autor: 123bgf123 » 02 lut 2023, 15:24
II część (koniec maja 2022)
Już niczego nie oczekuję choć ma małżonka pytała o konkrety w tamtym śnie i przychodzi do mnie to: Śnie sen, który – co niezwykłe - jest kontynuacją snu sprzed roku.
Jestem w domu, w tym samym co wcześniej. Ma żona jest w pracy, a Rita w szkole. Nie wiem co ze sobą robić. Ogarnął mnie marazm. Do domu przychodzą ludzie i przynoszą mi jedzenie. Nawet ich nie znam, robią to z potrzeby serca. Mają chyba wewnętrzne poczucie, że tego potrzebuję i sam nie przygotuję sobie jedzenia. Po kilku dniach zapragnąłem iść do lasu i zobaczyć jakieś dzikie zwierzę. I jest coś takiego, że jeżeli ktoś chce spotkać jakieś zwierzę to ono wyjdzie do ciebie, nawet jeśli jest to jest zwierzę, które mieszka w lasach tropikalnych np. puma i jest dzikie to przyjdzie i cię nie skrzywdzi. Tak jakby człowiek mógł przywoływać je świadomością. Ja podleciałem balonem i zacząłem się zbliżać w kierunku lasu, lecz idąc nie zauważyłem dołka, w którym było gniazdo żmij i nadepnąłem na nie, a one mnie ukąsiły. Wiedziałem, że zrobiły to w obronie, nie miałem żalu. One też nie miały zamiaru mnie ugryźć. Moja świadomość, już była wystarczająca, że bez wysiłku zatrzymałem rozprzestrzenianie się trucizny. Ale wiedziałem, że tego nie uleczę, wiedziałem gdzie mieszka człowiek, który leczy takie rzeczy. Nie spiesząc się (normalnie wpadłbym w panikę) wsiadłem do balonu i poleciałem do niego. Uzdrowiciel jakby wiedział, że do niego przyjdę, wyszedł mi naprzeciw, nałożył na mnie ręce i powiedział, że jestem już zupełnie zdrowy. Ja nie miałem wątpliwości, że tak jest. Zapytałem, czy mógłbym tak uzdrawiać, a on odpowiedział, że jeszcze nie czas, że to nadejdzie, samo przyjdzie. - Chciałbym się tego nauczyć. - Gdybyś w głowie nie zakładał ewentualnego ukąszenia ono by nie nastąpiło. Wydarzenia potoczyłyby się tak, że nie zostałbyś ukąszony. Mimo, że nie myślałeś o tym, w swojej świadomości brałeś pod uwagę taką ewentualność, a nie powinieneś. Powinieneś to ćwiczyć. Zapytał, czy może mi jeszcze jakoś pomóc, a gdy podziękowałem wiedziałem, że powinienem się oddalić, że zaburzam jego wewnętrzną pracę, że powinienem zostawić go aby mu nie przeszkadzać. Więc nie przedłużałem rozmowy, oddaliłem się.
Ludzie nie rozmawiają ze sobą, są jakby na dystans. Wszyscy są życzliwi i uczynni. Zawsze z uśmiechem i radością służą pomocą. Ale nie są rozmowni, starają się być w samotności, ograniczają się do wymiany informacji. Jakby niepotrzebne rozmowy zaburzały ich wewnętrzną pracę, jakby doświadczali wewnątrz siebie czegoś nadzwyczajnego, świętego, a zewnętrzne kontakty zaburzały ten proces. Jakby wewnętrznie obcowali z Bogiem. Dorośli ludzie wyglądają maksymalnie na trzydziestoparolatków, nie starzeją się bardziej. Nie ma starych ludzi. Ludzie nie jedzą mięsa, tylko warzywa, owoce, zioła, ale są też tacy, którzy nic nie jedzą. Wszystko zależy od rozwoju duchowego świadomości. Nikt nikogo nie ocenia i jest wyrozumiały wobec jakichś słabości drugiej osoby, jakby rozumieli, że to etap rozwoju tej osoby. Ubierają się skromnie, w ubrania, które nie przyciągają wzroku. Są po prostu praktyczne i wygodne. Nie czują potrzeby wyróżnienia się poprzez ubranie. Może są świadomi, że całe bogactwo, cała skala barw i głębia jest w nich samych, wewnątrz duszy. Nie liczy się umysł, rozum, liczy się duchowość, która sprawia, że wszystkie odpowiedzi są dostępne natychmiast. Ilekroć wspominałem jak to było dawniej, zawsze mówiono mi aby nie wracać do tego co było i rzeczywiście nikt nie wracał do dawnych czasów, nie wspominał niczego co było.
