Ot i moja historia...

Nasze opowieści, o tym jak Spirytyzm zmienił nasze spojrzenie na życie...

Ot i moja historia...

Postautor: kakofonia myśli » 16 lut 2013, 03:20

Tak więc witam ponownie :D . Tytułem wstępu chciałabym napisać, że dołączyłam do forum, gdyż potrzebuję pomocy. Pomocy w zrozumieniu i przyswojeniu tego, co się ze mną dzieje. Właściwie całe życie wierzyłam, a raczej byłam podświadomie przekonana, że gdzieś TAM jest COŚ. Nie bardzo potrafiłam to nazwać, w myślach pojawiało się słowo DOM. I choć nie negowałam istnienia świata astralnego wolałam trzymać się od niego z daleka. Największym moim koszmarem była myśl, że mogłabym doświadczyć objawienia się jakiejś Istoty (cóż za paradoks). Tak, czy inaczej żyłam sobie i koegzystowałam z wewnętrznym przekonaniem w całkowitej symbiozie. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. W hotelu, w którym pracuję, powiesił się gość. Pech chciał, że tego dnia miałam nocną zmianę i choć po moim przybyciu do pracy nie było już śladu po makabrycznym zajściu, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że czułam się tam dość dziwnie. Tak, czy inaczej, ponieważ hotel świecił pustkami, a za recepcją, gdzie pracuje znajdowała się kanciapa z łóżkiem, postanowiłam się położyć. Starałam się zasnąć, ale za każdym razem, gdy zamykałam oczy po kilku chwilach budziłam się z irracjonalnym lękiem. Po którymś z kolei przebudzeniu wychyliłam się, gdyż coś mnie 'zmusiło', aby spojrzeć w stronę kontuaru recepcji. I zobaczyłam tam człowieka, jak z krwi i kości, który opierał głowę na ręku, tak jakby intensywnie o czymś myślał. Wszystko to trwało dosłownie kilka sekund, ale nie da się ukryć, że w tym czasie przebiegło przez moją głowę tysiące myśli. W każdym razie po chwili zamknęłam oczy, i gdy ponownie je otworzyłam niczego już tam nie było. Ponieważ mam tendencję do racjonalizowania wszystkiego zaczęłam sama siebie przekonywać, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, która płata mi figle w związku z sytuacją, która miała miejsce kilkanaście godzin wcześniej. W ten sposób uspokoiłam moje pobudzone nerwy i zajęłam się innymi sprawami. Co najdziwniejsze w czasie całego tego zajścia nie czułam lęku. Jedyne uczucie, jakie mi towarzyszyło to wszechogarniający smutek, który emanował od tej istoty :( . No i w sumie nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że kiedy mój zmiennik przyszedł rano ( a był jedyną osobą, która widziała denata za życia) coś mnie tknęło i zaczęłam mu opisywać, jak ów człowiek wyglądał. Kolega wywalił na mnie oczy, poszperał w segregatorze z dokumentami, i pokazał mi zdjęcie z dowodu osobistego, który skserował przy meldunku gościa. I wtedy, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie myśl „właśnie widziałaś ducha”. Było to pierwsze tak 'namacalne' spotkanie, w jakim miałam okazję uczestniczyć. Nie wiem dlaczego nie wywarło ono na mnie takiego wrażenia, jakiego bym się spodziewała, po prostu przeszłam nad tym do porządku dziennego i zamiotłam wszystko pod dywan wspomnień.

I tutaj wszystko się zawiesza, aż do października zeszłego roku. (Przepraszam, ale ta opowieść chwilę potrwa, mam nadzieję, że dacie Państwo radę :D ).

