Całkowicie się z Wami zgadzam. Tak, pisałam o wątpliwościach tylko co do hrabiny, ale nie znaczy to, że nie miałam ich w stosunku do dzieci. Prosiłam gorąco stronę duchową o znak, czy to jest prawda czy nie. Ale nie dostałam, jak na razie przynajmniej, żadnej odpowiedzi. Poza tym w filmie "Matki Chico Xavier" jest scena, gdy czytany jest list od dziecka, w którym jest napisane, że list pisze za niego ktoś inny, bo ono dopiero uczy się pisać. Ja po prostu nie wiem. Czy to znaczy, że mam odmówić pomocy, bo nie mam pewności? A jeśli to prawda i odtrącę potrzebujące dusze? Moim zdaniem z dwojga złego lepiej być wykorzystanym niż zawieść czyjeś nadzieje. Mi też się wydaje, że to jest po prostu zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Ale intencje mam jak najlepsze. Może taka właśnie jest moja próba. Z zawodu nie jestem pedagogiem, robię to hobbystycznie.
Poza tym w Księdze Mediów jest napisane, że jeśli ciągle dostaje się tylko nic nie znaczące rysunki oraz odpowiedzi typu tak - nie, to należy porzucić pisanie, gdyż do niczego to nie prowadzi. Obawiam się, że to wygląda dokładnie jak mój przypadek. Zastanawia mnie również nietypowe przejęcie władzy nad ręką. Do tej pory zawsze słyszałam i czytałam, że ręka drętwieje i jest poza kontrolą medium. To nie ma miejsca w moim przypadku. Czuję jedynie delikatne mrowienie, a i to nie zawsze, trochę lekkich skurczy mięśni w dłoni oraz delikatną energię pojawiającą się z różnych stron dłoni, dzięki której czuję, że ręka chce się podnieść, pójść w prawo czy w lewo. Mam całkowitą kontrolę nad dłonią, wręcz łapię się na tym, że nieświadomie trochę pomagam w pisaniu duchom. Zastanawiam się, czy to nie jest może raczej przypadek kontatku z własną duszą i działania podświadomego, chociaż nic nigdy nie czytałam na ten temat. Nie wiem, po prostu nie wiem. Myślę, że z czasem wyjdzie szydło z worka.
W każdym razie mam tę przewagę nad innymi początkującymi mediami, że mam jakąś wiedzę na ten temat oraz mogę na bieżąco przedstawiać przebieg wydarzeń kolegom po fachu Mi tam pasuje ta historia, ostatnio moje życie było dość nudne
Wczoraj za dnia poszłam do sklepu i kupiłam zeszyt do nauki pisania oraz zeszyt w cienką i grubą linię. Wzbudziło to we mnie wzruszenie, aż mi łzy napływały do oczu. Bardzo bym chciała uczyć te dzieci. Usiadłam do kontaktu o godz. 21:55 - spojrzałam na zegar. Zaczęłam od modlitwy, w której się zwróciłam po kolei do Boga, Jezusa Chrystusa oraz dobrych duchów, w tym do mojego Opiekuna. Prosiłam o wsparcie, natchnienie, ochronę oraz wyjaśnienie sytuacji. Potem poprosiłam o kontakt, który by przyniósł pożytek. Po chwili żelopis zaczął się powolutku ruszać. W moim przypadku to pisanie idzie naprawdę powoli i ociężale, jakby z wielkim trudem. Zaczęło się tradycyjnie od schodków. Nic nie mówiłam - a porozumiewam się z duchami werbalnie - czekałam na rozwój. W końcu u podnóża schodków duch zaczął pisać. Od razu poznałam słowo: to było "Hrabina". Maciupkimi literami, ale wykaligrafowane. Trochę byłam zawiedziona. Miałam nadzieję na kontakt z Opiekunem. Nie bardzo miałam ochotę rozmawiac z panią hrabiną. Po zasygnalizowaniu swojej obecności pani hrabina odeszła. Ręka znowu zaczęła się ruszać i rysować zygzaki. Wyglądało to mi na Wiolę. Zapytałam, czy to ona, odpowiedź była twierdząca. Trochę z nią porozmawiałam. Dowiedziałam się, że ma siostrę i brata, którzy byli w stanie wcielonym. Tata również. Mama jednak nie żyła, ale Wiola jej po śmierci nie widziała i tęskniła za nią. Napisała mi, że ma 5 lat - chciałam zobaczyć, czy też zna cyfry. Potem zaczęłyśmy rysować ołówkiem szlaczek w zeszycie w cienką i grubą linię. Następnie przedstawiłam literę a jak ananas. Okazało się, że Wiola nie wiedziała, co to ananas. Nigdy go nie jadła. Pokazałam go jej w komputerze. Ale wiedziała co to arbuz. Pokazała mi kolory arbuza - z wierzchu zielony, a w środku czerwony. Potem zapisała całą linijkę małą literą a, przy czym mnie poprosiła, abym pomogła jej przesuwać rękę nad kolejną literę. Pozostałe dzieci radziły sobie z tym bez problemu. Kontakt z Wiolą trwał ze 40 minut, chociaż zakładałam sobie, że kontakt z jednym dzieckiem będzie trwać 20 minut. Ten czas strasznie szybko leci, szczególnie przy tak wolnym pisaniu.
