Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Miejsce, w którym można zadać każde pytanie dotyczące spirytyzmu, świata Duchów, reinkarnacji, sensu życia, praw kierujących naszym światem, Boga.

Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: niejestemtajemnica » 08 wrz 2018, 14:57

Cześć!

Temat wydaje się blogowy i naiwny, ale w pełni oddaje to, o czym chcę porozmawiać i o co chcę pytać.
Przede wszystkim przepraszam, że dość regularnie zajmuję Wasz czas. Jednakże, z kim, jeśli nie z Wami, o "tym" rozmawiać?
W moim rodzinnym domu mówiono raczej o "opowieściach z dreszczykiem", tylko Mama i Chrzestna zdawały się zagłębiać w tematykę, a co ważne - wierzyć, lecz na przestrzeni ostatnich lat (śmierć Dziadka, Ich ojca) albo przestały, albo wyparły myśl, że być może to, co widzimy, nie jest wszystkim, co możemy dostrzec.

Ja sam przez lata wahałem się. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to śmiesznie, bo przecież jestem jeszcze bardzo młody (23 lata), ale tak w istocie było. Zostałem przecież ochrzczony bez zapytania o wolę przystąpienia do chrztu (taki zwyczaj :) zielonoświątkowcy przyjmują chrzest, gdy uznają, że są na to gotowi, na przykład) Urodziłem się w rodzinie katolickiej. Moi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie... przystępowali do nabożeństw, brali śluby kościelne etc. Ja sam przystąpiłem do I komunii, "bo taka jest kolej rzeczy" (skończyłem 9 lat, byłem w drugiej klasie, no więc w czym problem? xD) Ale chodziło raczej o "świecką tradycję" chodzenia do kościoła aniżeli szczery kult wiary, niestety.

Wybrałem kierunek studiów uważany za poważny. Podjąłem pracę "w zawodzie". Mam zamiar się doktoryzować. Moje życie zawodowe opiera się na faktach i raczej nie ma w nim miejsca na rzeczy przypuszczalne, niedostrzegalne (z pozoru).

Ale poza tym - piszę. W tym roku mija 9 lat (a może już dekada?) mojej wolnej twórczości. :D Chodzi o prozę. Kiedyś nawet byłem "drukowany". Mówię o tym nie w formie przechwałki - bo powodów do dumy wciąż brak, ale miejmy nadzieję, że to się zmieni - lecz żeby wskazać, iż pomimo ogromnego materializmu w moim postrzeganiu świata znalazło się w nim miejsce na wrażliwość.

Powieść - zapoczątkowana szeregiem opowiadań - dotyczyła spersonifikowanej śmierci, świata materialnego i niematerialnego oraz pozamaterialnego (jaka jest różnica między niematerialnym a pozamaterialnym? zapewne rzadka, na potrzeby książki chodziło po prostu o coś w rodzaju kary za występki życia w świecie materialnym; "nagrodą" był świat niematerialny). Ale nawet życie w świecie niematerialnym nie było wolne od trosk! Zatem sposób, w jaki ukazałem wszelkie możliwe dla mnie wówczas do wyobrażenia wymiary był - upraszczając - zbliżony do sposobu, w jaki poczynili to spirytyści.

Zawsze więc patrzyłem na życie w przekonaniu, że niekoniecznie jestem w stanie na pierwszy rzut oka dostrzec wszystko to, co ten świat ma nam do zaoferowania. Ale mimo to najwyraźniej w to nie wierzyłem (jak sądzę). Miałem "dziwne" sny. Zawsze jednak traktowałem je po prostu jak "majaki". Jeden z nich opisałem w "Pytaniach i odpowiedziach" (post o tytule "Powtarzający się sen, Ojciec i Teść"), ale akurat w jego przypadku dopuszczam raczej słuszność twierdzeń o odreagowaniu rzeczywistości (w moim domu panował tzw. zimny wychów - jedzenia mi nie brakowało, ale na jakieś szczególne czułości nie mogłem liczyć).

W czasie choroby Dziadka - zakończonej śmiercią, nowotwór z przerzutami - miałem jeden z najstraszniejszych snów. Goniłem Dziadka po parkingu, a gdy udało mi się go dosłownie dopaść (czułem, że wyrywam Go z objęć śmierci), On odwrócił się, ukazując przerażającą twarz. Bladą, wręcz siną, twarz trupa. Wtedy natychmiast się obudziłem.

To wszystko wyjaśniam jednak przeżyciami.

Jedyny sen, co do którego miałem pewność, że zawiera coś więcej niż senną fantazję, dotyczył mojej spanielki. Termin jej wizyty we wrocławskiej klinice "przeleciał", bo z powodu słabego serca nie zgodzono się (telefonicznie) podać jej narkozy. Byłem więc przekonany, że pozostanie w moim rodzinnym domu i śmierć zastanie ją "kiedy indziej". Przed ok. tygodniem, półtora tygodnia, śniłem, że jestem w swoim aktualnym mieszkaniu, w domu, w pokoju, w którym spędzam większą część dnia. Była obok mnie moja Narzeczona. Za drzwiami stała spanielka. Czy drzwi były zamknięte, a ja ją widziałem, nie pamiętam. Kiedy je otworzyłem, spadł na mnie pająk. Zawsze śni mi się ten sam gatunek. :) Gdy się obudziłem, wiedziałem, że odejdzie. Wieczorem dostałem SMS.

Nieco inne wydarzenia dotyczyły mojego Taty - tak, żyjącego. :) Pewnego poranka, krótko po przebudzeniu, przeżyłem coś, co wcześniej (chyba) mi się nie zdarzyło. Ujrzałem Jego twarz, z porozcinanymi wargami. Byłem pewien, że coś się wydarzy. I się wydarzyło (pracuje z trudną młodzieżą, padały groźby itp.)

Ostatnimi czasy miałem bardzo trudny okres. To nic nowego w moim życiu; wielokrotnie wpadałem "w dołki". Moje samopoczucie pogorszyło się do tego stopnia, że wręcz pociągnęło za sobą pogorszenie zdrowia fizycznego. Czułem się fatalnie: jak w szklanej bańce, z której nikt mnie nie widzi i nie słyszy; że jestem zupełnie sam. Spowodowane to było samobójstwem osoby, którą się po prostu zauroczyłem. Przeraźliwie mnie to dotknęło. Mam mnóstwo pytań, na które szukam odpowiedzi; być może nigdy ich nie odnajdę. Ostatnio w proponowanych na YT "wyskoczył" mi pewien motyw muzyczny z bajki dla dzieci z sprzed kilkunastu lat i moje serce jakby pękło - myśląc o samobójczyni. Co to miało być?

Podczas tego "dołka" miałem sen, którego "akcja" rozgrywała się w domu mojej Babci (wdowy po opisywanym Dziadku). Uciekałem przed czarną chmurą, czymś efemerycznym, o czym wiedziałem - ba! tak to nazywano - że jest demonem. Uciekała moja Dziewczyna. W pewnym momencie spojrzałem przez okno, na ogród, który naprawdę znam - do jednego z drzew przywiązano białe (jasne) psy, chyba labradory. Wtedy poczułem ulgę, że nie jestem sam, że są tacy, którzy mnie ochroną. Raczej nie zaczytują się w senniki - niektóre z nich przypisują białym psom złe proroctwo, ale takie historie wkładam między bajki. To ja sam mam poczuć, co dany sen może oznaczać.

Jak widzicie, moje przeżycia są naciagane. Wiem o sobie tylko tyle, że jestem 33. Prawdziwie dziwne zdarzenia dotyczą mojej Narzeczonej. Co do niej, uważam, że jest medium - a mówię o tym z pełną odpowiedzialnością. W snach odwiedzali ją ludzie, przekazując informacje; po ich ziszczeniu, znikali.

Przykładowo, po śmierci Jej Prababci (mówimy o niej "babcia", bo prawdziwa umarła, gdy Dziewczyna miała kilka lat...) ta właśnie Prababcia śniła się Jej, będąc złą na matkę Dziewczyny (teściową, powiedzmy). "Miała wiedzieć, o co chodzi" Narzeczona poszła do swojej mamy i jej to przekazała... chodziło o nagrobek, który zamówiły jeszcze tego samego dnia. :D

Będąc małą dziewczynką, przygotowywała się do jakiegoś przeglądu śpiewu i tańca. Mieszkanie nieduże, więc rodzice mieli prawo być zmęczeni Jej próbami. ;D Odesłali ją na strych. Twierdzi, że nie bała się tam przebywać; że chciała tam mieć pokoik i że spędzała tam mnóstw czasu z dziećmi z sąsiedztwa. Jak opowiada, d opiero późnniej zaczęła odczuwać coś nieprzyjemnego, negatywną energię. Wreszcie usłyszała - to cytat, wybaczcie wulgarność - "zamknij mordę". Jak to dziecko, wystraszona zbiegła do rodziców i im to opowiedziała. Cóż, faktycznie, strych i jego najbliższa okolica (korytarz) mogły być puste, ale mimo to tłumaczyłem to sobie raczej złością któregoś z domowników (może się zapomniał, mając dosyć Jej dziecięcego śpiewu, i tak powiedział?) Przekonuje mnie najbardziej to, że Ona sama jest przekonana, że nie zna tego głosu. Że jakby ktoś z olbrzymią nienawiścią, zimnym tonem cedził coś przez zęby.

Śniło Jej się też, że Dziadkowie jakby wychodzili z obrazu (portret małżeński ze ślubu). Że była przez swoją Prababcię ścigana. Dopiero po zdjęciu obrazu sny ustały.

Zdarzały się też sny przerażające, że jest zaczepiana - np. w kolejce - przez nieznajomą kobietę, która chciała Jej coś przekazać. Krótko po tym Teść zrobił wodą znak krzyża na ścianach (nie byłem przy tym) i sny na jakiś czas ustąpiły (ani Ona, ani ja nie wiedzieliśmy, że On coś takiego zrobił).

Jak opowiada Narzeczona, w snach miała wrażenie, że ktoś/coś chce się dostać do naszego domu, ale nie potrafi.

To chyba tylko zrębek wspomnień. Jeśli coś sobie przypomnę, dopiszę. Kocham Ją i wiem, że Ona jest nieco rozbita. Z jednej strony racjonalność nakazuje odrzucać "pomysły o duszach", z drugiej - trudno uwierzyć, że głos, który słyszało się a który zdawał się pochodzic od kogoś obok, był w rzeczywistości wytworem wyobraźni (nie wykluczam). Podobnie jak trudno wyjaśnić sen o pretensjach do Jej Mamy albo o książce, którą miała odnaleźć, bo w której była jakaś notatka (na ślad książki, niestety, nie natrafiliśmy).

Kiedyś jeden z bohaterów mojego opowiadania powiedział "Wszyscy jesteśmy wariatami" - i tylko tyle, nic więcej.
Gorzej (lepiej), gdy okaże sie, że był w błędzie, a nasz świat jest czymś więcej niż materiałem, który możemy dotknąć, zmierzyć...

PS: Kiedyś przyśnił Jej się wujek (myśliwy), że biegnie za nią, woła i strzela Jej w plecy. Po przebudzeniu wyjawiła ten sen. Jak tylko przyszła do swoich rodziców, bez żadnego słowa, usłyszała od nich (jeszcze przed powitaniem): "Wujek z ... zastrzelił się rano"
niejestemtajemnica
 
Posty: 31
Rejestracja: 05 wrz 2018, 15:09

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: danut » 08 wrz 2018, 16:16

Moje rzucenie kiedyś zdania "najpierw potrzeba zgłupieć, by móc potem zmądrzeć" zostało zapamiętane przez niektóre osoby i nawet dziś przypominane, podobnie jak i to, że "nieraz i wiejski głupek potrafi zadziwić nas wiedzą". :D Rzeczywistość nie jest taka, jaką nam się wydaje, rzeczywistość jest skomplikowana, nic nie jest takie proste w niej na jakie wygląda, dlatego tak ważne jest, byśmy się rozejrzeli wokoło i zaczęli dostrzegać to, co zwykło nam umykać, a jest dla tej dla tej naszej rzeczywistości bardzo ważne. Mobilizacja powinna wciągać w szeregi wielu ludzi po to, by wreszcie wyszli z ukrycia, by zrzucili okowy narzucanych im dogmatów przez tych samozwańczych "mundrych", którzy za ich pomocą otumaniają tłumy i zabraniają im myśleć. Religie, sekty, nauka, w której wybiera się to co uznać za naukowe , a co odrzucić według uznania tych co zatwierdzić mają, a siedzą na wysokich stołkach, polityka - wszystko służy opóźnianiu prawdziwego spojrzenia na świat i życie. Hasła rzucane jak kości pod stół dla psów niczego nie wyjaśniają ani w sprawie Boga, ani w sprawie życia po śmierci, ani w sprawie zawiłości rzeczywistości i naszych problemów, z którymi musimy się mierzyć. Zatem ludzie, którzy to robię niech lepiej nie ważą się nazywać uduchowionymi. niejestemtajemnica - super masz nick. Sam mówi za siebie - koniec z tajemnicami, nie jesteśmy tajemnicą, żyjemy po to by otworzyć oczy i to udowodnić, nie ma nic zakrytego co by nie miało wyjść na jaw. Szukamy Prawdy! Czy chcesz rozpatrzyć tak jeszcze raz, tak solidnie doświadczenia, o których tu wspomniałeś? Bardzo mnie zaciekawiły chciałabym im sie przyjrzeć bliżej, jeśli chciałbyś "dać siebie ludziom na pożarcie", jak ja to zrobiłam kiedyś :D Nic złego się nie stało, nadal żyje niezjedzona, a wielu otworzyć może własne oczy, bo uczymy się na przykładach z życia wziętych.
danut
 
Posty: 6655
Rejestracja: 27 paź 2015, 09:27

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: ES3 » 08 wrz 2018, 18:30

Zgadzam się z Danut, chociaż mi bardzo brakuje tej dociekliwosci... Niejestemtajemnica, tak jak i Ty i zapewne wielu innych byliśmy wychowywani w tej samej wierzę... Potem dostrzega się, że jednak coś nam tu niedokonca gra, że Ci ludzie z pierwszych ławek w kościele, po wyjściu z niego pokazują zupełnie inne oblicze..... Ze po utracie bliskiej nam osoby szukamy wszelakich informacji i możliwości kontaktu, bo jak to tak nagle??? I wydawałoby się, że bez przyczyny... No i sny, gdzie nasi bliscy starają nam się coś pokazać, przed czymś ostrzec.... Tyle niewiadomych, a wszystko chciałoby się odkryć...
Ja od siebie póki co jedyne co mogę polecić to literaturę spirytystyczna na początek, do własnych przemyśleń... Mi dosyć sporo oczy otworzyła, choć jeszcze nie znam odp na wszystkie pytania.... Z tego też śledzę forum, bo jest tu naprawdę wiele tematów wartych uwagi jak i ludzi (dusz) o bardzo ciekawych poglądach....
Pozdrawiam :)
ES3
 
Posty: 136
Rejestracja: 27 maja 2018, 13:07

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: OneNight » 08 wrz 2018, 19:55

A co studiujesz, jeśli wolno zapytać? :D
Awatar użytkownika
OneNight
 
Posty: 2768
Rejestracja: 09 lip 2015, 13:38

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: danut » 08 wrz 2018, 20:38

Żyć, lub oszaleć, ale zrozumieć. :D Takie jest moje motto. Wywodzę się z pokolenia, które nigdy się nie poddaje. Co Wam chciałam powiedzieć a uważam za najważniejsze - to się udaje, udaje się pojąć, poskładać w całość i zrozumieć. Taka prawda nas obowiązuje i dotąd dopóki nikt jej w logiczny sposób nie zaprzeczy. Jak dotąd to największe trudności mają ludzie z zaprzeczeniem słowom Jezusa. Wykręcają je, nadają im innych znaczeń, atakują, wyśmiewają, lecz to nie jest żadne im zaprzeczenie! Dlatego nic to, ze i mnie będą wyrzucać, obrażać mnie, przymuszać do uznania swojej racji, ośmieszać i rzucać się na mnie z pięściami, bo na podobieństwo - dotąd mam rację dopóki nikt w logiczny sposób jej nie zaprzeczy i tego co mówię nie obali. Pewnie niektórzy powiedzą znowu znamienne , ale każdy ma swoją racje i szanuj je schylając przed nimi głowę - no nie, bo gdybyśmy uznawali racje wszystkich zostalibyśmy w chaosie, niczego byśmy nie rozwiązali a tym bardziej wzmacniali nic innego tylko owego głosiciela tych niby racji. Sami widzicie te przepychanki moja prawda, a nie bo moja - gdzie one mają początek? - Odwiecznie, w walce o byt, władzę, przewodnictwo. Ale te mury muszą runąć, bo nikt stąd, nich z ludzi nie będzie ustalać praw dla Wieczności. Nie będzie też wysługiwał się takim sprytnym asem ze swojego rękawa- ale to ja jestem pośrednikiem miedzy Bogiem, a ludźmi zatem to mnie słuchajcie. Każdy ma połączenie z Bogiem, a jest On wszędzie, w każdym innym człowieku, zwierzęciu, wietrze, przyrodzie, na księżycu, na innej planecie, w całym Wszechświecie - Jest tym wszystkim i absolutnie nie stoi na szczycie jakiejś drabiny, dlatego obejmuje Swoją świadomością wszystko, pilnuje, działa według odwiecznych, nieomylnych, sprawiedliwych praw. A jeśli się uczymy od innych to na tej zasadzie- słuchaj, zrobiłem tak i tak i potem spotkało mnie to i to, zatem to co zrobiłem było złe. Przyjrzyj się temu. Nigdy nie na tej - to zakazane, bo ktoś tak nakazał z wymysłu, lub posługując się tym co wyżej a myśmy uznali jego nad sobą wyższość i władzę. I to te prawa powinniśmy zrozumieć, by poznać swoje w nich miejsce, by więcej nie błądzić a znać Prawdę - tę o sobie przede wszystkim. Dlatego zachęcam Cię niejestem tajemnicą do Jej poszukiwania.
Ostatnio zmieniony 08 wrz 2018, 21:21 przez danut, łącznie zmieniany 1 raz
danut
 
Posty: 6655
Rejestracja: 27 paź 2015, 09:27

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: ES3 » 08 wrz 2018, 21:09

Szczerze zazdroszcze Ci Danut (ale tak pozytywnie) podejścia do tego wszystkiego... Ja to sobie troszkę dawkuje, właśnie chyba w obawie żeby nie oszalec (dwójka dzieci na wychowaniu) ;) ostatnio rozmyślam nad tym, że skoro dążymy do tej doskonałości... Miłości do Boga (lub tego w co kto wierzy), do miłości do bliźniego itp. Czy to się nie kłóci z naszym charakterem, bądź czy to właśnie ten charakter mamy jakoś kształtować na miłosierdzie Boże, ale czy wtedy nie będziemy wszyscy tacy sami?? Może przykład dam... Ktoś nam wyrzadza krzywdę, oddając "oko za oko" będziemy zgodni z własnym charakterem, ale już niekoniecznie z miłosierdziem Bożym... Jak to "zrownowazyc"?
ES3
 
Posty: 136
Rejestracja: 27 maja 2018, 13:07

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: danut » 08 wrz 2018, 21:23

ES3 pisze:Szczerze zazdroszcze Ci Danut (ale tak pozytywnie) podejścia do tego wszystkiego... Ja to sobie troszkę dawkuje, właśnie chyba w obawie żeby nie oszalec (dwójka dzieci na wychowaniu) ;) ostatnio rozmyślam nad tym, że skoro dążymy do tej doskonałości... Miłości do Boga (lub tego w co kto wierzy), do miłości do bliźniego itp. Czy to się nie kłóci z naszym charakterem, bądź czy to właśnie ten charakter mamy jakoś kształtować na miłosierdzie Boże, ale czy wtedy nie będziemy wszyscy tacy sami?? Może przykład dam... Ktoś nam wyrzadza krzywdę, oddając "oko za oko" będziemy zgodni z własnym charakterem, ale już niekoniecznie z miłosierdziem Bożym... Jak to "zrownowazyc"?

ES 3 - wiedziałam, ze padną podobne pytania, dlatego uzupełniłam powyższy post, o zdania mogącą być na nie odpowiedzią. Doskonałością nie jest boskość i zobaczenie siebie na tronie, już jesteśmy doskonali, już jesteśmy z Boga doskonałego, jego członkami, ale co z tym robimy? Dlaczego nie szanujemy tego wszystkiego co mamy, a poszukujemy gruszek na wierzbie, dlaczego nie chcemy żyć w harmonii a w chaosie, dlaczego nie prowadzi nas wszechobecna harmonia, spokój i miłość, tylko wiecznie potrzeba nam się wzburzać i burzyć to wszystko. Kogo słuchamy, dlaczego wirusujemy ten świat?
danut
 
Posty: 6655
Rejestracja: 27 paź 2015, 09:27

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: ES3 » 08 wrz 2018, 21:46

Danut, dlatego, bo podążamy w większości za całością, za wszystkimi ludźmi... Wyścig szczurów i te sprawy... Obserwując swoje środowisko, to nie było osoby, która zastanawialaby się nad własną duchowościa... Nawet starałam się poruszyć ten temat z moją mamą, ostrożnie, a co by bardzo nie zachwiac jej wierze, to byłam w szoku jak stwierdziła: że chyba nie ma takich uczuć duchowych... (a opowiadała mi o swoim śnie, gdzie była w miejscu tak przepełnionym miłością, że nie chciała w ogóle z niego wracać), ot taka sprzeczność... Mówimy o dobru, którego niewielu z nas czyni,... Niby wiemy czym jest dobro a czym zło, a w praktyce to się mija... Niewiele osób chce zrozumieć czemu osoby czyniące zło tak właśnie postępują, nie ma tego zrozumienia, o którym mówią... Sama swego czasu nie potrafiłam tego zrozumieć, i bardzo żałuję, że wielu spraw nie dociekalam wcześniej... (gdzie przyczyną, tam i skutek)...
ES3
 
Posty: 136
Rejestracja: 27 maja 2018, 13:07

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: niejestemtajemnica » 08 wrz 2018, 22:07

Wiesz, może Mama wypiera te myśli?
Moja kiedyś była bardziej uduchowiona, dziś - jak sądzę - udaje, że przestała w cokolwiek wierzyć. ;)
niejestemtajemnica
 
Posty: 31
Rejestracja: 05 wrz 2018, 15:09

Re: Żyć i albo oszaleć, albo zrozumieć

Postautor: ES3 » 08 wrz 2018, 22:17

Niejestemtajemnica, moja mama wg tego co poznałam, to jeszcze wiele chyba musi się nauczyć... Nie jest złą kobietą, nigdy nikomu krzywdy nie wyrządziła, ale.... Nie potrafi postawić się w pozycji osoby, która np.o coś obwinia... Dużo rzeczy trzeba jej tłumaczyć co wiele razy odbiera jako "pyskowanie" :D
ES3
 
Posty: 136
Rejestracja: 27 maja 2018, 13:07

Następna

Wróć do Pytania i odpowiedzi

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 16 gości