Dzień dobry,
przeczytałam wszystkie posty i… jakbym zobaczyła siebie zaglądająca tu z tego samego powodu.
Nawet nie wiesz Kasiu jak Cię świetnie rozumiem. Dokładnie 2 miesiące temu nagle umarła moja mama. Też nie spodziewałam się, że odprowadzając mamę do karetki widzę ją po raz ostatni.
Diagnoza mamy nie brzmiała super groźnie, ot ropne zapalenie płuc. Po 4 dniach podania antybiotyków dożylnych czuła się dużo, dużo lepiej. I tego samego dnia, kiedy z nią rozmawiałam telefonicznie po raz ostatni o tym, że czuje się lepiej – nagle doznała zatrzymania krążenia. Lekarze ją reanimowali po czym wprowadzili w stan śpiączki farmakologicznej, aby ochronić płuca i podpięli pod respirator. Natychmiast załatwiłam mamie przeniesienie do specjalistycznej placówki (innego szpitala). Okazało się też, że w pierwszym szpitalu zaraziła się koronawirusem, który doprowadził do obrzęku mózgu z kolei, który nieodwracalnie uszkodził układ nerwowy.
Próbowano mamę wybudzić ze śpiączki, ale ostatecznie nie było żadnych reakcji organizmu. Lekarze nie dawali mi żadnej nadziei. Mówili wprost, że czekają już tylko na to, aż serce przestanie bić. Mama była pod respiratorem 7 dni. Nie pozwolono mi się z mamą pożegnać, bo to oddział covidowy. Ciała też nie widziałam,do tego nakaz kremacji zwłok.
Mama była dla mnie wszystkim. W przeciwieństwie do Ciebie, żadnej rodziny nie miałyśmy. Po śmierci mamy zostałam absolutnie sama.
Z perspektywy czasu, tych 2 miesięcy widzę teraz, że mama się spodziewała śmierci. Od prawie roku zaczęła dziwne programy oglądać o kosmitach, życiu po życiu i duchach. Co dla mnie było niewiarygodnie bo mama nigdy nie była ani wierząca ani bojaźliwa. Nie wierzyła w Boga ani w życie pozagrobowe. Kupiłam jej i sobie nową pościel. Chciałam jej powlec, a mama mówiła, że nie chce, że nie opłaca się (?!).
Wielokrotnie w głowie analizowałam sytuację, co mogłam zrobić, żeby zapobiec wydarzeniom. Wezwać taksówkę i wziąć mamę do tego specjalistycznego lepszego szpitala gdzie miała już zabukowany termin hospitalizacji (karetka nie chciała mamy zawieźć do niego, bo musieli do najbliższego wg procedur). A może powinnam bardziej ją naciskać na pójście do szpitala kiedy jeszcze nie czuła się tak bardzo źle?
Wręcz mogę powiedzieć, że nastąpiła tak niewiarygodna koincydencja zdarzeń, że wystarczyłoby gdyby tylko jedna z tych rzeczy się nie zdarzyła a moja mama dziś by żyła.
Dlatego chyba jednak ta śmierć była zapisane i obmyślona dużo wcześniej. Co nie zmienia faktu, że nie umiem się pogodzić z jej śmiercią.
Miesiąc po jej śmierci miałam bardzo realistyczny sen. Słyszałam nawet jej pochrapywanie z drugiego pokoju. Mama wstała, rozsunęła zasłony w pokoju i poszła do kuchni (jak zawsze rano). Rzuciłam się na nią przytulić. Wtedy powiedziała mi: Jest mi dobrze. Tak musi (musiało?) być. Nagle nim się zorientowałam byłyśmy na balkonie, piękne słońce. Ale twarz mamy była szara, jakby zamrożona. Nie uśmiechała się. Obudziłam się i była 4.44 nad ranem.
Po 2 tygodniach znów mi się śniła. Lepiłyśmy razem pierogi świąteczne (w te święta niestety nie zdarzyłyśmy – mama umarła 1 grudnia). Śmiałyśmy się i żartowałyśmy. Obudziłam się i znów była 4.44.
A 2 tyg temu w ogóle mogłabym przysiąc, że mama wołała mnie zza okna. I to tym bardzo rzadko używanym zdrobnieniem, bo na początku myślałam, że to może ktoś inny woła inną osobę o tym samym imieniu. Ale to był tembr głosu mojej mamy.
A na koniec opowiem zdarzenie z tej środy. Radio, które mama dostała ode mnie – pomimo tego, że odłączone było od prądu – samoistnie się włączyło. Nie szukało stacji, szumiało na jednej częstotliwości. Trwało to dobrą minutę i się wyłączyło. Niemalże jak na tych wszystkich amerykańskich horrorach.
Tak. Czuję, że mama chce się ze mną skontaktować bo widzi w jakim jestem ciężkim jestem stanie po jej śmierci. Mam typowe objawy depresji, nie wychodzę praktycznie z łóżka. Płacze codziennie od 2 miesięcy.
Dlatego też poszukuje jakiegoś medium, które by pomogło mi się z mamą właściwie pożegnać.