autor: czarnyMag » 17 lip 2017, 11:05
Jan Stradowski
Szef działu nauki „Focusa”, z wykształcenia lekarz medycyny.
To zjawisko leży u podstaw naszej wiary w istnienie duszy, życie pozagrobowe oraz reinkarnację. Tym bardziej szokujące jest odkrycie, że nie ma czegoś takiego jak śmierć kliniczna, a wszystkie związane z nią fenomeny można wytłumaczyć działaniem mózgu.
...Wyglądało to tak, jakbym znalazł się w długim tunelu z jaskrawym światłem na końcu. Wszystkie dźwięki stopniowo ucichły. Cały czas czułem jednak własne ciało, a szczególnie nagły chłód czegoś dotykającego skóry na moim brzuchu. Chciałem podnieść rękę, by zdjąć to coś – i nie mogłem. Nie mogłem poruszyć nawet małym palcem ani krzyczeć, gdy poczułem rozdzierający ból. Chciałem za wszelką cenę uwolnić się od cierpienia i w końcu poczułem, że wydostaję się z ciała i rozpływam w kojącej ciemności. Trwało to jednak ułamek sekundy – zaraz ktoś mnie poklepał w policzek, przez zamknięte powieki przesączyło się światło, a tuż obok mojego ucha rozległ się głos: „No już, budzimy się, budzimy, już po operacji”...
Nie, nie byłem umierający. W czasie operacji usunięto mi wyrostek robaczkowy, a dziwne doznania wynikały z wpływu środków znieczulających, które – akurat w moim przypadku – zadziałały później, niż przypuszczali lekarze, nacinający mi brzuch. Jednak podobieństwo między moimi przeżyciami a tym, co nazywa się doświadczaniem śmierci (ang. near-death experience, NDE) czy śmiercią kliniczną, jest zadziwiające. Na tyle zadziwiające, że zainspirowało naukowców do badań, a mnie – do podążania ich śladem.
Pierwsze znane opisy stanów przypominających NDE pochodzą sprzed ponad 2 tys. lat, ale z pewnością nasi praprzodkowie doświadczali ich, od kiedy tylko stali się istotami świadomymi. Stany nagłego zagrożenia życia były dla nich przecież codziennością – musieli zmagać się z drapieżnikami, żywiołami, agresywnymi współplemieńcami. Poczucie wyjścia z ciała i znalezienia się w innym świecie to coś, o czym trudno zapomnieć. Psychiatrzy wiedzą dziś, że NDE potrafi zmienić osobowość człowieka, nierzadko pozbawiając go strachu przed śmiercią, skłaniając do silniejszej wiary w życie pozagrobowe czy do altruizmu.
Dlatego prof. Thomas Metzinger, filozof umysłu z Johannes Gutenberg Universität Mainz, uważa, że doświadczanie śmierci stało się kamieniem węgielnym duchowości człowieka. Skoro można porzucić własne ciało, to znaczy, że istnieje coś więcej niż tylko ono – dusza, umysł, jaźń. Skoro można wówczas spotkać jakieś świetliste istoty, duchy przodków czy demony, to obok naszego świata musi istnieć jakiś inny, do którego trafiamy po śmierci, jeśli tylko przejdziemy przez ten ciemny tunel aż do wielkiej światłości. To przekonanie legło u podstaw nie tylko religii, ale i filozofii czy szeroko rozumianej kultury.
prof. Kevin Nelson, neurolog z University of Kentucky w Lexington. „Przede wszystkim nie ma czegoś takiego jak śmierć kliniczna. Mózg pozbawiony dopływu krwi nie umiera od razu, a na dodatek działa na tyle długo, by mogły zajść w nim procesy prowadzące do NDE” – odparł.
dr. Robert Kurzbana „Why Everyone (Else) is a Hyprocrite: Evolution and the Modular Mind”. Ów psycholog z University of Pennsylvania twierdzi w niej, że mózg tak naprawdę nie jest pojedynczym narządem, lecz zbiorem mniejszych „modułów”. Każdy pełni inną funkcję: przechowuje wspomnienia, analizuje bodźce płynące z oczu, steruje nieświadomymi reakcjami mięśni itd. Takich modułów mamy w głowie setki, a może nawet tysiące. Część z nich jest ze sobą ściśle powiązana, inne pracują niemal zupełnie niezależnie, a nawet czasem wchodzą sobie w drogę (dlatego bywa, że działamy wbrew sobie, mówimy coś, zanim pomyślimy czy przeżywany wewnętrzne konflikty). A co najważniejsze, przynajmniej w kontekście NDE, tylko niewielka część modułów obsługuje to, co zwiemy świadomością. Reszta, jak słusznie podejrzewał już Zygmunt Freud, może działać niezależnie, sterując dużą częścią naszych zachowań.
Moduły tworzące naszą pamięć też działają poza świadomością. Ta jedynie dostaje gotowy produkt zwany wspomnieniem, który wcześniej jest „sklejany” z różnych kawałków i nierzadko dość gruntownie przy tym zmieniany. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy do mózgu trafiają dane niezrozumiałe, zaskakujące, trudne do zaszufladkowania. W takich sytuacjach pamięć odwołuje się do tego, co zostało w niej wcześniej zapisane, i przerabia wspomnienia tak, aby pasowały do wzorca.
Jak to się ma do „śmierci” klinicznej? W czasopiśmie „British Journal of Psychiatry” ukazał się niegdyś przegląd wizji życia wiecznego, których doświadczyły w trakcie NDE osoby wywodzące się z różnych kultur. I tak północnoamerykańscy Indianie mówili o wężach, mokasynach, łukach i strzałach, natomiast Japończycy – o długich mrocznych rzekach oraz pięknych kwiatach (częste motywy w japońskiej sztuce).
Chrześcijanie widzieli Jezusa, mieszkańcy Indii zaś Jamę (hinduskiego boga śmierci) – nigdy na odwrót. Choć niektórzy Hindusi twierdzili, że niebo to jedna wielka biurokracja, a oni zostali odesłani z powrotem na ziemię wskutek pomyłki rajskiego urzędnika. Z kolei Amerykanie czy Brytyjczycy najczęściej byli zawracani spod wrót raju po to, aby wykonać jakieś ważne zadanie lub przeżyć wielką miłość...
Wygląda to trochę tak jak w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa – każdy po śmierci dostanie to, w co wierzy.
"żyj i daj żyć innym"