W październiku, na pewnym zagranicznym czacie poznałam Brazylijczyka. Jakoś tak, na poziomie molekularnym, przypadliśmy sobie do gustu i często rozmawialiśmy. Zaczął mi opowiadać o swojej przygodzie ze Spirytyzmem, o tym, że przez osiem lat pracował z Bytami w Umbandzie i ogólnie o doktrynie. Pewnego dnia postanowił, że oczyści moją czakrę główną (cokolwiek to znaczy :? ). Oczywiście podchodziłam do całej sytuacji dość sceptycznie, traktując to bardziej jak zabawę, niż jak czynności, które całkowicie zmieniły moje życie. W pewnym momencie, gdy mój energetyczny brat (bo tak go nazywam) zaczął się silnie na mnie koncentrować, zaczęłam odczuwać fale energii, które dosłownie miotały moim ciałem. Nagle zaczęłam zachowywać się dziwnie, wyrażając się w sposób zupełnie nie adekwatny do sytuacji. I zrozumiałam, że coś jest nie tak. Ponieważ wszystko to odbywało się przez skype usłyszałam, że z drugiej strony mój przyjaciel mówi coś po portugalsku jednocześnie mnie uspokajając i każąc zachować cierpliwość. Po jakimś czasie powiedział mi, że w momencie, kiedy otworzył kanał ktoś go zaczął blokować. Według jego stwierdzenia był to duch, który towarzyszył mi od wielu lat, i który miał na celu przeszkadzać mi w normalnym funkcjonowaniu. Powiedział mi, że przybył mój Exu (Opiekun) i go zabrał. Dowiedziałam się wtedy również, że mój Opiekun pochodzi z duchów wyższego rzędu (nie wiem, czy można się tak wyrazić), i że najprawdopodobniej mam zdolności mediumiczne:o. Mówiąc szczerze nie wierzyłam w ani jedno słowo, ponieważ wszystko, co do mnie mówił brzmiało jak jakaś totalna abstrakcja. Poszłam spać skonsternowana i wykończona, kanał między nami nie został zamknięty. Na drugi dzień wybierałam się w podróż pociągiem. Kraków-Warszawa, 4 godziny jazdy, luźny czas na dokonanie przemyśleń. Nie wiem dlaczego, przez całą drogę byłam niesamowicie pobudzona, czułam jakiś podświadomy lęk, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Cały czas w myślach prosiłam mojego Opiekuna, aby pomógł mi zrozumieć, czy to dzieje się naprawdę. Kiedy zostałam sama w przedziale byłam już do tego stopnia poruszona, że fizycznie czułam się źle. W pewnym momencie poczułam, że drętwieje mi noga, a następnie ktoś, cholernie mocno ściska mi rękę. Ale było to tak mocne ściśnięcie, że zaczęłam w myślach prosić by puścił. Gdy wszystko minęło po prostu się rozkleiłam. Zaczęłam płakać, łazić po przedziale w tę i z powrotem i miałam wrażenie, że zaraz postradam zmysły. Gdy opowiedziałam mojemu przyjacielowi, co się stało odpowiedział mi, że to najprawdopodobniej mój Opiekun chciał mi dać do zrozumienia, że jest przy mnie. Ja oczywiście, jak na racjonalistkę przystało, zaczęłam wszystko zrzucać na karb zmęczenia, nowych przeżyć, silnych emocji, ect.

