasta greckie na Sycylii, równinę Rzymu z rozwartymi grobami i śpiące pod popiołem Wezuwiusza snem wieków dwudziestu cmentarze." L. Denis
http://www.ksiazki-spirytystyczne.pl
Awatar użytkownika
cthulhu87
Moderator forum
Moderator forum
 
Posty: 4282
Rejestracja: 19 lip 2008, 12:44

Re: Piłsudski a spirytyzm

Postautor: Jul » 06 sie 2009, 18:21

Rzeczywiście niesamowita, ale kto wie, może i prawdziwa historia :)

Nie tylko Piłsudski przecież podobno był zainteresowany takimi sprawami.. (wg. rewelacji Ossowieckiego). Także jeden z jego oficerów Michał Tokarzewicz-Karaszewski (pierwszy przywódca podziemnej Polski w czasie II wojny) był znanym teozofem i współpracownikiem Wandy Dynowskiej, przedstawicielki teozofów w Polsce i założycielki Biblioteki Polsko-Indyjskiej.
Nie są także tajemnicą poliszynela zainteresowania spirytyzmem samego Adolfa H. (lecz wygląda na to, że dość powierzchowne), który miał w swoim dużym księgozbiorze kolekcję zdjęć duchów (http://www.dziennik.pl/swiat/article298 ... netou.html, http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/ ... tlera.html)
Jul
 
Posty: 346
Rejestracja: 31 paź 2008, 23:41

Re: Piłsudski a spirytyzm

Postautor: Leszek » 20 wrz 2009, 19:38

Dziś mieliśmy seans, ale już po zakończeniu medium opowiadało jak przed wojną przyjechało do nich do Koniakowa dwóch wojskowych i 3 księży. Chcieli zasięgnąć informacji o zbliżającej się wojnie i ogólnie zobaczyć jak wyglądają takie seanse. Opowiadał dość lakonicznie, jeden z księży także miał "dar" i wiedzę, na początku wskazał 3 osoby powiedział, że to poważna sprawa a one nie do końca są tu dla zdobywania wiedzy, wyprosił je. Potem, rozciągnęli prześcieradło i wywołali Piłsudskiego, ogłosił że wojna będzie trwała 5 lat, na co nikt nie chciał uwierzyć, później przyszedł jeszcze inny duch i obwieścił że wojna będzie długa, krwawa i zginą setki tysięcy ludzi, nikt nie chciał dać wiary...mówili że to potrwa góra kilka tygodni. "Tak więc po co tu przyjechaliście skoro nie chcecie dać wiary? Ty,(wskazał na pierwszego wojskowego), odniesiesz rany ale przeżyjesz, a Ty pokazał na drugiego zginiesz, czy jesteście na to gotowi? -Jesteśmy, niech się dzieje wola boska". Medium miał wtedy 9lat, dziś jest już po 70 ale ciągle to pamięta. Już po wojnie, lata 70 przyjechał ten wojskowy, który miał odnieść rany, przeżył chciał się dowiedzieć gdzie Rosjanie ukryli w łodzi jakieś zrabowane złoto czy dukaty(?), medium ukazał się duch i powiedział, że ta osoba to nie ten sam człowiek, które odwiedził ich przed wojną, teraz był pochłonięty przez materializm, zakazał wyjawiania mu miejsca. "Ten skarb czeka już na uboga rodzinę, która prowadzi prace wykopaliskowe w tamtym rejonie". Tak to było, ile pamiętał tyle nam dziś opowiedział.

Do trolla1, twój dziadek jest przy Tobie.
Miłość, Prawda, Pokój, Nie Krzywdzenie, Właściwe Postępowanie
Leszek
 
Posty: 222
Rejestracja: 02 kwie 2009, 19:05
Lokalizacja: Cieszyn

Re: Piłsudski a spirytyzm

Postautor: Hansel » 26 lip 2015, 12:26

Teraz trafiłem na taką książkę http://lubimyczytac.pl/ksiazka/238294/m ... iestolecie
Narodzić się, umrzeć, odrodzić ponownie i wciąż się rozwijać - takie jest prawo
Awatar użytkownika
Hansel
 
