Strona 19 z 19

Re: Medytacja

Post: 25 wrz 2012, 10:28
autor: sigma
Łukasz pisze:Doświadczenia które płyną z medytacji nie mają charakteru trwałego ...


Aha.

ps.: Konrad, przecież tu każdy właściwie pisze co mu do głowy przyjdzie, to naprawdę przestaje mieć sens.

Re: Medytacja

Post: 25 wrz 2012, 13:50
autor: Łukasz
Sigmo, spróbuj zaprzestać stosowania jakichkolwiek praktyk medytacyjnych co najmniej na miesiąc by przekonać się czy korzyści z nich płynące mają charakter trwały lub nie. Pozdrawiam :)

Re: Medytacja

Post: 25 wrz 2012, 14:45
autor: Hilary
Właśnie poruszyłeś Łukasz bardzo ważną kwestię... ego.
Ego jako "pycha" i okolice jest niepożądane, ale inaczej ma się kwesta ego w charakterze poczucia "ja jestem". Tutaj nie można mówić o negatywnych skutkach, ponieważ zatracenie poczucia istnienia jest czymś, czego się ludzie boją... bo ich przeraża w widzialnej części śmierci ciała. Nie chcą stracić swojego 'ja', nie chcą zniknąć w niebyt... a by pozostać dalej "żywym" po śmierci- musimy pozostać sobą. Zatracając poczucie własnej egzystencji (czyli również tę część ego) tracimy podstawy spirytyzmu. Jak patrzeć ufnie w przyszłość, jeśli kostucha nie ruszy nieśmiertelnego Ducha, ale... nie będzie on nami z racji zatracenia ego?
Zmiany powinny iść w dobrym kierunku i nawet jeśli idealnie czysty Duch byłby bezosobową siłą, która w niezmierzonej miłości do wszystkiego zatraciła nawet pamięć swojego imienia- dziś nas to przeraża.
DO CZEGO PROWADZI STRACH!?
Każdy chyba zna odpowiedzi... suma summarum- do niczego dobrego. Jeśli więc nawet celem naszym jest takie zatopienie się w miłości i zagubienie w pamięci własnego imienia- zrobić to możemy dopiero, gdy będziemy gotowi. Czy jesteśmy gotowi intelektualnie i moralnie by to zrobić? Nie, to oczywiste... dlatego też nawet, jeśli założymy, że naszym celem jest wyzbycie się i własnego imienia(co przypominam również jest ego), to jako istoty nie umiejące chodzić nie powinniśmy biegać, co tylko się poobijamy, dokonamy masowego samobójstwa i ogółem nic dobrego z tego nie wyniknie.
Ego w ziemskich wcieleniach jak długo wiąże się z poczuciem własnego ja- tak długo czyni więcej dobrego, niż złego. Postrzegam zatracenie pamięci własnego imienia jako swoistą nirwanę, którą osiągnąć możemy za wieeele wcieleń, a na dodatek to ona sprawi, że przestanie mieć dla nas znaczenie jak się nazywamy, nie odwrotnie. Kto nie pamięta swojego imienia- jest niebezpieczny, chaotyczny, nie identyfikuje się ani z dobrem ani złem które uczynił, bowiem sumienie nie "mówi" do niego, a w rezultacie bez poczucia własnego "ja" popadamy w czcze uciechy cielesne.

Czyż spirytyzm nie opiera się właśnie na tym, iż nawet Duchy czyste pamiętają swoje poprzednie wcielenia, toteż nie zatraciły wszystkich aspektów ego? Czyż właśnie spirytyzm nie jest nadzieją dla tych, co lękają się zatracić po śmierci świadomość własnego istnienia? I wreszcie- czyż to właśnie nie spirytyzm dzięki tej nadziei na utrzymanie tej pozytywnej części ego, którą mają Duchy czyste- nie chroni nas przed samobójstwem, gwałceniem i mordowaniem beznamiętnie?

Nawet jeśli ego i w tym medytacyjnym zakresie miałoby kiedyś nas opuścić i byłby to proces pozytywny, to bez wątpienia najpierw musimy chociaż dojść do etapu rozwoju, który osiągnęły Duchy czyste, które dalej mają tę część ego! Wtedy będzie można dywagować, czy dobrze jest znać swoje imię, a dziś wystarczy, że dotrzemy do etapu na którym znajdują się Duchy, do których tak nam daleko moralnie i intelektualnie...

Zakładając, że dobrze jest wyzbyć się swojego imienia...
Jesteśmy raczkującymi dziećmi, co uczą się chodzić... po co się przewracać próbując biegać, skoro Ci, co są dla nas wzorami jeszcze tego nie robią?

Doświadczenia?
Wiedzę zdobytą empirycznie w tematyce istnienia Boga zdobyłem podczas medytacji samoświadomości. Nie wierzę w Boga... po prostu wiem, że On istnieje.
Dziś byłbym opętany, gdyby nie tamta medytacja. Objawia nam to mnogość znaczeń pod którymi skrywają się "medytacja" i "ego".
Czy więc medytacja jest taka bezwartościowa? Czy jest taka egocentryczna? "Po owocach..."
Gdyby faktycznie tak było- w najlepszym razie wciąż bym "tylko" (choć myślę, że to jest raczej "aż") wierzącym, a nie wiedzącym.

Re: Medytacja

Post: 25 wrz 2012, 18:33
autor: sigma
Łukasz pisze:Sigmo, spróbuj zaprzestać stosowania jakichkolwiek praktyk medytacyjnych co najmniej na miesiąc by przekonać się czy korzyści z nich płynące mają charakter trwały lub nie. Pozdrawiam :)


Medytacja ma tylko wtedy sens kiedy jest praktykowana. To przecież nie jest tak że można praktykować raz na miesiąc, bądź oczekiwać efektów po miesiącu, bądź po pół roku przerwać. Przez doświadczenie płynące z medytacji rozumiem dostrzeganie dwóch niezależnych od siebie istnień: "ja" prawdziwego i "ja" fałszywego, co podczas medytacji miewa miejsce. A to doświadczenie jest nieusuwalne, jego nie można zapomnieć i to miałem na myśli. Ale to doświadczenie może mieć miejsce tylko wtedy kiedy medytacja jest dla medytującego celem samym w sobie. Ktoś, kto medytuje "dla relaksu" raczej nie osiągnie tego stanu. Zaś "relaks", który można dzięki medytacji osiągnąć, jest, zdaniem naprawdę wielu, efektem ubocznym lub korzyścią, można chyba jeszcze jakoś inaczej to określić, i nie jest efektem trwałym. Ale w medytacji ukierunkowanej na duchowość nie o to przecież chodzi.

Re: Medytacja

Post: 25 wrz 2012, 21:52
autor: Łukasz
sigma pisze:
Łukasz pisze:Sigmo, spróbuj zaprzestać stosowania jakichkolwiek praktyk medytacyjnych co najmniej na miesiąc by przekonać się czy korzyści z nich płynące mają charakter trwały lub nie. Pozdrawiam :)


Medytacja ma tylko wtedy sens kiedy jest praktykowana. To przecież nie jest tak że można praktykować raz na miesiąc, bądź oczekiwać efektów po miesiącu, bądź po pół roku przerwać. Przez doświadczenie płynące z medytacji rozumiem dostrzeganie dwóch niezależnych od siebie istnień: "ja" prawdziwego i "ja" fałszywego, co podczas medytacji miewa miejsce. A to doświadczenie jest nieusuwalne, jego nie można zapomnieć i to miałem na myśli. Ale to doświadczenie może mieć miejsce tylko wtedy kiedy medytacja jest dla medytującego celem samym w sobie. Ktoś, kto medytuje "dla relaksu" raczej nie osiągnie tego stanu. Zaś "relaks", który można dzięki medytacji osiągnąć, jest, zdaniem naprawdę wielu, efektem ubocznym lub korzyścią, można chyba jeszcze jakoś inaczej to określić, i nie jest efektem trwałym. Ale w medytacji ukierunkowanej na duchowość nie o to przecież chodzi.

Osiągnięcie stanu o którym wspominasz jest doświadczeniem którego zapomnieć się nie da; w tym przypadku faktycznie skutki są trwałe. Doświadczyłem tego stanu, co na dłuższą metę przysporzyło mi niestety kłopotów.Stosowałem przez jakiś czas praktykę 'metta' i przyznam że dzięki niej uporałem się ze sprawami, które wlokły się za mną od lat; nie mniej nie uporałem się za pomocą tylko tej metody ze wszystkim. Pozdrawiam.

Re: Medytacja

Post: 30 wrz 2012, 22:09
autor: forrest
Hilary pisze:Właśnie poruszyłeś Łukasz bardzo ważną kwestię... ego.
Ego jako "pycha" i okolice jest niepożądane, ale inaczej ma się kwesta ego w charakterze poczucia "ja jestem". Tutaj nie można mówić o negatywnych skutkach, ponieważ zatracenie poczucia istnienia jest czymś, czego się ludzie boją... bo ich przeraża w widzialnej części śmierci ciała. Nie chcą stracić swojego 'ja', nie chcą zniknąć w niebyt... a by pozostać dalej "żywym" po śmierci- musimy pozostać sobą. Zatracając poczucie własnej egzystencji (czyli również tę część ego) tracimy podstawy spirytyzmu. Jak patrzeć ufnie w przyszłość, jeśli kostucha nie ruszy nieśmiertelnego Ducha, ale... nie będzie on nami z racji zatracenia ego?
Zmiany powinny iść w dobrym kierunku i nawet jeśli idealnie czysty Duch byłby bezosobową siłą, która w niezmierzonej miłości do wszystkiego zatraciła nawet pamięć swojego imienia- dziś nas to przeraża.