Trzy dni później poczułam przepływającą przeze mnie falę energii. Byłam przekonana, że to mój energetyczny brat, więc jakby się tym nie przejęłam. W pewnym momencie palec mojej lewej ręki zaczął coś pisać. Pomyślałam, że oto otwarty kanał daje nam możliwość komunikacji pozawerbalnej :D . Więc uradowana zaczęłam odpowiadać, i tak sobie przez chwilę konwersowaliśmy, aż coś mnie tknęło i 'powiedziałam', żeby się ze mną skontaktował przez skype. Oczywiście na skype go nie znalazłam, więc zaczęłam pytać w myślach kim owa energia, która zawładnęła moim palcem, jest :/. Otrzymałam odpowiedź 'jestem Iliona”, czy coś w tym stylu (nie mam pojęcia co to, kto to, pierwszy raz w życiu słyszałam :? ). Kiedy nie blokowałam palca cały czas gonił, jak szalony. Najdziwniejsze było to, że był wolniejszy od myśli, w sensie, że otrzymywałam komunikaty w głowie zanim dochodziły do mojej ręki. No i wtedy zrozumiałam, że postradałam zmysły:o Kompletnie, to coś (co zapewne nie było duchem wyższego rzędu) po prostu motało mi w głowie, a ja byłam przekonana, że już nigdy nie wrócę do normalności, i że następnym etapem mojego życia będzie wariatkowo. Kiedy opowiedziałam o wszystkim mojemu koledze, ten powiedział mi, że rozmawiał ze swoim Exu, a tamten kazał mu zamknąć kanał, ale przekazał mu informację, że nie było to nic paranormalnego, że to wszystko działo się w mojej głowie (jak się później okazało specjalnie mi tak powiedział, żeby sprawdzić, czy wszystkiego sobie nie wymyślam) :o. Potem kolega zaczął modlić się po portugalsku, a w miarę jak słowa wypływały z jego ust moja ręka zachowywała się, jak szalona. W każdym razie wszystko przeszło i kolejnym etapem mojej podróży okazało się przeczytanie „Księgi Duchów”. Co najdziwniejsze wcale mnie ona nie zaskoczyła. Czytałam ją z takim wrażeniem, jakby opisywano tam oczywiste oczywistości. Ale pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia. Potem przyszła kolej na „Księgę Mediów”, którą zaczęłam pochłaniać, ale jako niezmiernie niecierpliwa istota, gdy doszłam do punktu, gdzie jest mowa o piśmie automatycznym, psychografii itp., stwierdziłam, że muszę spróbować. Oczywiście nie nastawiałam się na spektakularne efekty, ponieważ według „Księgi Mediów” na komunikaty, a także na rozwinięcie zdolności pisania można czekać nawet miesiącami. Usiadłam więc przy stole, wzięłam kartkę i ołówek i zgodnie z zaleceniem zaczęłam się modlić do Boga i do Dobrych Duchów, aby ktoś do mnie przybył. Nie musiałam długo czekać i moja ręka zaczęła drętwieć po czym napisała 'Witaj, w czym mogę Ci pomóc” :o Byłam tak zaszokowana, a emocje mi towarzyszące były tak nieziemsko silne, że po prostu zaczęłam beczeć :(. Miałam totalną pustkę w głowie, bo tak naprawdę zupełnie nie wiedziałam o co zapytać (kiedy podejmowałam próbę zupełnie nie liczyłam się z tym, że nawiążę jakikolwiek kontakt z kimkolwiek). Zapytałam, czy jest moim Opiekunem i odpowiedział, że tak, że zawsze jest przy mnie blisko i stara się mnie chronić. Najdziwniejsze było to, że w pewnym momencie w ogóle nie potrzebowałam pisać. Myśli same pojawiały się w mojej głowie tak te z zapytaniami, jak i te z odpowiedziami. Zapytałam, jak ma na imię (była to jedyna rzecz, jaka przyszła mi do głowy), a on odpowiedział, że to na razie nie jest istotne i żebym nazywała go Strażnikiem. Zapytałam, czy jestem medium piszącym, a w odpowiedzi otrzymałam informację, że nie, że jestem medium 'otrzymującym', czy coś w tym rodzaju (o tym akurat nigdzie nie czytałam), i że kartka z długopisem będzie mi potrzebna tylko na początku, zanim nie dojdę do wprawy. Zapytałam, co teraz powinnam zrobić, a On mi odpowiedział, że powinnam dużo się uczyć, czytać i przyswajać wiadomości, i że zawsze, gdy będę potrzebowała pomocy mogę na niego liczyć. Zapytałam, czy faktycznie byłam pod wpływem jakiegoś bytu (historia z palcem wariatem), czy to wszystko był tylko wytwór mojej wyobraźni i otrzymałam odpowiedź, że owszem, że był to duch niższego rzędu, który postanowił zabawić się moim kosztem, ale, że gdy mój przyjaciel zaczął się modlić, wezwał właśnie mojego Opiekuna (o czym nie wiedziałam, a co później zweryfikowałam u źródła) i ten mnie od niego 'uwolnił', gdy zapytałam, co mogę zrobić dla tego nieszczęśnika odpowiedział mi, żebym się za niego pomodliła. Ponieważ wszystkie te zdarzenia przypadły na okres, w którym mój tata był ciężko chory, zapytałam, co mogę zrobić, żeby mu pomóc, a Opiekun odpowiedział mi tylko, żebym była blisko niego, po czym powiedział, że już musi iść, bo ma inne zajęcia. I wszystko ustało. Oprócz wszechogarniającego chaosu w mojej głowie, ten to dopiero zaczął się na dobre. :( Ale oczywiście zracjonalizowałam: naczytałam się książek i moja wyobraźnia spłatała mi figla :o. I choć mój przyjaciel mówił mi, że jestem niemożliwa, bo dostałam naprawdę idealne odpowiedzi udzielone w sposób, w który najczęściej Opiekunowie ich udzielają, nie dałam się przekonać :/.