Posty: 3754
Rejestracja: 13 gru 2014, 17:26

Re: Piłsudski a spirytyzm

Postautor: Hansel » 06 wrz 2015, 16:13

Narodzić się, umrzeć, odrodzić ponownie i wciąż się rozwijać - takie jest prawo
Awatar użytkownika
Hansel
 
Posty: 3754
Rejestracja: 13 gru 2014, 17:26

Re: Piłsudski a spirytyzm

Postautor: Nikita » 07 wrz 2015, 07:45

Leszek fajnie opowiadal...szkoda, ze sie ostatnio nie pojawia.
Nikita
Sympatyk spirytyzmu
 
Posty: 5352
Rejestracja: 03 maja 2010, 15:31

Re: Piłsudski a spirytyzm

Postautor: |Coca|Cola| » 15 wrz 2015, 20:37

Hansel pisze:Teraz trafiłem na taką książkę http://lubimyczytac.pl/ksiazka/238294/m ... iestolecie

Książka 90 zł o_O
Awatar użytkownika
|Coca|Cola|
 
Posty: 143
Rejestracja: 05 gru 2012, 08:11

Re: Piłsudski a spirytyzm

Postautor: Hansel » 08 gru 2015, 14:28

Jul pisze:Rzeczywiście niesamowita, ale kto wie, może i prawdziwa historia :)

Nie tylko Piłsudski przecież podobno był zainteresowany takimi sprawami.. (wg. rewelacji Ossowieckiego). Także jeden z jego oficerów Michał Tokarzewicz-Karaszewski (pierwszy przywódca podziemnej Polski w czasie II wojny) był znanym teozofem i współpracownikiem Wandy Dynowskiej, przedstawicielki teozofów w Polsce i założycielki Biblioteki Polsko-Indyjskiej.
Nie są także tajemnicą poliszynela zainteresowania spirytyzmem samego Adolfa H. (lecz wygląda na to, że dość powierzchowne), który miał w swoim dużym księgozbiorze kolekcję zdjęć duchów (http://www.dziennik.pl/swiat/article298 ... netou.html, http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/ ... tlera.html)


Ja akurat do teozofów nie mam zaufania...

,,Teozofia, nurt z pogranicza filozofii, religii i okultyzmu, najlepsze lata ma już za sobą. Był jednak czas, gdy teozofowie przejawiali imponującą aktywność, a wobec ich teorii niełatwo było przejść obojętnie.
Cywilizacje Dalekiego Wschodu w drugiej połowie XIX w. ze wzmożoną siłą zaczęły kusić kulturową odmiennością. Na wielu mieszkańcach Starego Kontynentu wrażenie wywarła m.in. hinduska sztuka, obyczajowość czy wreszcie tradycja religijna. Niejeden Europejczyk nie oparł się pokusie zgłębiania egzotycznych koncepcji. Tak było z Heleną Bławatską, współinicjatorką założonego w 1875 r. Towarzystwa Teozoficznego.

TYBETAŃSKIE NAUKI

Początkowo niewiele wskazywało, że ta potomkini niemieckiego oficera w służbie cara Mikołaja I i rosyjskiej szlachcianki zasłynie ekstrawaganckimi teoriami z dziedziny okultyzmu. Podobnie jak wiele innych dziewcząt z dobrego domu szykowano ją do wczesnego zamążpójścia. Zanim ukończyła 17. lat, wydano ją za znacznie starszego Nikifora Bławatskiego, wicegubernatora Erewania. Zaledwie kilka miesięcy po ślubie Helena porzuciła męża, usiłując przedostać się drogą morską do stolicy Rosji. Wskutek pomyłki trafiła na statek, którym zamiast do Petersburga trafiła do Konstantynopola. Nieplanowany rejs stał się początkiem trwającej przeszło dekadę (1848-1858) podróży, podczas której, odwiedziła m.in. Egipt, Grecję, Indie i Meksyk.

Szczególnie istotny okazał się dwuletni pobyt w Tybecie, kiedy to Bławatską zgłębiała nauki duchowych mistrzów zwanych przez nią "Mahatmami". Według jej słów, część z nich osiągnęła stan zbliżony do Buddy, własnymi siłami wyzwalając się z iluzji rzeczywistości i uzyskując niejako status nadczłowieczeństwa. Żyjący w odosobnionych tybetańskich enklawach wiekowi asceci (niektórzy mieli liczyć sobie przeszło tysiąc lat!) pośrednimi drogami monitorowali rozwój ludzkości, przygotowując ją na przyjęcie "Boskiej Mądrości", systemu duchowego definiowanego przez zwolenników Blawatskiej jako ukryta podstawa wszystkich religii.