No właśnie to jest niepokojące w książce Stead'a, że on to widzi w taki pesymistyczny sposób... (Błękitna Wyspa, str. 78). Chyba, że ja czegoś nie zrozumiałem, a on mówił o duchach czystych, które - jak sugerują obserwacje - pozostają tymi samymi osobami, jak za ich życia z okresu wcieleń.
Pamięć przecież też jest elementem tożsamości - własnego ja.
Dowolnie długi, ale skończony okres czasu - jakkolwiek go odnieść do rzeczywistości w której przebywają duchy, w której wg ich opinii nie można dokonywać pomiarów jego upływu - jest krótką chwilą. Jeżeli duch (własne ja) miałby być unicestwiony np. z powodu jakichś wcześniej nieuświadomionych skłonności autodestrukcyjnych (rozumiem, że w tym przypadku takim czynnikiem byłoby to, co duchy określają mianem miłości), a tym samym nie byłby nieśmiertelny, ponieważ jedyne możliwe warunki jego bytowania nie zapewniałyby mu nie popadnięcia w owe skłonności autodestrukcyjne, to nie ma właściwie znaczenia, czy to samounicestwienie nastąpi po "baaardzo długim" czasie, czy już jutro. Wszelkie inne problemy z odległej przyszłości nie są w obecnej chwili istotne - nasza obecna sytuacja dostarcza problemów do rozwiązania na teraz i nie ma się co zamartwiać tymi przyszłymi. Natomiast co do tej kwestii nieśmiertelności duszy jest zupełnie inaczej - liczy się nie to, że jeszcze "baaaardzo długo" będziemy żyć, ale to, czy życie to nie ma kresu (żeby użyć dla ścisłości pojęcia z matematyki).
A tak w ogóle, to czy przyszło może komuś z Was na myśl, że ta fundamentalna wola istnienia – jeżeli to można w ten sposób określić – jest czymś doskonałym, co Bóg sam posiadając, dał również duszom tworzonym przez Niego „na swój obraz”?

Re: Medytacja

Post: 01 paź 2012, 00:19
autor: Hilary
Przekazy nie wskazują na to, by po śmierci traciło się pamięć, a wręcz przeciwnie- przypominamy sobie poprzednie wcielenia. Warto o tym pamiętać w świetle tego rozważania, jeśli rozpatrujemy "w świecie" Kardeca, a pominięte kwestie rozpatrujemy na podstawie dzieł innych autorów.

Pamięć przecież też jest elementem tożsamości - własnego ja.

A skoro tak, to zgodnie z prawem powszechnego postępu nie powinniśmy mieć możliwości zatracenia pamięci w ogóle, nawet gdybyśmy próbowali to uczynić. Utrata wspomnień byłaby uwstecznieniem, a coś takiego przeczy wspomnianemu prawu. Uważam w związku z tym, iż taka sytuacja jest niemożliwa.

Załóżmy jednak, że jest inaczej... że możemy utracić poczucie własnego "ja". Każdy "krok ku doskonaleniu się" jest działaniem świadomym, toteż jeśli kiedykolwiek stracimy poczucie własnej tożsamości, to wyniknie to z naszego świadomego wyboru. Nie ma możliwości "iść w górę" przypadkowo, a zwłaszcza wbrew własnej woli. Kiedy więc osiągniemy poziom wyższy, niż najczystsze Duchy których słów mamy zaszczyt słuchać i staniemy przed takim wyzwaniem/możliwością, jak zatracenie świadomości swego istnienia w bezkresnej miłości, to:
-jak każdy "krok naprzód" będzie to nasza świadoma decyzja, nie stanie się to samoistnie! Możemy tak, jak w przypadku każdego innego działania- odwlekać to w nieskończoność.
-będziemy już wtedy na takim etapie rozwoju, iż nasze postrzeganie okaże się diametralnie inne, niż aktualnie, toteż nie zakładałbym, iż dzisiejsze lęki dotykać nas będą również wtedy.

W jednym i drugim przypadku stajemy przed sytuacją, która nie będzie wiązała się z działaniem wbrew sobie. Osobiście uważam, że druga opcja jest nielogiczna, ale pominąłem tę problematykę... i mimo wszystko uzyskałem sytuację, która na podstawie znanych nam praw nie jest straszna!
W rezultacie- nie ma się czego bać, nawet jesli możliwe jest zatracenie świadomości, to będzie to wynikiem naszej świadomej decyzji, o czym Duchy jasno nam mówią (choć nie przedstawiły w dziełach Kardeca przeczenia ani potwierdzenia WPROST, czy coś takiego może mieć miejsce).

Re: Medytacja

Post: 01 paź 2012, 18:01
autor: forrest
Przypadkowo skojarzyło mi się, że Twój tok myślenia, Hilary, znajduje być może poparcie w doświadczeniach z pogranicza śmierci, w których "świetliste istoty" wyrażają pogląd, że jedną z dwóch najważniejszych rzeczy w życiu jest zdobywanie wiedzy. ...o medytacjach nie wspominają :D

Re: Medytacja

Post: 09 paź 2012, 13:26
autor: konrad
Zamykam temat. Został chyba wyczerpany, a bezproduktywne dyskusje budzą raczej negatywne emocje.