Krzysztoff pisze:ole pisze:Boli mnie dzisiaj noga, bo grałem wczoraj w piłkę w hali sportowej. I to jest cierpienie
Ortopeda mi mówi ze już mi nie wolno, ale ja oddaję się temu bez reszty. Bo to jest miłość !
Jest taka choroba, przy której człowiek nie odczuwa bólu. Efektem tej choroby jest - bardzo często przedwczesny zgon, człowiek nie wie że coś jest nie tak z jego ciałem i albo się wykrwawia albo jego choroba staje się zbyt zaawansowana żeby coś zrobić. Ból naszego ciała jest mechanizmem wbudowanym który mówi nam że coś jest nie tak z naszym ciałem.
Podobnie cierpienie mówi nam że jest dysharmonia w naszym życiu moralnym i duchowym, więc ten "dyskomfort" zmusza nas żeby coś ze sobą zrobić i coś zmienićole pisze:Czy miłość i cierpienie są nierozłączne ?
Czy istnieje jakaś magiczna granica za którą cierpienie już nie dociera ? Nie mówię o używkach
Uważam ze trzeba żyć pełnią życia, nie chować się przesadnie. By poznawać siebie w doświadczeniu.
Podzielam Twoją opinię. Uważam że trzeba żyć i kochać nie zważając na ryzyko cierpienia. Tak naprawdę każdy kontakt z 2 gą osobą jest ryzykowny a jednak bezwarunkowa miłość i poszukiwanie dobra może nas zaprowadzić do życia w harmonii
A więc cierpienie jest nierozłączne z życiem...
Czytam w tej chwili bardzo ciekawą książkę pt. Kosmiczne podróże z Robertem Monroe.
Polecam
To mnie nawróciło do odsłuchiwania jego sesji hemi-sync. W tych sesjach R.Monroe zaleca by stres chować do specjalnej skrzyni. Bardzo proste i nieźle oczyszcza !
Stres, uczucia, myśl w wyższym wymiarze jest materią i przyczepia się do naszych ciał energetycznych.
Dlatego takie działania mają sens.
Pozdrawiam