Tak więc witam ponownie . Tytułem wstępu chciałabym napisać, że dołączyłam do forum, gdyż potrzebuję pomocy. Pomocy w zrozumieniu i przyswojeniu tego, co się ze mną dzieje. Właściwie całe życie wierzyłam, a raczej byłam podświadomie przekonana, że gdzieś TAM jest COŚ. Nie bardzo potrafiłam to nazwać, w myślach pojawiało się słowo DOM. I choć nie negowałam istnienia świata astralnego wolałam trzymać się od niego z daleka. Największym moim koszmarem była myśl, że mogłabym doświadczyć objawienia się jakiejś Istoty (cóż za paradoks). Tak, czy inaczej żyłam sobie i koegzystowałam z wewnętrznym przekonaniem w całkowitej symbiozie. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. W hotelu, w którym pracuję, powiesił się gość. Pech chciał, że tego dnia miałam nocną zmianę i choć po moim przybyciu do pracy nie było już śladu po makabrycznym zajściu, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że czułam się tam dość dziwnie. Tak, czy inaczej, ponieważ hotel świecił pustkami, a za recepcją, gdzie pracuje znajdowała się kanciapa z łóżkiem, postanowiłam się położyć. Starałam się zasnąć, ale za każdym razem, gdy zamykałam oczy po kilku chwilach budziłam się z irracjonalnym lękiem. Po którymś z kolei przebudzeniu wychyliłam się, gdyż coś mnie 'zmusiło', aby spojrzeć w stronę kontuaru recepcji. I zobaczyłam tam człowieka, jak z krwi i kości, który opierał głowę na ręku, tak jakby intensywnie o czymś myślał. Wszystko to trwało dosłownie kilka sekund, ale nie da się ukryć, że w tym czasie przebiegło przez moją głowę tysiące myśli. W każdym razie po chwili zamknęłam oczy, i gdy ponownie je otworzyłam niczego już tam nie było. Ponieważ mam tendencję do racjonalizowania wszystkiego zaczęłam sama siebie przekonywać, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, która płata mi figle w związku z sytuacją, która miała miejsce kilkanaście godzin wcześniej. W ten sposób uspokoiłam moje pobudzone nerwy i zajęłam się innymi sprawami. Co najdziwniejsze w czasie całego tego zajścia nie czułam lęku. Jedyne uczucie, jakie mi towarzyszyło to wszechogarniający smutek, który emanował od tej istoty . No i w sumie nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że kiedy mój zmiennik przyszedł rano ( a był jedyną osobą, która widziała denata za życia) coś mnie tknęło i zaczęłam mu opisywać, jak ów człowiek wyglądał. Kolega wywalił na mnie oczy, poszperał w segregatorze z dokumentami, i pokazał mi zdjęcie z dowodu osobistego, który skserował przy meldunku gościa. I wtedy, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie myśl „właśnie widziałaś ducha”. Było to pierwsze tak 'namacalne' spotkanie, w jakim miałam okazję uczestniczyć. Nie wiem dlaczego nie wywarło ono na mnie takiego wrażenia, jakiego bym się spodziewała, po prostu przeszłam nad tym do porządku dziennego i zamiotłam wszystko pod dywan wspomnień.
I tutaj wszystko się zawiesza, aż do października zeszłego roku. (Przepraszam, ale ta opowieść chwilę potrwa, mam nadzieję, że dacie Państwo radę ).