Po paru dniach przyjęłam jeszcze trzy Istoty, które prosiły mnie o modlitwę, więc się za nie na wszelki wypadek pomodliłam, wciąż przypuszczając, że po prostu postradałam zmysły. Później, mój tata trafił do szpitala, czekałam w domu na jakąś informację od mamy, która pojechała razem z nim, gdy pogotowie go zabrało, ale zanim zdążyła do mnie zadzwonić, znów poczułam znajome drętwienie nogi i otrzymałam informację 'Nic się nie martw, twój tata jest bezpieczny' po czym, dosłownie po paru minutach, zadzwoniła mama, że wracają do domu. Ech, oczywiście nadal ciężko mi było wszystko to przyswoić. Więc znów skontaktowałam się z moim Opiekunem prosząc go o jakiś dowód, który pozwoli mi zrozumieć, że to wszystko nie dzieje się tylko w mojej chorej wyobraźni (ach ten sceptycyzm) :o I chyba go tym trochę rozdrażniłam, bo powiedział mi coś w stylu 'dlaczego Wy ludzie zawsze potrzebujecie namacalnych dowodów, kiedy wszystko, co dzieje się wokół Was daje wam niepodważalne świadectwo, tego, czego doświadczacie" :oops: No tak, co prawda to prawda, ale oczywiście ja dalej obstawałam przy swoim. "Dowód' otrzymałam miesiąc później przy kolejnej wizycie w domu rodziców. Mój tata był już tak ciężko chory, że aby można było się nim dobrze zaopiekować został przeniesiony do hospicjum :( Odwiedzałam go codziennie, a wieczorami, gdy wracałam do domu, rozmawiałam via skype z Brazylią. Pewnego dnia mój energetyczny brat zniknął i nie było go przez parę dni. Trochę się denerwowałam, bo to nie w jego stylu, ale zupełnie nie miałam jak się z nim skontaktować :(. No i po dwóch dniach jego nieobecności znów poczułam znajome drętwienie w nodze po czym otrzymałam wiadomość 'Nie martw się, Twój przyjaciel jest cały i zdrowy, jest w szpitalu, był operowany, ale już jest wszystko w porządku" :shock: Taaaaa... Po paru dniach, gdy wrócił ze szpitala, zweryfikowałam tę informację i okazała się prawdziwa :). Jezu, przepraszam, że tego tak dużo, ale staram się, jak najlepiej opowiedzieć, to co się ze mną dzieje, z nadzieją, że ktoś pomoże mi lepiej zrozumieć :(. Kolejnego dnia otrzymałam telefon z hospicjum, o 11 rano, że mój tata jest w stanie agonalnym, i że mamy przyjechać. W hospicjum spędziłam 12 godzin (nie wiem dlaczego miałam wewnętrzne przekonanie, że to ja powinnam być obecna przy jego śmierci). Cały czas trzymałam go za rękę, ale nie byłam w stanie nie zapadać w drzemkę. Kiedy obudziłam się przed 2:00 mój tata już nie żył, a pielęgniarka właśnie wchodziła z gromnicą. Co dziwne, podczas całego okresu mojego 'czuwania' ani razu nie słyszałam, by pielęgniarka zaglądała do sali, choć była tam kilkukrotnie, a tym razem obudziłam się zanim weszła. Nieważne. Przyjechałam do domu i jedyne czego potrzebowałam, to porozmawiać z moim energetycznym bratem. Kiedy mu powiedziałam co się stało, zaczął płakać i mówić, że widzi, jak siedzę przy łóżku ojca, podchodzi do mnie para, kobieta i mężczyzna, i dotyka mi karku po czym zapadam w sen, a mój tata odchodzi. Z opisu udzielonego mi przez kolegę wynikało, że to była moja babcia (ja mojej babci nie pamiętam, kiedy była młoda, nie widziałam nawet zdjęć, ale poszłam opisać to mamie i powiedziała, że babcia właśnie tak wyglądała). Potem powiedział mi jeszcze, że mój tata był szczęśliwy, że to właśnie ja przy nim byłam, że odchodził bez strachu i czując się otoczony bezkresną miłością ( muszę tu zaznaczyć, że mój ojciec był raczej trudnym człowiekiem i choć wiem, że mnie kochał, nigdy tych uczuć nie było między nami widać, a wręcz przeciwnie). Kolega powiedział mi, że na początku ojciec był niespokojny, bo bardzo chciał mi coś powiedzieć (ale już nie był w stanie), ale później się wyciszył i dał się ponieść przeznaczeniu. Kiedy mi to wszystko opowiedział, zaczęłam zastanawiać się nad sytuacją, miałam ogromne wyrzuty sumienia, że nie rozpaczam, że nie drę włosów z głowy...że wszystko to przyjmuję ze stoickim spokojem. I wtedy zaczęło się dziać ze mną coś dziwnego. Zaczęły mną wstrząsać drgawki, zaczęłam wyginać się na łóżku, i pierwszy raz podczas inkorporacji zrobiło mi się wewnętrznie lodowato. Do tej pory nie miałam podobnych odczuć. Po czym usłyszałam 'Kocham cię" i wiedziałam, że to mój tata. Było to najcudowniejsze doświadczenie w moim życiu.

