Bresson pisze:"W każdym człowieku żyje kosmiczne dusza, która potrzebuje przewodnika, aby ten zaprowadził ją z powrotem do domu, do OJCA, do Światła. Tym przewodnikiem jest na Ziemi istota zwana tu Chrystusem. Nie rozumiejąc tego stanu świadomości, nie można wrócić o własnych siłach z ciemności do Światła. Nie mówimy tu o religii, ani o
spirytyzmie, lecz o Boskiej, kosmicznej wolności - o waszym naturalnym stanie świadomości, który utraciliście i do którego powinniście powrócić".
http://romannacht.blogspot.com/search?q=spirytyzmieDziwnie mi to kontrastuje. Bo z jednej strony ten człowiek mówi wiele mądrych rzeczy, z drugiej mam wrażenie jakby odstawiał spirytyzm na boczny tor mimo, że wiele z tych głoszonych mądrości można odnaleźć właśnie w spirytyzmie.
Roman Nacht - właściwie nie znam człowieka, jednak z zacytowaną odpowiedzią zgadzam się jak najbardziej. Nie chodzi o krytykę spirytyzmu, czy religii, ale o zaznaczenie bardzo ważnej kwestii - odnalezienia Boga i jego energii (można mówić kosmicznej, czy boskiej) w sobie. Zauważcie, że wszystkie religie, wierzenia tego świata opierają się na umiejscowieniu Boga w otaczającej nas rzeczywistości jako istnienia osobnego, będącego poza nami, kogoś "na zewnątrz" nas, stawiając sprawę w takim ujęciu, by dać do zrozumienia, że jesteśmy my i Bóg, jako dwie strony medalu. W rzeczywistości my i Bóg to jedność. Zostaliśmy stworzeni przez Ojca wszechrzeczy właśnie z jego własnej energii i ona nieustannie w nas trwa, jest nami. Chrystus, o którym mówi Nacht to nie postać Jezusa, o której wielu myśli, ale właśnie stan świadomości, odnalezienie się w boskim paśmie, w prawie wolnego wyboru (wolnej woli), w którym Ojciec nas stworzył. Praca nad sobą powoduje budzenie się w nas Chrystusa. Piszę budzenie, ponieważ wszyscy, w chwili stworzenia nas byliśmy piękni, wiedzieliśmy czym jest stan Chrystusowy i mieliśmy nieustanny kontakt ze swoją świadomością duchową. Niestety system, którymi rządzą siły ciemności (zła,) w kolejnych naszych wcielenia degradował nas i zniewalał tak, że dziś większość ma zablokowane możliwości porozumiewania się z naszą nadduszą (opiekunem), z którą również jesteśmy jedną całością.
By uwolnić się od systemów trzeba właśnie tegoż Chrystusa w sobie obudzić. Jezus, jako istnienie (chodzi tu o ducha, który w jednym ze swych wcieleń był Jezusem z Nazaretu) jest również bardzo ważną postacią, gdyż jako Opiekun Ziemi pomaga nam wydostać się z kanału, jaki serwują nam siły ciemności. Z Jego pomocą można dokonać na prawdę dużego skoku w rozwoju duchowym.
Choć niektórzy pewnie mnie zjedzą za to, co za chwilę napiszę, ale muszę to zrobić. W budzeniu się Chrystusa w nas samych niezmiernie ważną jest jedna kwestia: należy pozbyć się wszystkich dogmatów, teorii, analiz, wierzeń i wszelkiego rodzaju działań, które zamykają nasze postrzeganie w pewnych ramach. Wolność duchowa to właśnie istnienie poza tymi czynnikami. Niestety spirytyzm również stawia pewnego rodzaju obramowanie. Z jednej strony zachęca do dobra i działania na rzecz drugiego człowieka, a z drugiej nie precyzuje sprawy do końca i pomija mnóstwo niezwykle istotnych rzeczy. Sugerowałabym spojrzeć na temat nieco z perspektywy i potraktowanie spirytyzmu jako impuls do chęci rozwoju duchowego, pewien rodzaj natchnienia, a nie jako wiedzę ostateczną i teorie, których należy ściśle się trzymać. Jeśli odrzucicie wszystkie teorie, jeśli przestaniecie analizować i opierać się na konkluzjach waszego umysłu, uruchomicie połączenie ze swoją świadomością duchową. Umysł bowiem jest narzędziem, które niestety sprawnie zagłusza naszą duchową świadomość. Jeśli nauczycie się nie oceniać i nie myśleć, a wprowadzać w siebie tzw. stan ciszy, gdzie nie ma myśli, a jedynie odczucia, zobaczycie jak wiele można informacji wyciągnąć od sił światłości. Budzenie w sobie Chrystusa polega m.in. na tym, że człowiek uczy się żyć w radości, szczęściu, ponieważ taki stan sprzyja stałemu połączeniu nas właśnie ze Światłością. By jednak umieć żyć w radości należy wiele kwestii w sobie przerobić (nie ma nic za darmo
): pokochanie siebie, wybaczenie sobie, pokochanie innych, wybaczenie innym, współodczuwanie i współtworzenie. Jeśli człowiek przerobi to w sobie, żadna krzywda z rąk drugiego człowieka nie będzie go bolała, ponieważ będzie rozumiał, dlaczego ten drugi człowiek tak się zachował. Nie będzie nienawiści, ale żal z powodu jego słabości i chęć pomocy. Nie jest to droga łatwa ale możliwa do pokonania. Najlepszym dowodem na to jest właśnie Jezus. Grunt, by samemu sobie nie stawiać ograniczeń i barier typu: "to za trudne", "to niemożliwe", "nie da się tego zrobić", "jestem na to za słaby". Wszyscy z natury jesteśmy bardzo silni, jesteśmy potęgą, gdyż jesteśmy doskonałym dziełem naszego Ojca. Ktoś taki nie mógł przecież stworzyć chłamu, prawda? Musimy tylko uwierzyć w siebie i odnaleźć w sobie tę boską moc, która jest mocno ukryta i ograniczana systemowymi narzędziami, zrozumieć, dlaczego ludzie nas otaczający często zachowują się tak, a nie inaczej. Człowiek z natury nie jest zły, jest cudem. To zło, które go opanowało powoduje, że człowiek ten gubi się i zachowuje nie tak, jakby chciała jego własna naddusza.
czarnyMag pisze:Nikita pisze:Nienawisc wiaze mocno...dlatego warto jednak wybaczyc niz sie mscic...inaczej wpadniemy w kolowrot kata i ofiary....niestety wiekszosc z nas siedzi w tym....
A nie uważasz, że to jest za proste? Powiedzieć wybacz gdy głęboko w was siedzi rana która nie powstała na skutek jednej awantury na Ziemi w czasie jednego tylko wcielenia
Że dopóki nie przypomnimy sobie podwalin pierwszego zatargu i nie wybaczymy wszystkich zatargów w czasie wszystkich wcieleń z danym wcielonym to mówienie "wybacz lub wybaczam" nic nie zmieni?
Drogi czarny Magu, wybaczenie nie jest wypowiedzianym słowem "wybaczam", ale aktem odrzucenia od siebie całej zaistniałej sprawy. To jak zamknięcie drzwi raz na zawsze za przeszłością, wewnętrzne oczyszczenie się z całego bólu z tym związanego, uprzedzeń, żalu i niechęci. Nie można rozwijać się duchowo, pozostając w przeszłości. Rozwój duchowy to nieustanne patrzenie w przyszłość. Zamykając przeszłość za sobą nie zabieramy w dalszą podróż żadnych śmieci z tamtego okresu, oczyszczamy się, wnosimy w siebie stan ciszy i spokoju. Rozpamiętując to, co było, nieustannie napełniamy się negatywną energią towarzyszącą tamtym sytuacjom i uniemożliwiamy sobie uwolnienie od nich. Sami się więzimy i ograniczamy. Jeśli zamykamy za tym drzwi, zapominamy, nie dajemy możliwości odtworzeniu się tamtych energii, one nie mogą już w nas trwać i zamierają, a my zyskujemy wolność. Bo wolnym jest nie ten, komu wybaczono, ale ten, kto potrafi wybaczać. Dużo łatwiej to przychodzi, jeśli ujmiemy osobę krzywdzącą w kategorii naszego zagubionego brata.
Dodam jeszcze jedną kwestię, która być może pomoże niektórym w wybaczaniu. Wielu ludzi krzywdzi nie dlatego, że tego pragnie, ale właśnie dlatego, że są sterowani przez siły ciemności. Wiecie, że wielu z nich, gdyby wcieliło się na świecie, gdzie panuje tylko miłość ( gdzie nie ma systemów, pogoni za pieniądzem, religii, a każdy działa na rzecz pozostałych) nie krzywdziłoby innych? Wyobraźcie sobie planetę, gdzie każdy robi to co potrafi najlepiej, np. jeden umie spawać, inny wykonuje piękne rzeczy z drewna, jeszcze ktoś inny świetnie gotuje, albo szyje. Każdy zajmuje się tym co potrafi najlepiej i co sprawia mu radość, ale nie robi tego dla tylko siebie ale również dla pozostałych, dzieli się swoją pracą, by każdy mógł z niej czerpać. W zamian coś innego dostaje od pozostałych i wszyscy żyją w harmonii i wzajemnym działaniu. Czy w takim świecie ludzie niszczyliby się wzajemnie? Nie, ponieważ o nic by nie konkurowali, dostawaliby wszystko, co jest im do życia potrzebne, a na dodatek spełnialiby się w tym, co lubią i potrafią. My żyjemy jednak w świecie, gdzie już od dziecka wpaja się nam konieczność konkurencji, prześcigania się w posiadaniu, oddziela się nas od prawdziwego Boga, przedstawiając go jako groźnego sędziego, wmawia, że między nami, a Bogiem muszą być pośrednicy. Spójrzcie, wszystko, absolutnie wszystko działa na nas tak, by izolować od innych (faworyzowanie od najmłodszych lat), zniewalać (kredyty, prawo), pozbawiać własnej tożsamości (szkolnictwo, korporacje), mocy i wyjątkowości (ukazywanie przez religie człowieka jako marny proch). To właśnie to wszystko powoduje, że ludzie pozostają odizolowani o Prawa Wolnego Wyboru (wolnej woli) i zapominają, że wszyscy jesteśmy tym samym dziełem jednego Ojca Wszechrzeczy. Stłamszeni, pozbawieni własnej godności i poczucia wyjątkowości, swojej własnej boskiej natury, jak te biedne robaczki, każdego dnia walczące by jakoś przeżyć nie mają czasu, a czasem i siły, by zajrzeć wgłąb siebie i tego Boga w sobie odnaleźć. Gdy już się bowiem Go odnajdzie, zaczyna się dostrzegać Go również w innych ludziach i wszystko staje się łatwiejsze, również wybaczanie.
Rzecz, którą Wam tu przedstawiłam nie jest lekką bajeczką, to coś, co osobiście na własnej skórze przez ostatnie 10 lat trenowałam. Pamiętajcie jeszcze jedną rzecz: ludzie, którzy nas ranią są naszym błogosławieństwem, gdyż dzięki nim, właśnie w tych najcięższych sytuacjach naszego życia, mamy możliwość poznać samych siebie, własne reakcje i niedoskonałości. To oni dostarczają nam powodów do doświadczania i rozwoju. Dopiero, gdy się mścisz rozumiesz, ile w Tobie jest złości i nienawiści. Gdy je dostrzeżesz, wiesz, co jeszcze w sobie musisz zmienić. Jeśli więc ktoś Was rani, nie koncentrujcie się na własnym bólu, ale na swojej reakcji, myślach, które Wam do głowy przychodzą. Przyjrzyjcie się im i zastanówcie, czy pochodzą ze Światła, czy od Sił ciemności i dziękujcie Bogu, że taki człowiek stanął na Waszej drodze i mogliście dojrzeć dzięki niemu w sobie własne niedoskonałości. A on sam i tak odpowie za własne błędy, ale to już nie Wasz problem, choć oczywiście możecie zrobić o krok dalej i pomóc mu się zmienić na lepsze.
Kiedyś Jezus powiedział coś takiego (nie pamiętam dokładnie cytatu): nie oceniaj drugiego człowieka, gdyż nigdy nie wiesz, czy za jego złymi czynami stoi zło w nim zawarte, czy jest on jedynie manipulowany.