Nie chcę wyjść na osobę wszechwiedzącą i tak dalej, ale trochę odnoszę wrażenie, że posługujecie sie schematami myślowymi. Przemysł mięsny zgarnia kolosalne zyski dzięki swej produkcji, a przemysł farmaceutyczny zaciera przy tym z uciechy ręce. Takie gadanie, że do życia potrzeba coś tam ze zwierząt to czysta propaganda. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że istnieją wyjąki, jak np. Eskimosi. Ale nasze społeczeństwo do takich ekstremów nie należy. Jesteśmy już tak rozwinięci cywilizacyjnie, że wegetarianizm nie jest nadludzkim wysiłkiem. Od dawna wręcz uważam, że nasz poziom rozwoju przestał usprawiedliwiać jakiekolwiek formy zjadania ciał zwierząt.
Przemysł mięsny agituje sloganami o podstawowej dawce białka dziennie, która jest potrzeba do życia. A ilu z odbiorców pamięta w ogóle czym jest białko...? Białko to twór z aminokwasów. Wiecie, że to białko, ktore zjemy na obiad, wcale nie jest przyswajane w takiej formie, w jakiej się ciału podaje? Najpierw jest ono rozkładane do aminokwasów. A potem składane z nich jest takie białko, jakie jest potrzebne organnizmowi. Z tego prosty - i słuszny - wniosek, że to nie wartościowe białko powinno być podane, ale wartościowe aminokwasy. A tych w produktach roślinnych jest masa. Naprawdę. Przykład? Słoń. Ile kg samych mięśni zbudowanych z białka ma słoń? Od groma i ciut ciut. A je tylko trawę i liście. Znowu taki goryl - jest weganinem, a przy tym podobno najsilniejszym zwierzęciem świata, łącznie z człowiekiem. No, może za wyjątkiem Pudziana