Cześć wszystkim
Tytuł zdradza treść, także postaram się streścić.
Po pierwsze chciałbym opisać sytuację z moim opiekunem która wydaje mi się dla części z Was nie będzie niczym niezwykłym lecz dla innych może być motywacją.
Zacznę od tego, że dość regularnie staram się medytować. Czasem po prostu w celu relaksu, a czasem by spróbować komunikacji z Opiekunem.
Pewnego wieczoru jak zwykle przed spaniem zaczynam medytować, późna noc, cisza, spokój. Ledwo zacząłem, proszę Opiekuna o przyjście i słyszę w głowię "Jestem". Biorąc pod uwagę, że przeważnie mało co wychodziło z mojej komunikacji z opiekunem (chociaż udało mi się ustalić kim on jest), trochę mnie zatkało. Ale pomyślałem, że skoro tak, to pójdę dalej. Poprosiłem Opiekuna o wsparcie w rozwoju i o to, aby dał dowód na to, że faktycznie jest. Uznałem, że to może być po prostu moja głowa. Prosząc o dowód pomyślałem o kontakcie przez marzenia senne albo coś w tym stylu. Jednocześnie zaznaczyłem, że prośba o dowód nie jest egoistycznym pragnieniem. Poprosiłem o dowód aby móc opowiadać o spirytyzmie. Kiedyś opisywałem swoje doświadczenia tu na forum, ale były one niezależne ode mnie.
Budzę się rano i w zasadzie zapomniałem o wieczornej medytacji. Mija chwila zanim sobie przypomniałem o mojej rozmowie z Opiekunem. Nic się nie wydarzyło, nie było snu. Schodzę na parter, wchodzę do salonu i niespodzianka. Zapalona lampa. I teraz żebyście mnie dobrze zrozumieli. Stojące lampy w salonie mam dwie. Jedna w ciągłym użytku druga pełni rolę dekoracyjną. Nie włącza się ich poprzez zero jedynkowy włącznik, tylko poprzez przekręcanie "śrubki". Zapalona lampa byłą tą, której nie używam. Żeby Was nie skłamać, to mogę spokojnie powiedzieć, że przez ostanie 2 lata to ją ze 3 razy włączyłem. Co więcej, włącznik był przekręcony tylko delikatnie, tak, że żarówka żarzyła się słabym światłem.
Czyli tak jakby żadne z Was jej nie włączyło, bo to nie miało sensu. Nie będę klął się i zarzekał, bo jestem pewien, że ta lampa w wieczorem była wyłączona, zarówno tego dnia, jak i poprzedniego jak i przez ostatnie kilka tygodni.
Wnioski pozostawiam Wam, a zgodnie z danym słowem historią się dzielę.
Teraz druga rzecz czyli rozwój osobisty.
Chodzi o rozwój duchowy; jestem spirytystą od kilku lat i w tym czasie zgłębiałem literaturę. Jednak mam wrażenie, że kiedy chcę rozwijać zdolność komunikacji z opiekunem, to jestem jakiś taki, jakbym szedł przez bagno po pas. Strasznie topornie to wychodzi. Mam kilka bliskich osób które odeszły w przeciągu ostatnich lat. Zawsze gdy się modlę, wspominam o Nich, dziękując za opiekę nad Nimi Stwórcę. Mam jednak wrażenie, że swoim życiem kiedyś ich zawiodłem lub dalej zawodzę i chciałbym kiedyś móc to wyjaśnić, porozmawiać z Nimi tutaj z Ziemi.
Myślicie, że poza medytacją, powinienem coś zrobić, żeby bardziej się skupiać, zbierać energię? Sporo o tym czytałem, poznałem w literaturze wiele technik, a jednak mam wrażenie, że czegoś brakuje. Jest ktoś w stanie mi pomóc?