Dla mnie wizyta w Oświęcimiu stała się okazją do odświeżenia sobie wspomnień z lat minionych kiedy to sprawy pozadoczesne budziły moje wielkie zainteresowanie. To było dawno, trochę może się od tamtego czasu pogubiłem ale z tego co widzę to dawne fascynacje pozostały
.
Człowiek rodzi się sam. Pewnie że obok jest matka, z reguły ktoś jeszcze ale z punktu widzenia niedużego człowieczka który kompletnie nie rozumie co się dzieje jest po prostu sam. Dlatego np. takie ważne jest żeby po urodzeniu był blisko matki, żeby wsłuchiwał się w jej ciało, tym razem od zewnątrz ale dzięki temu emocjonalnie nabrał przekonania że sam nie jest. A jeżeli tak się nie zdarzy, jeżeli trafi w jakieś miejsce z dala od mamy ? Pewnie w przyszłości będzie miał problemy stąd wynikające. I sprostanie tym problemom będzie jednym z wyzwań przed którym życie go tak wcześnie postawiło.
Moja kuzynka Ewa urodziła 20 grudnia syna. Nie było mnie przy tym wydarzeniu ale z tego co wiem maleństwo nie rozstało się z matką ani na chwilę. To już jej drugie dziecko, pierwsza była córka.
Człowiek również sam umiera. Może być otoczony przez wiele osób ale umiera sam. Widziałem to wyraźnie będąc, na tyle na ile mogłem (bo rygory szpitalno - reanimacyjne) blisko moich Rodziców kiedy umierali.
I człowiek ma również cel w życiu. Rodzi się sam, umiera sam i żyje sam z tym właśnie celem. Celem który jest zadany, głównie z racji miejsca i czasu pojawienia się na świecie. Może sobie też wyznaczyć jeszcze inny cel. Z logiki naśladownictwa Chrystusa wynika nawet że powinien. Ale w pierwszej kolejności powinien rozeznać, na ile potrafi, cel zadany. I starać się sprostać temu wyzwaniu, nawet (a może zwłaszcza) jeżeli mu się nie podoba, wolałby może coś innego...
Choćby tylko z prostej, doczesnej przyczyny: podejmowanie Krzyża wybranego własnowolnie bez uprzedniego rozeznania Krzyża zadanego po prostu nie może się dobrze skończyć. To trochę tak jakby ktoś z chorym kręgosłupem nie zbadał się i zaczął podnosić ciężary. Sobie zrobi krzywdę, komuś jeszcze przy okazji...
Z pewnością jednak celem życia jednostki nie jest zadowalanie grupy. Parafialnej, zborowej, jakiejś jeszcze... I, tak patrząc z perspektywy czasu, to kogoś poszukującego to może zniechęcać w relacjach ze społecznością wierzących. A lepiej się tym nie zniechęcać tylko po prostu próbować, to tu, to tam. Tak jak ze wszystkim innym.
W wielu takich miejscach czegoś od człowieka oczekują. I nie mam wcale na myśli kasy, bo można mnie chyba tak zrozumieć. Oczekują otóż od niego zaangażowania będącego "po myśli" prezbitera, moderatora, pastora, katechistów, starszych zboru itd. Na ten temat można sobie zresztą poczytać na protestanci.pl. Te posty opisują rzeczywistość taką jaka była dawno temu, po prostu. Nic się nie zmieniło. Ludzie tacy są, po prostu. No ale przecież to też wyzwanie
.
A prawda jest taka że wolno wszystko co nie jest zabronione. Bez względu na cudze widzimisię.
I jeszcze coś napiszę. Otóż ludzie traktujący siebie jako "sejfy" w których zdeponowana jest wiara dziadów i pradziadów (katolicy i ewangelicy, wszystko jedno) wzorem dla poszukującego być nie mogą, żadną miarą. Bo poszukujący poszukuje własnego celu, własnej prawdy o życiu. Nie poszukuje zaś drogi do domu dzieciństwa tych ludzi gdzie, różnymi metodami, wbito im do głowy (mniej) i do psychiki (bardziej) prawdy "jedynie nieomylne".
Odróżniam buddyzm od historycznego Buddy. Ale fascynuje mnie w postaci tego człowieka którego uważam za swojego Przyjaciela trafność spostrzeżeń dotyczących życia. Budda otóż nauczał że każda rzeczywistość zastana na świecie jest tak naprawdę wyzwaniem. Nie oznacza to wezwania do kontestacji ale do zajmowania własnej, zgodnej z własnym rozumieniem rzeczywistości postawy.
Zastanawiam się czasem jak długo jeszcze będę szukał
. Ale myślę że nawet jeżeli znajdę poźno albo wcale nie znajdę to w następne życie wejdę lepiej rozumiejąc życie niż obecne
.
A jeżeli koncepcja reinkarnacji nie jest prawdziwa ?
Mam nadzieję że w doświadczenie śmierci wejdę bez lęku
. Bo to chyba jest bardzo ważne. Żeby się bać jak najmniej. Bo jeżeli człowiek się boi to znaczy że nie ma zaufania. Im bardziej się boi tym mniejsze ma zaufanie. Do, przecież, swojego Przyjaciela, jakkolwiek go pojmował...