Elementy tej doktryny, często dalece odkształcone lub błędnie interpretowane, obecne były m.in. w nauczaniu pitagorejskich orfików, gnostyków doby pierwszych wieków naszej ery, niektórych alchemików i spirytystów (np. Jakuba Boehmego), a współcześnie m.in. w koncepcjach odłamów buddyzmu. Rosyjska szlachcianka wskazywała na pokrewieństwo duchowe jej ruchu z Amoniuszem Sakkasem, inicjatorem jednej z aleksandryjskich szkół w duchu neoplatonizmu z przełomu II i III w. Przy tym nie tylko interesowała się zjawiskami nadprzyrodzonymi, jak lewitacja, telekineza czy prekognicja, ale też sama przejawiała zdolności mediumiczne. Z czasem poniechała ich ze względu na założenia teozofii, mówiące, że wszelkie kontakty z rzeczywistością pozagrobową (tzw. Dewachanem, stanem zawieszenia jaźni pomiędzy wcieleniami) są szkodliwe. Nie przeczyła jednak istnieniu zjawisk paranormalnych, które w jej przekonaniu dawało się ująć w ramy naukowe. Tym samym zręby systemu zawierającego elementy doktryn hinduistycznych, buddystycznych, chrześcijańskich, a nawet neopogańskich (odwołania do istot pokroju gnomów, sylfów czy rusałek, zwanych ogólnym terminem elementali) były już niemal w pełni sprecyzowane.

Bławatską odwoływała się również do przekazów o mitycznych rasach poprzedzających naszą, która w odwiecznym pędzie ewolucyjnym jest piątą z siedmiu (chociaż ludy mongoloidalne miały się zaliczać do rasy czwartej). Odwołując się do enigmatycznej Kroniki Akaszy, energetycznej otoczki Ziemi, w której zapisane są wszelkie informacje dotyczące przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, Bławatską wspominała o dokonaniach tych ras, wśród których wymieniała eteryczne "meduzy" oraz mieszkańców pochłoniętej przez ocean legendarnej Lemurii czy Atlantydy. Brzmi to niczym wątki rodem z literatury fantasy - nieprzypadkowo, bo tworzący w tej manierze literaci, tacy jak Robert Edwin Howard, Henry Kuttner czy Howard Philips Lovecraft z lubością sięgali po motywy zawarte w publikacjach teozoficznych, m.in. "Doktrynie tajemnej", opublikowanej po raz pierwszy w 1888 r. Ogół tych elementów złożył się na synkretyczną dogmatykę teozofii, która rychło zyskała tyluż zwolenników, co i przeciwników.

APOSTOŁOWIE OKULTYZMU

Bławatską oraz jej poplecznik Henry Steel Olcott bez wątpienia trafili ze swoimi pomysłami w idealny wręcz moment. Zainteresowanie kultami Dalekiego Wschodu przy równoczesnym bujnym rozwoju stowarzyszeń parających się badaniem niekonwencjonalnych możliwości ludzkiego umysłu oraz ogólne znużenie scjentyzmem i pozytywizmem stanowiło idealny grunt do rozwoju teozofii. Toteż publikacje Towarzystwa Teozoficznego, jak "Izyda odsłoniona", "Klucz do teozofii" (swoisty wywiad-rzeka z założycielką) oraz czasopisma takie jak "Lotos", "Path", "Lucifer" czy "Revue Theosophique" - znajdowały wielu nabywców, a ruch zyskiwał rzesze sympatyków.

Nie obyło się bez sytuacji konfliktowych, gdyż Bławatską i wielu teozoficznych publicystów przejawiali skłonność do pouczania wszystkich, którzy ze sceptycyzmem odnosili się do ich koncepcji. Aroganckie sformułowania typu: "Wierzyć inaczej (niż teozofowie) to wierzyć na ślepo", czy: "Ludzie, którzy nam zaprzeczają, są ignorantami udającymi orientalistów" - były na porządku dziennym i prędko wywołały liczne głosy oburzenia. Za głównych wrogów Bławatską uznała spirytystów skupionych wokół "szkoły" Allana Kardeca (autora "Księgi Duchów", zawierającej domniemane przekazy mediumiczne). Nie tylko piętnowała ich doktrynę, uznając ich za praktykujących czarną magię, ale też konkurowała o zbliżonych odbiorców dla swych koncepcji i literatury, z której dystrybucji czerpano pokaźne zyski. W końcu od spirytyzmu już nie tak daleko do wyznawanego przez nią okultyzmu.

Wraz ze śmiercią Bławatskiej w maju 1891 r. funkcję prezesa Towarzystwa objęła Annie Besant, wsławiona działalnością na rzecz ruchu sufrażystowskiego i uzyskania niepodległości przez Indie. Za jej sprawą doktryna teozoficzna uległa przeorientowaniu z dotąd najsilniej akcentowanego buddyzmu ezoterycznego ku hinduizmowi. Nie obyło się bez wewnętrznych perturbacji, kiedy Besant usiłowała przeforsować uznanie za inkarnację Chrystusa hinduskiego młodzieńca Jiddu Krishnamurtiego. Oponował przeciw temu m.in. przewodzący niemieckim i austro-węgierskim teozofom Rudolf Steiner. W efekcie doprowadziło to w 1913 r. do schizmy i zaistnienia Towarzystwa Antropozoficznego, skupiającego się na edukacji wczesnoszkolnej przy użyciu niekonwencjonalnych, a zarazem dyskusyjnych metod.

W kolejnych latach teozofowie tracili na popularności m.in. z względu na teorię ras, mocno kojarzącą się z nazizmem. Również postęp w dziedzinie nauk takich jak archeologia czy geologia, kwestionujących pomysły Bławatskiej i Olcotta co do przeszłości naszej planety, odbił się niekorzystnie na popularności ruchu. Towarzystwo Teozoficzne funkcjonuje dziś raczej jako ciekawostka. Tym bardziej, że od chwili świetności tej organizacji przybyło jej mnóstwo konkurencji.

WOBEC CHRZEŚCIJAŃSTWA

Pomimo że teozofowie pełnymi garściami czerpią z tradycji i terminologii chrześcijańskiej (osobliwie ją przy tym interpretując), z reguły stosują bezpardonową krytykę Kościołów wyrosłych na przesłaniu Chrystusa. Jezus uznawany jest przez nich za osobowość wybitną, choć nie wyrastającą ponad księcia Gautamę (czyli Buddę), Krisznę czy Apoloniusza z Tyany. Wzorem starożytnych gnostyków rozdzielają Jezusa-Człowieka od Chrystusa postrzeganego jako różnie interpretowany kosmiczny byt zawierający znamiona boskości. W rozumieniu teozofów każdy nosi w sobie potencjał, by osiągnąć stan analogiczny do Jezusa - poprzez samodzielny wysiłek przejawiający się przede wszystkim w zgłębianiu sekretów teozofii. Stąd w ramach tej doktryny nie ma miejsca na jedynego Syna Bożego, Zbawiciela całej ludzkości, współistotnego swemu Ojcu pod względem boskiej natury. Takie postrzeganie Chrystusa to według teozofów wynik celowego zniekształcania faktów przez decydentów Kościołów chrześcijańskich, m.in. katolickiego. Dla poparcia tej tezy wysuwają mało przekonujące argumenty, np. o domniemanym zafałszowywaniu oryginalnych przekazów biblijnych przez duchowieństwo. Pechowo dla nich wyniki współczesnych badań archeologicznych i filologicznych przeczą tego typu tezom. Z dorobku teozofów jeszcze do niedawna czerpał m.in. ruch parareligijny znany jako New Age. Współcześnie teozofia to już raczej relikt przeszłości, choć istotny ze względu na wciąż aktywny odłam tego ruchu - wspomnianą antropozofię. To już jednak osobny temat.,,

http://adonai.pl/wiara/?id=37
Narodzić się, umrzeć, odrodzić ponownie i wciąż się rozwijać - takie jest prawo
Awatar użytkownika
Hansel
 
Posty: 3754
Rejestracja: 13 gru 2014, 17:26


Wróć do Opowieści spirytystyczne

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości