Strach przed śmiercią jest głęboko związany z systemem działań Kościoła katolickiego- przynajmniej tak mi się wydaje. Nie można było komuś dać gwarancji na wspaniałe życie doczesne-czy jakoś bezpośrednio udowadniać, że bogobojność jest powiązana z ziemskim losem. A więc aby utrzymać posłuszne stado owieczek, można było im obiecywać raj w zaświatach, jako wynagrodzenie sumiennego służenia Kościołowi, bądź karę w ogniu piekielnym za nieposłuszeństwo. Sposób, w jaki Kościół starał się przedstawiać śmierć, miał wg mnie czysto materialistyczne pobudki, sposób manipulacji wiernymi- strach jest tutaj najlepszym sposobem na podświadome wymuszenie na bezgranicznego zaufania, w tym przypadku, powierzenia swojego losu Kościołowi. Na tej samej zasadzie co straszenie dzieci Babą Jagą...
Jest jeszcze jeden aspekt- bardziej w odniesieniu do współczesności, bo dziś trudno mówić o tym, że podejście do sprawy Kościoła wygląda tak samo jak w średniowieczu, a tym bardziej że jego autorytet jest równie silny.
Jesteśmy cholernymi materialistami. Zamiast żyć chwilą tu i teraz , ciągle gromadzimy jakieś zapasy, zbieramy forsę na koncie, dorabiamy się, kupujemy coraz droższe rzeczy, otaczamy się przedmiotami, wijemy gniazdka- i nie mamy nawet czasu, żeby to wszystko wydawać, ciągle jest jakieś ''na później, na lepsze czasy...''...a to czasami nie zdąży nawet nadejść, bo śmierć może nam w każdej chwili zajrzeć w oczy. Myślę, że to właśnie ta świadomość powoduje, że tak bardzo w kulturach zachodnich boimy się śmierci- jesteśmy bardzo przywiązani do ziemskich spraw,a świadomość, że to wszystko może się
nagle skończyć, że stracimy to wszystko co tak nagromadziliśmy, wszystkie przedmioty i cały prestiż otoczenia, wszystko co osiągnęliśmy- chyba to nas napawa takim lękiem.
Zastanawiałam się często, co w ogóle motywuje ludzi do stawiania nagrobków, instytucji cmentarza. Chyba boimy się jeszcze jednego: że umierając, w jakimś sensie znikamy na zawsze z tego świata(mam na myśli osoby nie wierzące w reinkarnację, albo w to że śmierć nie jest jeszcze końcem wędrówki) a co za tym idzie- może zniknąć pamięć o tym, jakiś ślad naszej obecności na tym świecie. Boimy się zapomnienia. Ci, którzy za życia coś osiągnęli, będąc jakoś wpisanymi w świadomość społeczeństwa czy historię, raczej nie mają tego problemu, ale co może powiedzieć szary człowiek, o którym po latach od śmierci nawet i bliscy czasem zapomną?
Każdy chce tu zostawić jakiś ślad.
Ashes to ashes, dust to dust. Jesteś tu przez kilkadziesiąt lat, a potem umierasz...i co dalej? W sensie materialnym- znikasz, nie ma cię. Ta nicość jest najbardziej przerażająca. Ateiści nie wiedzą nawet, jaką krzywdę wyrządzają sobie, będąc przez całe życie przekonanymi że jest tylko ta jedna rzeczywistość wokół nich i że po śmierci będą tylko kupką kości. To tylko potęguje ich lęk przed śmiercią i w jakiś sposób, na pewno zatruwa życie.