Podziękowałam Wioli i poprosiłam następne dziecko, które zaczęło rysować schodki. Zapytałam, czy to jednak Wiola, odpowiedź była negatywna. Był to duch dziecka, dziewczynka. Trójkę dzieci zapytałam, czy jest z nimi ich Anioł Stróż, odpowiadały, że tak. Prosiłam, aby zapytały, czy im pomoże napisac ich imię, odpowiadały, że pomoże. Następnie pisały to imię drukowanymi literami. Druga dziewcznynka, ta po Wioli, napisała, że nazywa się... Wiola. Chwilę byłam zdezorientowana, ale się okazało, że to inna Wiola, w wieku 4 lat. Planowałam zrobić z Wiolą drugą to samo, co z pierwszą, ale kontakt pokrzyżował niespodziewany telefon. Jeśli o godz. 23 dzwoni telefon, to wiecie, że to rodzina i że pilna sprawa. Dlatego przeprosiłam Wiolę i poszłam po telefon. Gdy wróciłam, rysowanie szlaczku było kontynuowane, ale jakby innym charakterem pisma. Faktycznie, dostałam odpowiedź, że to jest już kolejne dziecko. Chłopiec przedstawił się jako Błażej. Nie wiem dlaczego myślę, że ma 4 lata, bo dziś dopiero się zorientowałam, że mi tego nie napisał. Może coś mi się w trakcie kontaktu pomyliło. Z Błażejem napisałam tylko literę a. Większość dzieci nie jadła nigdy ananasa, ale wszystkie jadły arbuza i bardzo im smakował. Czwartym dzieckiem był pięcioletni chłopiec, którego imienia nie potrafię pojąć. Dwukrotnie mi napisał, że nazywa się Lenłonhoeoo. Podczas rysowania z nim szlaczku zrobiłam mały eksperyment: zamknęłam na chwilę oczy. Wtedy pisanie wymknęło się spod kontroli, co widać na szlaczku. Zastanawia mnie dlaczego.
Kontakt z ostatnim dzieckiem zaczął się od tego, że od razu napisało swoje imię. Była to 5-letnia Karolina. Było już po północy, więc nie wdawałam się w zbędne pytania. I tak ledwo już siedziałam. Karolina narysowała szlaczek, po czym przeszłyśmy do litery a. Poprosiłam ją o policzenie ile jest liter a w słowie ananas, odpisała, że 3. Pod koniec pisania litery a doprawiła ogonek jednej z nich, robiąc ą. Powiedziałam: tak, to jest litera ą, bo taka też jest, prawda? Odpowiedziała "tak", co widać zaraz przy ogonku - ukośna kreska (była rysowana do góry). Po zakończeniu pisania podziękowałam Karolinie. Przeprosiłam, że im nie poczytam, ale nie bylam już w stanie. Zapomniałam też o modlitwie na koniec. I tyle. W nocy spałam bardzo dobrze.
Załączam zdjęcie kartki, na której rozmawiałam z duchami oraz zdjęcia z zeszytu. Acha, żelopis mi odmawiał posłuszeństwa, dlatego brałam ołówek.