Po powrocie wyszedłem przed dom i z daleka zobaczyłem obecnego sąsiada Dominika, który pracował w polu. Poszedłem tam i powiedziałem, mu, że nie wiem co mam robić. D:– Może spróbuj coś uprawiać. K:– Ale ja się na tym nie znam, jestem księgowym. D:– Tutaj wszyscy kimś byli, ale to nie ma znaczenia; ten był informatykiem, a tamten jakimś analitykiem a teraz uprawiają ziemię. Może spróbuj uprawiać marchew i nie wracaj już do tego co było. Oddaliłem się po tych słowach, mając poczucie że otrzymałem wskazówkę i że spróbuję uprawiać tą marchew. Uprawa jest jednak inna niż obecnie, cały wzrost rośliny jest powiązany ze świadomością uprawiającego, wzrost i dojrzewanie odbywa się w świadomości, wewnątrz człowieka, w jego poczuciu. Nie trzeba czekać całymi miesiącami aż roślina wyrośnie lecz trzeba to przez siebie przeprowadzić w odpowiedni sposób, w sobie. Jest jakieś połączenie między wzrostem rośliny a mną. Moja marchew wyrosła trochę powykręcana, jedna duża, druga mała, nie do końca taka jak powinna. Nie byłem zadowolony. Zawiozłem ją do miasta. W mieście jest gigantyczny plac, wielkości lotniska, lądują tam balony małe i wielkie i każdy dostarcza to co wytworzył. Lądują też balony innych społeczności, które wytwarzają inne produkty. Każdy może przyjść i wziąć sobie co tylko chce i ile zechce. Następnego dnia znów ludzie przywiozą owoce, warzywa, zioła. Ludzie wytwarzają wszystkie dobra nieodpłatnie, po prostu mają taką potrzebę, wyhodują i przynoszą dla innych. Mogą całymi dniami wypoczywać i nic nie robić, albo mogą coś robić. Sami decydują jak często pracują i co będą robić. Każdy może przyjść na ten plac i wziąć wszystko co potrzebuje jak również przynieść coś jeśli ma ochotę, jeśli czuje taką potrzebę. Kiedy przyniosłem tą niewyrośniętą marchew ludzie przychodzili i brali ją, że im odpowiada. Były tam też worki z tytoniem i z marihuaną, ja już nie potrzebowałem tytoniu, ale wiedziałem, że są osoby które jeszcze tego potrzebują.
Obok tego placu są budynki, w których m.in. pracuje moja żona. Doradzają ludziom w różnych sprawach. Miastem zarządza człowiek o dużej wiedzy. Sprawuje tą funkcje dobrowolnie i z potrzeby serca tak jak inni. Np. do tych biur zgłosił się mężczyzna, który powiedział, że powiększy mu się rodzina i nie jest w stanie mieszkać tu gdzie dotychczas, bo będzie mało miejsca. Wskazano mu domy, żeby sobie wybrał, bo pustych domów jest pełno. On powiedział, że ten dom który by mu odpowiadał jest zniszczony i się sypie. Poszli do tego domu dwaj mężczyźni (o wysokiej świadomości) położyli ręce na murze i po chwili dom był jak nowy. Zniechęcony hodowlą marchwi poszedłem do biura aby dowiedzieć się o uprawie jabłek. Podano mi miejsce gdzie mieszka osoba, która się na tym zna (jak się okazało jego wiedza była całkowicie duchowa). Gdy przyleciałem i powiedziałem, że chciałbym uprawiać jabłka, ten człowiek podszedł do mnie, chwycił mnie za ramiona, zamknął oczy, a następnie powiedział, -to jest cała moja wiedza. W taki sposób mi ją przekazał.
I jeszcze coś dziwnego – w tym świecie ludzie nie mają zwierząt, nie tylko zwierząt gospodarskich, co jest zrozumiałe bo są weganami, ale żadnych zwierząt. Nie mają psów, czy kotów. Nie widziałem żadnego z tych zwierząt. Nie wiem co stało się z wszystkimi psami, ani z naszym psem Lulkiem.
Po tym śnie moim, z jednej strony byliśmy zachwyceni, że tak rozkwitła świadomość ludzi, ale też byliśmy zatroskani co stało się z naszymi psami, kotami. Gdzie był nasz Lulek..?