Żeby skrócić, po kilku dniach postanowiliśmy z moim przyjacielem, że otworzymy ponownie kanał między nami. Kiedy zaczął się na tym koncentrować czuł, że coś go blokuje, powiedział, że miał wrażenie jakby gnał w tunelu z milionami rażących świateł, i nie mógł dotrzeć do celu. Tę ostatnią akcję przypłacił cholernym bólem głowy, a ja kompletną pustką. I wtedy zrozumiałam, że to koniec, że misja, która mu została wyznaczona właśnie dobiegła do mety. Plan astralny postawił na mojej drodze tego człowieka w tym samym momencie, kiedy dowiedziałam się, że mój ojciec jest śmiertelnie chory. Poprzez jego osobę zostałam zaznajomiona z doktryną spirytystyczną, otrzymałam tak upragnione 'dowody' i przeszłam przez ten trudny w życiu okres w zupełnie dla mnie nie spodziewanym stylu. Moje życie obróciło się o 180 stopni (przynajmniej to duchowe:)) i choć czuję się jak czarownica w czasach Świętej Inkwizycji, mam to w nosie, bo JA WIEM :)

A trafiłam tu dlatego, że pewnego popołudnia obudziłam się z wewnętrznym przekonaniem nie znoszącym sprzeciwu, że mam znaleźć jakąś grupę spirytystyczną działającą w okolicach mojego miasta zamieszkania (Warszawa). Myślałam, że u nas to jak w Brazylii, mówisz-masz, ale chyba się pomyliłam, bo okazuje się, że wszędzie cicho. Dlatego mam nadzieję, że po pierwsze nie zrazi nikogo długość mojego elaboratu, a po drugie ktoś będzie umiał udzielić mi informacji, co powinnam teraz zrobić, żeby nie zatracić tego, co mam. Bo chyba mam, prawda? Czy po prostu jestem nienormalna? :shock:

Pozdrawiam serdecznie
Majka
Pelo Amor ou Pela Dor... (By love or by pain)

„What is mind? No matter. What is matter. Never mind.” Thomas Hewitt Key

sbitara77@gmail.com
Awatar użytkownika
kakofonia myśli
spirytystka
spirytystka
 
Posty: 386
Rejestracja: 15 lut 2013, 04:26
Lokalizacja: The space-time continuum...

Re: Ot i moja historia...

Postautor: Nikita » 16 lut 2013, 11:22

Witaj Majka...fajnie, ze sie tu pojawilas...Przeczytalam uwaznie Twoja opowiesc. Nie jestem spirytyska tylko sympatykiem spirytyzmu ale chetnie odpowiem na Twojego posta. W czasie czytania pomyslalam , ze niepotrzebnie otwieracie ten kanal....po co? Z tego moga byc tylko klopoty bo astral pelen jest niskich bytow...Z jednej strony jestes taka sceptyczno-racjonalna a z drugiej masz duze zaufania do poznanego na necie kolegi, ktorego tak naprawde dpobrze nie znasz...nie pozwol na zadne otwieranie kanalow....Sama sie juz przekonalas, ze to nie zabawa.

Najwazniejsze, ze masz kontakt duchowy ze swoim Opiekunem. Nie wolaj innych duchow na poczatku bo jestes jeszcze niezbyt doswiadczona. Poprzestan na kontaktach z Opiekunem. A on Ci polecil nauke, wzrastanie....tego sie teraz trzymaj...na pewno regularna modlitwa i medytacja pomoga oczyscic i wzniesc Twoje wibracje...tak, az niskie duchy nie beda Ci mogly zaszkodzic. Tak naprawde naszym celem na Ziemi jest rozwoj moralny i tym nalezy sie zajac...Pozdrawiam!
Nikita
Sympatyk spirytyzmu
 
Posty: 5352
Rejestracja: 03 maja 2010, 15:31

Re: Ot i moja historia...

Postautor: juniperus » 16 lut 2013, 12:10

Witaj, miło Cię poznać.
Dobrze trafiłaś ze swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. To, że widzisz duchy wcale mnie nie zaskakuje. Wielu z nas na tym forum doświadczyło podobnych sytuacji, co Ty. Dlatego też możesz spodziewać się tu zrozumienia.
kakofonia myśli pisze: zobaczyłam tam człowieka, jak z krwi i kości, który opierał głowę na ręku, tak jakby intensywnie o czymś myślał.

No cóż, po tym co zrobił ma o czym myśleć. Duchy osób, które targnęły się na własne życie, spotyka wysoka kara. Miał prawo być smutny. Poza tym osobie popełniającej samobójstwo towarzyszy właśnie ogromny smutek, czasem rozpacz, czy bezradność. Duchy świeżo po śmierci nie zawsze od razu wiedzą, że umarły, uczucia z ostatnich chwil życia podążają za nim po śmierci, co może tłumaczyć jego stan.
kakofonia myśli pisze: Nie wiem dlaczego nie wywarło ono na mnie takiego wrażenia, jakiego bym się spodziewała, po prostu przeszłam nad tym do porządku dziennego i zamiotłam wszystko pod dywan wspomnień.
Wielu z nas posiada wspomnienia z poprzednich wcieleń. Ponieważ od zawsze czułaś, że istnieje świat poza naszym ziemskim, doświadczenie z duchem było dla Ciebie jak informacja, która nie jest Ci obca, o której dobrze wiesz. Nasza podświadomość wielokrotnie pokazuje nam rzeczywistość, której oczyma nie zawsze potrafimy dojrzeć.

