Każda pomoc osobie, która akurat tego potrzebuje jest w cenie. Wielkie akcje charytatywne to bez wątpienia świetny sposób. Ja pomagam jednak na swój indywidualny sposób. Widząc biednego człowieka pod sklepem kupuję mu jedzenie. Pamiętam pewnego razu stojąc w piekarni zauważyłam bardzo obdartego starszego mężczyznę, który liczył grosiki, by kupić sobie bułkę z przeceny. Gdy ją już miał ściskając mocno w rękach wyszedł ze sklepu. Kupiłam więc 1 chleb więcej i pobiegłam za tym Panem, wręczyłam go i powiedziałam: proszę, to dla Pana chlebek. Popatrzył na mnie bardzo zdziwiony i zapytał: a co ma Pani za dużo? Ja na to: nie, ale Pan ma za mało. Nigdy nie zapomnę radości w oczach tego człowieka, a mojej w mojej duszy. Innym razem z kożuchem w rękach szukałam po mieście innego starszego człowieka, któremu wielokrotnie kupowałam jedzenie, lub dawałam na nie pieniądze, by oferować mu owo ubranie. Szła zima, a on miał takie obdarte ubranie. Został mi kożuch po dziadku, więc pomyślałam o tym człowieku. Innym razem zawoziłam ubranka dziecięce pewnej kobiecie w ciąży. Mieszkała ze swoją babcią spory kawałek ode mnie. Przyszło jej wychowywać maluszka w dużej biedzie, bez ojca. Jak ona się cieszyła, gdy przywiozłam 4 wielkie wory ubrań. W dowód wdzięczności kupiła mi czekoladki. Nie chciałam ich przyjąć, uznałam, ze lepiej będzie jeśli ona je zje. Mimo, że to ja jej pomagałam głupio mi było cokolwiek przyjmować w zamian. Poza tym jest wiele prozaicznych zdarzeń, jak zawiezienie sąsiadki do lekarza w śnieżycę (a że absy mi padły jazda była niezła
), pomoc przyjaciołom przy budowie domu, opiece nad dzieckiem, obcinanie włosów innej niepełnosprawnej sąsiadce, opieka, kąpanie i przewijanie chorej babci i koleżanki, przebywających w szpitalu, wspomaganie akcji charytatywnych pieniędzmi, artykułami spożywczymi, ubraniami, w końcu zwykłe wsparcie słowem znajomych, przyjaciół, rodziny, naprowadzanie na dobrą ścieżkę. Nie jest mi trudno pomagać nawet osobom, które mnie bardzo krzywdzą. Przykro mi co prawda, ze bazując na moim dobrym sercu wykorzystują, a za plecami oczerniają. Wiedzą doskonale, że jak przyjdą poproszą o pomoc, to im nie odmówię. I tak jednej z nim wymalowałam cały dom w środku, ponieważ jej 4 dzieci ( wiek 29-45 lat) wypięło się na nią. Przyszła więc mnie poprosiła. Co miałam zrobić widząc starszą kobitkę? Sama tego nie zrobiłaby. Wredna jest jak nie wiem, ale co tam. Za swoje grzechy sama będzie płacić. A mi jak to mówią korona z głowy nie spadnie. Z resztą to malowanie to tylko jedna z wielu wielu rzeczy, które dla niej zrobiłam.
Choć mam na koncie też organizację koncertu charytatywnego w naszej miejscowości. Zaprosiłyśmy z koleżanką do występu różne zespoły z okolicy. Za zebrane pieniądze zrobiłyśmy paczki na święta dla najuboższych rodzin z całej gminy i je rozwiozłyśmy.Same również brałyśmy z nim udział, tak jak w innych zbiórkach pieniędzy i żywności. Ponieważ byłyśmy po kursie pomocy medycznej, jeździłyśmy po szkołach podstawowych i uczyłyśmy maluchy pierwszej pomocy. Charakteryzowałyśmy na sobie rany i odgrywałyśmy scenki, by dzieciaki lepiej zapamiętały. Dla nas świetna zabawa, dla dzieci bardzo istotna wiedza. Nigdy za tę i wszystkie poprzednio opisane czynności nie wzięłam ani grosza. To moja działalność na rzecz ludzi i dla nich.
W taki sposób widzę właśnie pomaganie: wiele mniejszych i większych działań każdego dnia, bez względu na to, kto o nie prosi, bądź po prostu potrzebuje...