W październiku, na pewnym zagranicznym czacie poznałam Brazylijczyka. Jakoś tak, na poziomie molekularnym, przypadliśmy sobie do gustu i często rozmawialiśmy. Zaczął mi opowiadać o swojej przygodzie ze Spirytyzmem, o tym, że przez osiem lat pracował z Bytami w Umbandzie i ogólnie o doktrynie. Pewnego dnia postanowił, że oczyści moją czakrę główną (cokolwiek to znaczy ). Oczywiście podchodziłam do całej sytuacji dość sceptycznie, traktując to bardziej jak zabawę, niż jak czynności, które całkowicie zmieniły moje życie. W pewnym momencie, gdy mój energetyczny brat (bo tak go nazywam) zaczął się silnie na mnie koncentrować, zaczęłam odczuwać fale energii, które dosłownie miotały moim ciałem. Nagle zaczęłam zachowywać się dziwnie, wyrażając się w sposób zupełnie nie adekwatny do sytuacji. I zrozumiałam, że coś jest nie tak. Ponieważ wszystko to odbywało się przez skype usłyszałam, że z drugiej strony mój przyjaciel mówi coś po portugalsku jednocześnie mnie uspokajając i każąc zachować cierpliwość. Po jakimś czasie powiedział mi, że w momencie, kiedy otworzył kanał ktoś go zaczął blokować. Według jego stwierdzenia był to duch, który towarzyszył mi od wielu lat, i który miał na celu przeszkadzać mi w normalnym funkcjonowaniu. Powiedział mi, że przybył mój Exu (Opiekun) i go zabrał. Dowiedziałam się wtedy również, że mój Opiekun pochodzi z duchów wyższego rzędu (nie wiem, czy można się tak wyrazić), i że najprawdopodobniej mam zdolności mediumiczne:o. Mówiąc szczerze nie wierzyłam w ani jedno słowo, ponieważ wszystko, co do mnie mówił brzmiało jak jakaś totalna abstrakcja. Poszłam spać skonsternowana i wykończona, kanał między nami nie został zamknięty. Na drugi dzień wybierałam się w podróż pociągiem. Kraków-Warszawa, 4 godziny jazdy, luźny czas na dokonanie przemyśleń. Nie wiem dlaczego, przez całą drogę byłam niesamowicie pobudzona, czułam jakiś podświadomy lęk, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Cały czas w myślach prosiłam mojego Opiekuna, aby pomógł mi zrozumieć, czy to dzieje się naprawdę. Kiedy zostałam sama w przedziale byłam już do tego stopnia poruszona, że fizycznie czułam się źle. W pewnym momencie poczułam, że drętwieje mi noga, a następnie ktoś, cholernie mocno ściska mi rękę. Ale było to tak mocne ściśnięcie, że zaczęłam w myślach prosić by puścił. Gdy wszystko minęło po prostu się rozkleiłam. Zaczęłam płakać, łazić po przedziale w tę i z powrotem i miałam wrażenie, że zaraz postradam zmysły. Gdy opowiedziałam mojemu przyjacielowi, co się stało odpowiedział mi, że to najprawdopodobniej mój Opiekun chciał mi dać do zrozumienia, że jest przy mnie. Ja oczywiście, jak na racjonalistkę przystało, zaczęłam wszystko zrzucać na karb zmęczenia, nowych przeżyć, silnych emocji, ect.
