*(Depeche Mode)
Na wiele lat straciłam wiarę i musze tu z niejaką przykrością wyznać,że powodem tej utraty był Kościół Katolicki,a szczególnie trzy rzeczy z nim związane:
1.sakrament spowiedzi
2.system kar wiecznych czyli piekło
3.starotestamentowe opowiesci,szczególnie ta o pierwszych rodzicach
Ad.1 Pamiętam,że dość wcześnie (chyba jeszcze w szkole podstawowej) zbuntowałam sie przeciwko wyznawaniu moich dziecinnych "grzechów" obcemu,nieprzyjaznemu człowiekowi.Przypominam sobie moment,gdy po wyspowiadaniu sie wstawałam od konfesjonału na miękkich kolanach ze lzami w oczach i pałającą twarza,myśląc,że jestem okropną grzesznicą i z pewnością spłone w piekle.Upewnił mnie w tym potepiająco-szyderczy głos księdza ,ganiący mnie za moje "straszne" przewiny wobec Boga.Po kilku takich traumatycznych doświadczeniach,po prostu postanowiłam,że więcej nie pójdę do spowiedzi ,i już.
Ad.2. Dawno temu doszłam do wniosku,że nie chce wierzyć w okrutnego Boga, który potępia ludzi na wieczność,czyli na ZAWSZE.Nie chodzisz do kościoła,jesz mięso w piątek,całujesz się z chłopakiem,zapominasz o modlitwie,kłamiesz-będziesz za to ukarana na zawsze.Po prostu nie byłam w stanie kochać takiego Boga.Odpuszczenie grzechów przez księdza wydawało mi sie czymś do gruntu fałszywym-zwykły człowiek,taki jak każdy inny ,może decydowac,czy człowiek będzie oczyszczony z grzechów,a zatam posiada Boską moc zbawiania.No,w to to ja już kompletnie nie mogłam uwierzyć.
Niedawno pewien ksiądz DOSŁOWNIE powiedział do mnie i mojego męża:..."bedziecie smażyc sie w piekle,bo nie macie ślubu kościelnego"(sic!).
Ad.3. Pamiętam,że gdy bodajże w trzeciej klasie szkoły podstawowej spytałam siostrę katechetkę,czy opowieśc o Adamie,Ewie i wężu to prawda,spowodowałam wybuch nerwowy u tej poczciwej kobiety i naste pstwem tego była kara w postaci oceny niedostatecznej oraz postawienie do kąta.Nie spowodowało to jednak u mnie żadnej ekspiacji,wręcz przeciwnie,pomyślałam sobie:"Eeee...to chyba musi być bajka.Przecież tak nie mogło być naprawde."
Wszystkie te czynniki(i kilka innych)tak podkopały moją wiarę,że na całe lata odeszłam nie tylko od Kościoła,ale przede wszystkim od wiary w Boga.Przez długi czas byłam zaabsorbowana różnymi ziemskimi sprawami:najpierw opieką nad niepełnosprawnym dzieckiem,póżniej studiami,pracą na kilku etatach i zarabianiem pieniędzy.Trochę interesowałam się reinkarnacją,przez jakiś czas medytowałam i bawiłam się Huną(głównie dla celów zawodowo-finansowych)-to wszystko bez mysli o Istocie Wyższej,co było ewidentną głupota.
Dopier tragiczne wydarzenie,tj.utrata syna,sprawiło,że wróciłam do Boga,lecz nie do tego sztywnego,zinstytucjonalizowanego Boga katolickiego,ale do Boga kochającego,żywego,współczującego,rozumiejacego ludzkie słabości.Zaczęłam czytać książki Kardeca,Brune"a(chapeau bas!-co za kapłan katolicki!) i ionnych autorów.W tej chwili mama już ustalone poglądy(choc nadal wiele spraw do przemyślenia) .
Od jakiegos czasu w kręgach filozoficzno-teologicznych trwa goraca dyskusja na temat,czy Jezus jest Bogiem,czy "tylko" synem Boga.Przyznam szczerze,że to rozróżnienie jest dla mnie bez znaczenia.Wiadomo,że istnieje jeden Bóg Stwórca Wszechrzeczy,Absolut ,czyli Wszystko Co Jest.Jezus Chrystus jest przypuszczalnie najwyższym wibracyjnie Duchem,jaki kiedykolwiek przebywał na Ziemi.Jeśli tak jest (a jestem przekonana,że jest),to posiada On absolutnie wszystkie Boskie atrybuty,takie jak:nieskończona dobroć,miłosierdzie,sprawiedliwosć,a zatem jest Bogiem.Wszak wszyscy jako Niesmertelne Byty Duchowe do tego celu zmierzamy-powiedziane jest,że naszym ostatecznym celem jest Boska Komunia.Pytaniem jest,czy jesteśmy w stanie osiągnąc taką doskonałość,
Matka Jezusa jest dla mnie synonimem macierzynskiej miłości,opiekuńczości,łagodności i ciepła.Czyż mogę nie zwracać się w swoich modlitwach do tak wspaniałej Istoty?Nieważne,czy poszczególne odłamy chrzescijanstwa Ją uznają,czy też nie ,to ich sprawa.Dla mnie jest Ona Matką wszystkich matek cierpiących ;wierze,że potrafi mi pomóc.
W ten sposób stworzyłam prywatną religię na mój prywatny użytek.Może będę za to potepiona?
Niedawno pewien znajomy,dość postępowy ksiądz ,na zadane przeze mnie pytanie-"Dlaczego umarł mój syn?" odparł,że nie wie i tylko Bóg może na to pytanie odpowiedzieć.Jakaż pociechę niesie Kościół Katolicki zrozpaczonym,pogrążonym w żałobie!Dopóki Kościół nie uzna teorii reinkarnacji,odrzuconej przez sobór w Nicei w 325r.n.e.,dopóty kapłani K.K.nie będa w stanie nikogo pocieszyć ani wyjaśnić,dlaczego ktoś urodził się zdeformowany,upośledzony umysłowo,czy zmarł młodo.Kosciół Katolicki okopał się na swoich pozycjach przed wiekami i tkwi tam do dziś, uparcie broniąc swoich dogmatów i kanonów wiary.To straszliwe duchowe wyjałowienie(vide ks.Brune) walnie przyczynia sie do tego,że kościoły na całym świecie pustoszeją.
Hellen Ellerbe:
" W celu obalenia teorii reinkarnacji Orygenesa,Kosciól stanął w obronie wiary w jedyne w swoim rodzaju zmartwych wstanie Chrystusa oraz w jedyne darowane człowiekowi życie,w którym musi być on posłuszny Kosciołowi,gdyż w przeciwnym razie ryzykuje wiecznym potepieniem."