kakofonia myśli pisze: mam nadzieję, że dacie Państwo radę :D ).
Tutaj na forum wszyscy zwracamy się do siebie po nicku, lub imieniu. Traktujemy się jak dobrych znajomych, a niekiedy przyjaciół. Nie potrzeba zatem zwrotów grzecznościowych. :)

kakofonia myśli pisze: W październiku, na pewnym zagranicznym czacie poznałam Brazylijczyka. Jakoś tak, na poziomie molekularnym, przypadliśmy sobie do gustu i często rozmawialiśmy. Zaczął mi opowiadać o swojej przygodzie ze Spirytyzmem,
w Brazylii spirytyzm jest bardzo popularnym nurtem, w Polsce niestety jest mocno ograniczana i nie odnajduje takiego zrozumienia wśród społeczeństwa, jakiego można by się spodziewać. Nie będę tutaj jednak wchodzić w szczegóły.
To, co opisujesz jest mi bardzo znane :D Miałam napisać, że Twoje doświadczenia wskazuje na fakt, że masz potencjał by być medium, ale gdy przeczytałam Twój post do końca jestem w 100% pewna, że nim jesteś. Wygląda na to, że Twoje zdolnością są o wiele większe od moich, gratuluję więc. Jeśli chodzi o czarownicę mój tata kiedyś powiedział mi, że mam szczęście, że żyję w obecnych czasach, ponieważ kiedyś spalono by mnie na stosie :lol: Czytając Twój post odniosłam wrażenie, że Cię znam, bynajmniej nie z tego wcielenia :) Słuchaj swojego Opiekuna. On Cię poprowadzi po dobrej drodze. Ja za niewystarczającą uwagę wobec niego i tego, co mi przekazywał zapłaciłam kontaktami wyłącznie z niskimi duchami. Teraz poszłam jednak po rozum do głowy. Twoja historia jest bardzo wzruszająca. Otrzymałaś dar, którego nie wolno Ci zmarnować. Bynajmniej takie jest moje przekonanie. Duchy ludzi, oraz tych po śmierci bardzo potrzebują modlitwy, pamiętaj więc o niej. To dobrze, że został Ci zesłany Twój brat duchowy i wdrożył Cię w ten świat. Życzę powodzenia i dalszego rozwoju. Wszyscy będziemy Ci w tym kibicować i z całego serca wspierać (a ja na pewno). Nie wiem dlaczego, czytając Twój post poczułam ogromną radość, jakbym kogoś znalazła po wielu latach :lol:

Pozdrawiam
Iza
Izabela
GG: 42074662


Ulecieć do góry na skrzydłach...
Awatar użytkownika
juniperus
spirytystka
spirytystka
 
Posty: 852
Rejestracja: 03 sty 2013, 11:50
Lokalizacja: łódzkie

Re: Ot i moja historia...

Postautor: Zbyszek » 16 lut 2013, 13:28

Witam cie serdecznie Majka.
Obecnie pismo automatyczne, dla dobrego Medium, jest pierwszym krokiem na drodze mediumicznej. Medium otrzymujące jest takie, które wchodzi w trans i przez nie mogą manifestować się duchy o rożnej klasie rozwoju. Zależne jest to od przygotowania danej osoby. Na początku zawsze w tych przypadkach otrzymuje się duchy niskie, ale stopniowo w miarę nabywania wiadomości i rozwoju osobistego zaczyna się przyjmować duchy wyższej klasy. Zawsze w takich inkorporacjach potrzebna jest druga osoba o podobnej znajomości tematu, by moc rozmawiać z gościem ze świata duchowego, medium ma świadomość, tylko w pierwszej fazie kontaktu, później ma małe wspomnienia, tego co zaistniało.
Często pisze się tu o zasadzie kar za przeszłe wcielenie, ja osobiście nie zgadzam się ze słowem kara, brzmi to tak jak by Bóg karał nas, a tak nie jest. Sami jesteśmy sobie winni, ze znajdujemy się się w takiej, a nie innej sytuacji. Błędy które popełniamy w naszych wcieleniach, musimy później naprawić. Dlatego dla mnie lepszym określeniem, jest naprawa błędów, nie kara.
Zbyszek
spirytysta
spirytysta
 
Posty: 642
Rejestracja: 19 lis 2010, 00:01
Lokalizacja: Madryt

Re: Ot i moja historia...

Postautor: juniperus » 16 lut 2013, 15:44

Majka słuchaj Zbyszka, to bardzo mądry człowiek. Wiele od niego się nauczyłam :D
Jeśli chodzi o mnie, to świeża jestem w tym temacie i czasem w wypowiedziach mogę się mylić.
Izabela
GG: 42074662


Ulecieć do góry na skrzydłach...
Awatar użytkownika
juniperus
spirytystka
spirytystka
 
Posty: 852
Rejestracja: 03 sty 2013, 11:50
Lokalizacja: łódzkie

Re: Ot i moja historia...

Postautor: kakofonia myśli » 16 lut 2013, 22:26

Bardzo Wam dziękuję Kochani, za przebrnięcie przez mój 'wypocin' i za wsparcie :) Od razu się człowiek inaczej czuje. Może kilka słów gwoli wyjaśnienia.

Nikita pisze:Z jednej strony jestes taka sceptyczno-racjonalna a z drugiej masz duze zaufania do poznanego na necie kolegi, ktorego tak naprawde dpobrze nie znasz.


