Mam ostatnio pewną sytaucję z której nie wiedziałe mjak wybrnąc. tzn wiedzialem lub raczej czułem, ale mialem swiadomosc istnienia tez drugiej gorszej sciezki.
pewna osoba z mojej rodziny ma problemy finansowo-prawne - ktorych sie dorobiła na wlasne zyczenie, m.in. zatrudniając pracownikow na czarno, unikając podatków, nie wywiązując się umów z kontrahentami. Wiadomo kazdemu z nas mogło się zdarzyć że coś kiedyś nagieliśmy w interpretacji prawa żeby udało nam się coś ząłatwić - rzecz w tym ze ten człowiek robi to od lat... 14-tu conajmniej. Ja kiedys jako mlody chlopak z nim wpsolpracowalem (w duzym cudzyslowiu) i zakończyłem tę współpracę po dwóch miesiacach z wypłaconymi .... 5% tego co powinnienm dostać. (to jako przykład, żeby uświadomić o jaki typ osoby chodzi). Reszta rodziny oczywiście do dzis uważa, że zachowałem się nieodpowiedzialnie odchodząc z tej pracy... no cóz... pracą bym tego nie nazwał. bo nawet jesli zdarzyło mi sie kiedys pracowac dla kogoś na czarno - to chociaż pieniądze mialem wyplacane w 100% i na czas.
wiadomo ze pieniadze szczescia nie dają, ja nie należe do tych którzy muszą je mieć za wszelką cenę. Dla mnie pieniądz jest jak ubranie - to przedmiot uzytkowy, potrzebny ale czy konieczny do szczęścia?
a teraz do sedna
kilka tygodni temu wyskoczyla pewna sytuacja finansowo-prawna u mojego bliźniego (tego samego o ktroym przed chwilą pisałem) i ... oczekuje się ode mnei udzielenia mu pomocy.
Niby wszystko ok. Tyle tylko ze staje przed pewnym konfliktem mianowicie.
sytuacja przed ktora stanęła ta osoba jest wynikiem jego wieloletniego psotępowania, niegodnego traktowania ludzi itp itd. Zatem sam się do tego przyczynił. i jest to w myśl filzofii spirytystycznej jego próba. Próbuje jednak ja rozwiązać innymi ludźmi.
Jeżeli mu pomogę, wiem że ten cżłwoeik nie dojdzie do żadnych wniosków, nie rpzemyśli swojego życia, i będzie dalej postępować tak jak postepuje.
Jeśli mu nie pomogę to jest szansa ze uratowanie sie z problemów bedzie dla niego tak trudne ze zweryfikuje swoje poglądy, choć pewności nie ma. dodam że jest osoba mało uduchowiona, która nie dostrzega ze wszystko ma swoją przyczyne i skutek. To torchę to o czym czasem pisze Mirek, ludzie sa zamknięci na świat, dostrzegają tylko to co im się podaje w postaci informacyjnej papki, że jak to często jest określane ... spią.
splatają się więc tu ścieżki dwoch rozwojów moralnych mojego i jego. tyle tylko ze są one ustawione do siebie przeciwstawnie (w moim odczuciu).
pojawia się zatem pytanie, czy kązdy z nas powinien dbać o swój rozwój moralny czy tez powinien poświecać swój na rzecz bliźnich. Zwłaszcza wobec tych nieświadomych wpływu tego co robią na swoje duchowe/moralne życie. Jak sądzicie?
ps. Ja decyzje już podjąłem i wykonałem więc nie prosze o sugestię.
Problem ten myślę jest na tyle ciekawy, ze chcialem sie z wami podzielić.