Trzy dni później poczułam przepływającą przeze mnie falę energii. Byłam przekonana, że to mój energetyczny brat, więc jakby się tym nie przejęłam. W pewnym momencie palec mojej lewej ręki zaczął coś pisać. Pomyślałam, że oto otwarty kanał daje nam możliwość komunikacji pozawerbalnej . Więc uradowana zaczęłam odpowiadać, i tak sobie przez chwilę konwersowaliśmy, aż coś mnie tknęło i 'powiedziałam', żeby się ze mną skontaktował przez skype. Oczywiście na skype go nie znalazłam, więc zaczęłam pytać w myślach kim owa energia, która zawładnęła moim palcem, jest :/. Otrzymałam odpowiedź 'jestem Iliona”, czy coś w tym stylu (nie mam pojęcia co to, kto to, pierwszy raz w życiu słyszałam ). Kiedy nie blokowałam palca cały czas gonił, jak szalony. Najdziwniejsze było to, że był wolniejszy od myśli, w sensie, że otrzymywałam komunikaty w głowie zanim dochodziły do mojej ręki. No i wtedy zrozumiałam, że postradałam zmysły:o Kompletnie, to coś (co zapewne nie było duchem wyższego rzędu) po prostu motało mi w głowie, a ja byłam przekonana, że już nigdy nie wrócę do normalności, i że następnym etapem mojego życia będzie wariatkowo. Kiedy opowiedziałam o wszystkim mojemu koledze, ten powiedział mi, że rozmawiał ze swoim Exu, a tamten kazał mu zamknąć kanał, ale przekazał mu informację, że nie było to nic paranormalnego, że to wszystko działo się w mojej głowie (jak się później okazało specjalnie mi tak powiedział, żeby sprawdzić, czy wszystkiego sobie nie wymyślam) . Potem kolega zaczął modlić się po portugalsku, a w miarę jak słowa wypływały z jego ust moja ręka zachowywała się, jak szalona. W każdym razie wszystko przeszło i kolejnym etapem mojej podróży okazało się przeczytanie „Księgi Duchów”. Co najdziwniejsze wcale mnie ona nie zaskoczyła. Czytałam ją z takim wrażeniem, jakby opisywano tam oczywiste oczywistości. Ale pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia. Potem przyszła kolej na „Księgę Mediów”, którą zaczęłam pochłaniać, ale jako niezmiernie niecierpliwa istota, gdy doszłam do punktu, gdzie jest mowa o piśmie automatycznym, psychografii itp., stwierdziłam, że muszę spróbować. Oczywiście nie nastawiałam się na spektakularne efekty, ponieważ według „Księgi Mediów” na komunikaty, a także na rozwinięcie zdolności pisania można czekać nawet miesiącami. Usiadłam więc przy stole, wzięłam kartkę i ołówek i zgodnie z zaleceniem zaczęłam się modlić do Boga i do Dobrych Duchów, aby ktoś do mnie przybył. Nie musiałam długo czekać i moja ręka zaczęła drętwieć po czym napisała 'Witaj, w czym mogę Ci pomóc” Byłam tak zaszokowana, a emocje mi towarzyszące były tak nieziemsko silne, że po prostu zaczęłam beczeć . Miałam totalną pustkę w głowie, bo tak naprawdę zupełnie nie wiedziałam o co zapytać (kiedy podejmowałam próbę zupełnie nie liczyłam się z tym, że nawiążę jakikolwiek kontakt z kimkolwiek). Zapytałam, czy jest moim Opiekunem i odpowiedział, że tak, że zawsze jest przy mnie blisko i stara się mnie chronić. Najdziwniejsze było to, że w pewnym momencie w ogóle nie potrzebowałam pisać. Myśli same pojawiały się w mojej głowie tak te z zapytaniami, jak i te z odpowiedziami. Zapytałam, jak ma na imię (była to jedyna rzecz, jaka przyszła mi do głowy), a on odpowiedział, że to na razie nie jest istotne i żebym nazywała go Strażnikiem. Zapytałam, czy jestem medium piszącym, a w odpowiedzi otrzymałam informację, że nie, że jestem medium 'otrzymującym', czy coś w tym rodzaju (o tym akurat nigdzie nie czytałam), i że kartka z długopisem będzie mi potrzebna tylko na początku, zanim nie dojdę do wprawy. Zapytałam, co teraz powinnam zrobić, a On mi odpowiedział, że powinnam dużo się uczyć, czytać i przyswajać wiadomości, i że zawsze, gdy będę potrzebowała pomocy mogę na niego liczyć. Zapytałam, czy faktycznie byłam pod wpływem jakiegoś bytu (historia z palcem wariatem), czy to wszystko był tylko wytwór mojej wyobraźni i otrzymałam odpowiedź, że owszem, że był to duch niższego rzędu, który postanowił zabawić się moim kosztem, ale, że gdy mój przyjaciel zaczął się modlić, wezwał właśnie mojego Opiekuna (o czym nie wiedziałam, a co później zweryfikowałam u źródła) i ten mnie od niego 'uwolnił', gdy zapytałam, co mogę zrobić dla tego nieszczęśnika odpowiedział mi, żebym się za niego pomodliła. Ponieważ wszystkie te zdarzenia przypadły na okres, w którym mój tata był ciężko chory, zapytałam, co mogę zrobić, żeby mu pomóc, a Opiekun odpowiedział mi tylko, żebym była blisko niego, po czym powiedział, że już musi iść, bo ma inne zajęcia. I wszystko ustało. Oprócz wszechogarniającego chaosu w mojej głowie, ten to dopiero zaczął się na dobre. Ale oczywiście zracjonalizowałam: naczytałam się książek i moja wyobraźnia spłatała mi figla . I choć mój przyjaciel mówił mi, że jestem niemożliwa, bo dostałam naprawdę idealne odpowiedzi udzielone w sposób, w który najczęściej Opiekunowie ich udzielają, nie dałam się przekonać :/.
Po paru dniach przyjęłam jeszcze trzy Istoty, które prosiły mnie o modlitwę, więc się za nie na wszelki wypadek pomodliłam, wciąż przypuszczając, że po prostu postradałam zmysły. Później, mój tata trafił do szpitala, czekałam w domu na jakąś informację od mamy, która pojechała razem z nim, gdy pogotowie go zabrało, ale zanim zdążyła do mnie zadzwonić, znów poczułam znajome drętwienie nogi i otrzymałam informację 'Nic się nie martw, twój tata jest bezpieczny' po czym, dosłownie po paru minutach, zadzwoniła mama, że wracają do domu. Ech, oczywiście nadal ciężko mi było wszystko to przyswoić. Więc znów skontaktowałam się z moim Opiekunem prosząc go o jakiś dowód, który pozwoli mi zrozumieć, że to wszystko nie dzieje się tylko w mojej chorej wyobraźni (ach ten sceptycyzm) I chyba go tym trochę rozdrażniłam, bo powiedział mi coś w stylu 'dlaczego Wy ludzie zawsze potrzebujecie namacalnych dowodów, kiedy wszystko, co dzieje się wokół Was daje wam niepodważalne świadectwo, tego, czego doświadczacie" No tak, co prawda to prawda, ale oczywiście ja dalej obstawałam przy swoim. "Dowód' otrzymałam miesiąc później przy kolejnej wizycie w domu rodziców. Mój tata był już tak ciężko chory, że aby można było się nim dobrze zaopiekować został przeniesiony do hospicjum Odwiedzałam go codziennie, a wieczorami, gdy wracałam do domu, rozmawiałam via skype z Brazylią. Pewnego dnia mój energetyczny brat zniknął i nie było go przez parę dni. Trochę się denerwowałam, bo to nie w jego stylu, ale zupełnie nie miałam jak się z nim skontaktować . No i po dwóch dniach jego nieobecności znów poczułam znajome drętwienie w nodze po czym otrzymałam wiadomość 'Nie martw się, Twój przyjaciel jest cały i zdrowy, jest w szpitalu, był operowany, ale już jest wszystko w porządku" Taaaaa... Po paru dniach, gdy wrócił ze szpitala, zweryfikowałam tę informację i okazała się prawdziwa . Jezu, przepraszam, że tego tak dużo, ale staram się, jak najlepiej opowiedzieć, to co się ze mną dzieje, z nadzieją, że ktoś pomoże mi lepiej zrozumieć . Kolejnego dnia otrzymałam telefon z hospicjum, o 11 rano, że mój tata jest w stanie agonalnym, i że mamy przyjechać. W hospicjum spędziłam 12 godzin (nie wiem dlaczego miałam wewnętrzne przekonanie, że to ja powinnam być obecna przy jego śmierci). Cały czas trzymałam go za rękę, ale nie byłam w stanie nie zapadać w drzemkę. Kiedy obudziłam się przed 2:00 mój tata już nie żył, a pielęgniarka właśnie wchodziła z gromnicą. Co dziwne, podczas całego okresu mojego 'czuwania' ani razu nie słyszałam, by pielęgniarka zaglądała do sali, choć była tam kilkukrotnie, a tym razem obudziłam się zanim weszła. Nieważne. Przyjechałam do domu i jedyne czego potrzebowałam, to porozmawiać z moim energetycznym bratem. Kiedy mu powiedziałam co się stało, zaczął płakać i mówić, że widzi, jak siedzę przy łóżku ojca, podchodzi do mnie para, kobieta