To nie do końca tak. Znaliśmy się już parę miesięcy zanim kanał został otwarty. Później to on postanowił go zamknąć, żeby mnie nie narażać. Kiedy prosiłam, żeby otworzył go ponownie było to spowodowane egoistycznymi pobudkami. Wiesz, za pierwszym razem czułam się tak, jakbym stąpała bosymi emocjami po rozżarzonych węglach doznań i było to cudowne uczucie. Po prostu wyczuwałam stałą obecność kogoś, kto z punktu widzenia duchowego jest moim bliźniakiem, nie wiem, jak to określić. Niestety za drugim razem, jak już napisałam, efekt był odwrotny, czyli po prostu zrozumieliśmy, że that's it :? "Misja" została wypełniona i każdy powinien podążać swoją drogą. Życie :)

juniperus pisze:To, że widzisz duchy wcale mnie nie zaskakuje.


Na szczęście ( piszę na szczęście, bo nie wiem, czy dałabym radę normalnie funkcjonować obserwując dualizm świata każdego dnia) to był jedyny raz, gdy energia mi się zmaterializowała :). Kurczę, gdy to wszystko analizuję dochodzę do wniosku, że nie chciałabym być medium widzącym. Gdy czuję 'w sobie' obecność Istot jakoś mi to nie przeszkadza, ale wizualizacja raczej by mnie nie uszczęśliwiła :) Wczoraj przeczytałam Twój post o duszach i dziękowałam Bogu, że ja tak nie mam, bo to nie byłoby na moje nerwy :lol:

juniperus pisze: Wygląda na to, że Twoje zdolnością są o wiele większe od moich, gratuluję więc.


I tu pojawia się problem, zupełnie nie wiem, co z tymi zdolnościami począć :( Chciałabym je jakoś rozwijać, to naturalne, ale nie mam na to żadnego pomysłu. Dlatego zajęłam się poszukiwaniem jakiejś grupy, centrum spirytystycznego, aby móc kontynuować moją podróż w stronę świata astralnego pod okiem osób, które mają w tym temacie większe doświadczenie, i które mogłyby mnie jakoś ukierunkować.
Wszystko rozbija się o to, że czuję się z całą swoją, minimalistyczną wprawdzie, ale jednak wiedzą cholernie osamotniona. Nie mam nawet pomysłu do czego miałabym użyć moich umiejętności działając w pojedynkę, abstrahując od tego, że to raczej lekkomyślne. :(

juniperus pisze:Duchy ludzi, oraz tych po śmierci bardzo potrzebują modlitwy, pamiętaj więc o niej.


Właśnie, to dla mnie kolejna nowość. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem, przed kontaktem ze spirytyzmem, się modliłam. W wieku 16 lat ( a to trochę więcej niż połowa mojego mizernego życia :))odwróciłam się od kościoła i od religii ponieważ stwierdziłam, że takie 'zaszufladkowanie na siłę' nie jest mi do niczego potrzebne. Po prostu tego nie czułam, mając przekonanie, że Bóg (czymkolwiek jest) bardziej ucieszy się z mojego życia zgodnie z prawami miłosierdzia niż z bezmyślnie wyklepanych regułek niepopartych czynami.

juniperus pisze:Nie wiem dlaczego, czytając Twój post poczułam ogromną radość, jakbym kogoś znalazła po wielu latach :lol:

Kurczę, jest mi naprawdę niezmiernie miło. Szalenie pozytywnie jest przeczytać takie słowa od kogoś, kogo tak na dobrą sprawę nie znasz. To się nazywa dopasowanie w energetycznym sensie :)

Zbyszek pisze:Obecnie pismo automatyczne, dla dobrego Medium, jest pierwszym krokiem na drodze mediumicznej.


Więc, jak wyjaśnić fakt, że nie jest mi ono jakby potrzebne? Chodzi o to, że gdy dostaję komunikat, moja ręka na początku się rusza, ale wystarczy, że napiszę dwie litery, a reszta pojawia się, jako myśl i nie muszę jej przelewać na papier. Właśnie to mnie odrobinę zbija z tropu, bo mam wrażenie, że to żadne kontakty ze światem astralnym, a po prostu schizofrenia :D Ciężko to wyjaśnić. Miałam tyle dowodów, a wciąż je neguję, wybierając chorobę psychiczną, jako bardziej satysfakcjonującą dla mojego racjonalizmu wersję hahahah. Boże, co za baba :)

Zbyszek pisze:Często pisze się tu o zasadzie kar za przeszłe wcielenie, ja osobiście nie zgadzam się ze słowem kara


Zgadzam się z Tobą w 100 % Zbyszku. Uważam, że to nie kara, to właściwie rodzaj nagrody (jeśli żyjesz w zgodzie z zasadami moralnymi, w zgodzie z własnym sumieniem i starasz się czynić dobro). Życie to piękny dar i kocham je we wszystkich jego odsłonach. Może częściej jest burza niż świeci słońce, ale przecież również dzięki negatywnym doświadczeniom się bogacimy, rozwijamy, dążymy do samo-udoskonalenia. W moim przypadku mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że negatywne doświadczenia dają mi więcej. Jak to mam zamieszczone w stopce 'poprzez ból lub poprzez miłość'. Jakaś masochistyczna część mnie wybiera ból. :shock:

Izuś, 'errare humanum est' :roll: Gdybyśmy się nie mylili, nie moglibyśmy się rozwijać, bylibyśmy ucieleśnieniem perfekcji, która, jak wiadomo na tym świecie (i pewnie nie tylko tutaj) nie istnieje. A gdyby nawet istniała to byłaby cholernie nudna :)

Tytułem podsumowania: naprawdę się cieszę, że tutaj trafiłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że forum jest w stanie stagnacji, ale widzę, że są tu jeszcze cudowne osoby, z którymi warto porozmawiać :)
Pelo Amor ou Pela Dor... (By love or by pain)

„What is mind? No matter. What is matter. Never mind.” Thomas Hewitt Key

sbitara77@gmail.com
Awatar użytkownika
kakofonia myśli
spirytystka
spirytystka
 
Posty: 386
Rejestracja: 15 lut 2013, 04:26
Lokalizacja: The space-time continuum...

Re: Ot i moja historia...

Postautor: Zbyszek » 17 lut 2013, 02:02

kakofonia myśli pisze:Więc, jak wyjaśnić fakt, że nie jest mi ono jakby potrzebne? Chodzi o to, że gdy dostaję komunikat, moja ręka na początku się rusza, ale wystarczy, że napiszę dwie litery, a reszta pojawia się, jako myśl i nie muszę jej przelewać na papier. Właśnie to mnie odrobinę zbija z tropu, bo mam wrażenie, że to żadne kontakty ze światem astralnym, a po prostu schizofrenia :D Ciężko to wyjaśnić. Miałam tyle dowodów, a wciąż je neguję, wybierając chorobę psychiczną, jako bardziej satysfakcjonującą dla mojego racjonalizmu wersję hahahah. Boże, co za baba :)

Wszystko co opisujesz jest normalne dla medium początkującego, tylko praktyka czyni mistrza. Podczas inkorporacji duch, może poprosić coś do pisania i w ten sposób przekazać osobista informacje dla konkretnej osoby, by reszta grupy nie słyszała tego. Na początku nigdy nie wiadomo skąd pochodzą wiadomości, od ducha czy od samego medium/tak zwany animizm/Często w pierwszych kontaktach za opiekunów, mogą podać się duchy, które pragną wykorzystać niewiedze medium, dlatego należy być bardzo ostrożnym. Medium ulega fascynacji i nikt i nic nie może wyciągnąć go z tego.
Zbyszek
spirytysta
spirytysta
 
Posty: 642
Rejestracja: 19 lis 2010, 00:01
Lokalizacja: Madryt

Re: Ot i moja historia...

Postautor: kakofonia myśli » 17 lut 2013, 05:02

Ja to wszystko wiem, Zbyszku. I dlatego szukam kogoś, kto by mi pomógł się rozwijać, pomógł zrozumieć. Stąd też moje pytanie o jakieś działające grupy, czy centra, do których można się zgłosić :) Po prostu jeśli mam tę podróż kontynuować w samotności nie widzę większego sensu ze względu na wszystkie te niebezpieczeństwa, o których piszesz :)
Pelo Amor ou Pela Dor... (By love or by pain)

„What is mind? No matter. What is matter. Never mind.” Thomas Hewitt Key

sbitara77@gmail.com
Awatar użytkownika
kakofonia myśli
spirytystka
spirytystka
 
Posty: 386
Rejestracja: 15 lut 2013, 04:26
Lokalizacja: The space-time continuum...

Re: Ot i moja historia...

Postautor: Zbyszek » 17 lut 2013, 12:08

Osobiście ,ze znalezieniem grupy nie mogę ci pomoc, gdyż nie znam sytuacji w Polsce. Słyszałem tylko ze od czasu do czasu spotyka się grupa Warszawska. Myślę ze jest to grupa najbardziej zaawansowana. Jeżeli będziesz szukała grup kieruj się tylko tym, żeby to była grupa oparta na wiedzy Allana Kardeca, gdyż słyszałem ze są grupy co kierują się inna filozofia. Ja mogę tylko udzielić ci, odpowiednich informacji, na forum, jeżeli moja znajomość tematu pozwoli na to.
Zbyszek
spirytysta
spirytysta
 
Posty: 642
Rejestracja: 19 lis 2010, 00:01
Lokalizacja: Madryt

Re: Ot i moja historia...

Postautor: Nikita » 17 lut 2013, 18:06

Kakofonia napisz do Konrada...on prowadzi grupe warszawska---na pewno Cie wesprze...
Nikita
Sympatyk spirytyzmu
 
Posty: 5352
Rejestracja: 03 maja 2010, 15:31

Następna

Wróć do Nasz Spirytyzm

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości