Dawno nic nie było w temacie nauka,więc postanowiłam tutaj się podłączyć.
Otóż wczoraj wieczorem wróciłam z warsztatów Hemi-Sync i już pędzę opisac Wam,czego tam doświadczyłam.Jechałąm tam z takim sobie niezbyt entuzjastycznym nastawieniem i swoim zwyczajowym sceptycyzmem.Muszę tu od razu powiedzieć,że bardzo przyjemnie się rozczarowałam,poniewaz warsztaty były naprawde grzechu (i pieniędzy) warte.
Dla osób,które nie zetknęly się dotychczas z tym pojęciem powiem,że techniki Hemi-Sync,wynalezione i przez lata udoskonalane przez Roberta Monroe,polegają na wykorzystaniu dźwięków o różnej częstotliwości do synchronizacji pracy półkul mózgowych(hemisphere-synchronization).Czemu to służy?Liczba celów jest bardzo długa,m.in.jest to poszerzenie postrzegania pozazmysłowego czy tzw.eksploracja obszarow niefizycznych.
Nie będe tu już cytowałą ulotki Instytutu Monroe,po prostu napisze o paru wrażeniach z kursu.Nie wiem,czy znane jest Wam uczucie "zniknięcia" ciała fizycznego przy całkowicie rozbudzonym,żywo i logicznie myślącym umyśle?Przypuszczam,iż powiecie,ze nie.
Otóż efekt taki można uzyskać przy tzw,Focusie 10(te numerki to takie określenia techniczne,charakteryzujące przeróżne stany świadomości).
Innym bardzo ciekawym-to chyba za mało powiedziane-efektem jest swobodne poruszanie się w przestrzeni kosmicznej;stan ten udalo mi się osiągnąc przy jednej z płytek medytacyjnych.
Inną,po prostu niesamowitą rzeczą jest dotarcie do przestrzeni bez czasu,gdzie unoszące się w tęczowym świetle istoty wołają"kochamy cię,kochamy cię"i można poczuć nieomal namacalnie energie miłości wydzielaną przez te byty.
To na razie chyba tyle,jutro napisze o jeszcze jednym niesamowitym wydarzeniu .