Łukasz pisze:Doświadczenia które płyną z medytacji nie mają charakteru trwałego ...
Aha.
ps.: Konrad, przecież tu każdy właściwie pisze co mu do głowy przyjdzie, to naprawdę przestaje mieć sens.
Łukasz pisze:Doświadczenia które płyną z medytacji nie mają charakteru trwałego ...
Łukasz pisze:Sigmo, spróbuj zaprzestać stosowania jakichkolwiek praktyk medytacyjnych co najmniej na miesiąc by przekonać się czy korzyści z nich płynące mają charakter trwały lub nie. Pozdrawiam
sigma pisze:Łukasz pisze:Sigmo, spróbuj zaprzestać stosowania jakichkolwiek praktyk medytacyjnych co najmniej na miesiąc by przekonać się czy korzyści z nich płynące mają charakter trwały lub nie. Pozdrawiam
Medytacja ma tylko wtedy sens kiedy jest praktykowana. To przecież nie jest tak że można praktykować raz na miesiąc, bądź oczekiwać efektów po miesiącu, bądź po pół roku przerwać. Przez doświadczenie płynące z medytacji rozumiem dostrzeganie dwóch niezależnych od siebie istnień: "ja" prawdziwego i "ja" fałszywego, co podczas medytacji miewa miejsce. A to doświadczenie jest nieusuwalne, jego nie można zapomnieć i to miałem na myśli. Ale to doświadczenie może mieć miejsce tylko wtedy kiedy medytacja jest dla medytującego celem samym w sobie. Ktoś, kto medytuje "dla relaksu" raczej nie osiągnie tego stanu. Zaś "relaks", który można dzięki medytacji osiągnąć, jest, zdaniem naprawdę wielu, efektem ubocznym lub korzyścią, można chyba jeszcze jakoś inaczej to określić, i nie jest efektem trwałym. Ale w medytacji ukierunkowanej na duchowość nie o to przecież chodzi.
Hilary pisze:Właśnie poruszyłeś Łukasz bardzo ważną kwestię... ego.
Ego jako "pycha" i okolice jest niepożądane, ale inaczej ma się kwesta ego w charakterze poczucia "ja jestem". Tutaj nie można mówić o negatywnych skutkach, ponieważ zatracenie poczucia istnienia jest czymś, czego się ludzie boją... bo ich przeraża w widzialnej części śmierci ciała. Nie chcą stracić swojego 'ja', nie chcą zniknąć w niebyt... a by pozostać dalej "żywym" po śmierci- musimy pozostać sobą. Zatracając poczucie własnej egzystencji (czyli również tę część ego) tracimy podstawy spirytyzmu. Jak patrzeć ufnie w przyszłość, jeśli kostucha nie ruszy nieśmiertelnego Ducha, ale... nie będzie on nami z racji zatracenia ego?
Zmiany powinny iść w dobrym kierunku i nawet jeśli idealnie czysty Duch byłby bezosobową siłą, która w niezmierzonej miłości do wszystkiego zatraciła nawet pamięć swojego imienia- dziś nas to przeraża.
Pamięć przecież też jest elementem tożsamości - własnego ja.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości