Witam, długo zwlekałem żeby opisać to co mnie spotkało, nie dlatego że się boję albo coś na podobę tylko poprostu zapmniałem o tym, a w ostatnim czasie nie daje mi to spokoju i może ktoś pomógłby mi określic co to mogło być, a może któś miał podobną sytuację, mianowicie:
Noc jak każda inna, byłem w domu całkowicie sam tzn nie dokońca, ponieważ mam małego psa, zwykły kundelek. Moje łóżko ustawione jest prostopadle do drzwi wyjściowych z pokoju, a śpie z nogami w stronę tychrze drzwi które w tą noc były całkowicie otwarte, zresztą jak w każdą inną. Gdy już smaczenie spałem, poczułem w pewnym momencie pazury mojego psa na twarzy który stał skierowany w stronę drzwi i ujadał, dosłownie tak szczekał jak by ktoś przyszedł, naturalnie przebudziłem się. Gdy otworzyłem oczy najpierw ryknąłem na psa posunąłem go ręką, na co wogóle nie zaaragował stał jak posążek, dosłownie jak by go zamroził, jedyne co to zaprzestał szczekać i wtedy skierowałem wzrok w stronę drzwi. Na wysokości futryny, było coś, nie mogę powiedzieć że to była postać ponieważ nie miała żadnej formy, poprostu była i to była śniezo białą, dosłownie tak biała że w noc tą biel było widać ale jednocześnie nieoślepiała. Wtem poczułem przyjemnę ciepło, nie gorąco, tylko coś miłego i bez żadnego strachu, i próby ucieczki poprostu odpłynąłem, mógłbym to porównać do narkozy, jak ktoś miał to wie o co chodzi. Oczy sie zamknęły chodz tego nie chciałem. Rano po przebudzeniu, gdy spojrzałem na psa odrazu mi się wszystko przypomniało. Analizowałem to na swój sposób, gdy było ciemno szukałem jakiejś lampy, odbicia światła bądz czego kolwiek ale niestety z mizernym skutkiem. Poszukiwałem odpowiedzi w internecie ale też nic, temat w mojej głowie przeszedł na inny plan, az do soboty kiedy to tak poprostu mi się o tym przypomniało i tak trafiłem tutaj
Od zdarzenia minął rok. Dzięki za pomoc