i mężczyzna, i dotyka mi karku po czym zapadam w sen, a mój tata odchodzi. Z opisu udzielonego mi przez kolegę wynikało, że to była moja babcia (ja mojej babci nie pamiętam, kiedy była młoda, nie widziałam nawet zdjęć, ale poszłam opisać to mamie i powiedziała, że babcia właśnie tak wyglądała). Potem powiedział mi jeszcze, że mój tata był szczęśliwy, że to właśnie ja przy nim byłam, że odchodził bez strachu i czując się otoczony bezkresną miłością ( muszę tu zaznaczyć, że mój ojciec był raczej trudnym człowiekiem i choć wiem, że mnie kochał, nigdy tych uczuć nie było między nami widać, a wręcz przeciwnie). Kolega powiedział mi, że na początku ojciec był niespokojny, bo bardzo chciał mi coś powiedzieć (ale już nie był w stanie), ale później się wyciszył i dał się ponieść przeznaczeniu. Kiedy mi to wszystko opowiedział, zaczęłam zastanawiać się nad sytuacją, miałam ogromne wyrzuty sumienia, że nie rozpaczam, że nie drę włosów z głowy...że wszystko to przyjmuję ze stoickim spokojem. I wtedy zaczęło się dziać ze mną coś dziwnego. Zaczęły mną wstrząsać drgawki, zaczęłam wyginać się na łóżku, i pierwszy raz podczas inkorporacji zrobiło mi się wewnętrznie lodowato. Do tej pory nie miałam podobnych odczuć. Po czym usłyszałam 'Kocham cię" i wiedziałam, że to mój tata. Było to najcudowniejsze doświadczenie w moim życiu.
Żeby skrócić, po kilku dniach postanowiliśmy z moim przyjacielem, że otworzymy ponownie kanał między nami. Kiedy zaczął się na tym koncentrować czuł, że coś go blokuje, powiedział, że miał wrażenie jakby gnał w tunelu z milionami rażących świateł, i nie mógł dotrzeć do celu. Tę ostatnią akcję przypłacił cholernym bólem głowy, a ja kompletną pustką. I wtedy zrozumiałam, że to koniec, że misja, która mu została wyznaczona właśnie dobiegła do mety. Plan astralny postawił na mojej drodze tego człowieka w tym samym momencie, kiedy dowiedziałam się, że mój ojciec jest śmiertelnie chory. Poprzez jego osobę zostałam zaznajomiona z doktryną spirytystyczną, otrzymałam tak upragnione 'dowody' i przeszłam przez ten trudny w życiu okres w zupełnie dla mnie nie spodziewanym stylu. Moje życie obróciło się o 180 stopni (przynajmniej to duchowe:)) i choć czuję się jak czarownica w czasach Świętej Inkwizycji, mam to w nosie, bo JA WIEM
A trafiłam tu dlatego, że pewnego popołudnia obudziłam się z wewnętrznym przekonaniem nie znoszącym sprzeciwu, że mam znaleźć jakąś grupę spirytystyczną działającą w okolicach mojego miasta zamieszkania (Warszawa). Myślałam, że u nas to jak w Brazylii, mówisz-masz, ale chyba się pomyliłam, bo okazuje się, że wszędzie cicho. Dlatego mam nadzieję, że po pierwsze nie zrazi nikogo długość mojego elaboratu, a po drugie ktoś będzie umiał udzielić mi informacji, co powinnam teraz zrobić, żeby nie zatracić tego, co mam. Bo chyba mam, prawda? Czy po prostu jestem nienormalna?
Pozdrawiam serdecznie
Majka