Mój Spirytyzm...

Nasze opowieści, o tym jak Spirytyzm zmienił nasze spojrzenie na życie...

Mój Spirytyzm...

Postautor: konrad » 17 lip 2008, 20:40

Cóż, czas rozpocząć i to forum. Wypada więc, żeby pierwszy post założył sam administrator i się nieco wszystkim przedstawił.
Pierwszy kontakt ze Spirytyzmem miałem już 5 lat temu... Zaczyna się tak, jakbym miał za chwilę opowiedzieć o tajnikach seansów spirytystycznych, czy rozpoczynać jakąś tajemniczą opowieść. Tak jednak nie będzie.
Zawsze interesowały mnie tematy filozoficzne, religijne, jednakże w żadnym miejscu nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na moje pytania. Pewnego dnia w domu mojej żony Brazylijki natrafiłem na książkę Allana Kardeca "Księga Duchów". Trochę z nudów zacząłem ją czytać i pochłonąłem w ciągu jednego dnia. Odpowiedzi udzielane przez Duchy Wyższe i spisane w tym dziele przez Kardeca wydały mi się bardzo logiczne i zaczęły powoli porządkować w mojej głowie spojrzenie na świat. Sam tytuł był nieco przerażający... Duchy przecież kojarzą się z czymś strasznym i złym. Tymczasem natrafiłem na przepiękny przekaz miłości i braterstwa, na słowa pokrzepienia, które kilka lat później pomogły mi o wiele łatwiej przejść przez trudne chwile, które spotykają każdego z nas, czyli śmierć bliskich.
Po lekturze "Księgi Duchów" nie stałem się jednak z dnia na dzień zagorzałym Spirytystą. Książka zasiała ziarno, które miało zacząć kiełkować dopiero za pewien czas. Co ciekawe dziś czuję się tak, jakbym o wszystkim, co przeczytałem w dziele Kardeca, wiedział dużo wcześniej. Sama "Księga Duchów" była trochę niczym klucz, który otworzył mi zapomniane drzwi gdzieś w moim umyśle.
Po mniej więcej roku od pierwszego zetknięcia się ze Spirytyzmem, po wielu rozmowach z ukochaną żoną, która też identyfikuje się z filozofią przekazaną przez Duchy Wyższe, zdecydowaliśmy się założyć stronę internetową poświęconą Spirytyzmowi. Wcześniej próbowaliśmy szukać w naszym kraju książek, czy jakichkolwiek informacji na ten temat, ale było ich jak na lekarstwo. Zupełnie inaczej niż w Brazylii, gdzie jest około 20 milionów sympatyków Spirytyzmu... Na wykłady Divaldo Franco, znanego brazylijskiego medium, zapisują się tysiące osób, podczas gdy na podobny wykład w Polsce ciężko było nam znaleźć dziesięć chętnych osób...
Dzięki stronie internetowej, która przechodziła wiele rozmaitych zmian, zaczęliśmy nawiązywać pierwsze znajomości i przyjaźnie w Polsce i zagranicą. Udało się pomóc w organizacji przyjazdu Divaldo Franco do Polski (był tu już dwa razy), zebraliśmy pierwsze chętne osoby, które pomogły nam w założeniu naszej warszawskiej grupy. Dzięki wsparciu naszych przyjaciół Spirytystów miałem również okazję wziąć udział w zlocie spirytystów w Stanach Zjednoczonych (dali mi nawet pięć minut na krótkie przemówienie, szkoda tylko, że zaraz przed obiadem, więc nie wiem, czy ci biedni, głodni już ludzie, byli w stanie skupić się na tym, co powiedziałem :D ).
Spirytyzm jest drogą, którą chcę podążać, gdyż najbardziej odpowiada mojemu sercu i rozumowi. Owszem jest w nim jeszcze wiele rzeczy, które pragnę poznać, wiele takich, które wydają mi się nie do końca sprecyzowane, ale właśnie to, co najbardziej w nim mnie urzeka, to otwartość. Kardec w swoich książkach nigdy nie mówił: "Jest właśnie tak. Musisz to przyjąć i koniec". Wręcz przeciwnie. Głosił, że Spirytyzm należy przeanalizować samemu i zdecydować, czy chcemy go przyjąć, czy też nie. Dodawał również, że jeżeli Spirytyzm, w którymś punkcie się myli to, gdy zostanie to potwierdzone, nie będzie problemu by w jednym, czy drugim z punktów tej filozofii doszło do zmiany. Spirytyzm uczy, że musimy otwierać się na drugiego człowieka, na to, w co wierzy, bo dzięki temu my sami staniemy się lepsi. Prawdę bowiem odnajdujemy we wszystkich wierzeniach, jest ona rozrzucona po całym świecie. Znajdziemy ją w słowach, które wypowiadał do tłumów Jezus w swoim Kazaniu na Górze, ale także odnajdziemy ją w zaleceniach Buddy, Kriszny, czy w filozofii, której uczył Sokrates. Tkwi ona nawet w dawnych ludzkich wierzeniach... I czuję, że to właśnie dzięki Spirytyzmowi ludzie zrozumieją, że tak naprawdę nikt się nie myli, że wszyscy mamy rację, tylko mylimy się myśląc, że słowa, których używamy, nie są zupełnie tożsame, podczas gdy w rzeczywistości znaczą dokładnie to samo.
Pozdrawiam serdecznie
Awatar użytkownika
konrad
spirytysta
spirytysta
 
Posty: 2952
Rejestracja: 15 lip 2008, 13:08
Lokalizacja: Warszawa

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: Setticemia » 21 lip 2008, 18:14

Ja dopiero wstępuję w arkana spirytyzmu, czy może powinnam napisać- chciałabym wkroczyć. Przyznaję, że nie czytałam książek, które Wy już znacie(poczyniłam już jednak stosowne rezerwacje w bibliotece). Dotychczas interesowały mnie zagadnienia reinkarnacji, śmierci klinicznej, opętań, nawiedzeń, wędróki po stanach świadomości( tego to tematu umysł mój nie był niestety w stanie pojąć ;) ).

Do spirytyzmu trzeba wg mnie dojrzeć, nie jest to rozrywka tylko ścieżka życia, dlatego długo się wahałam, a nie było przy mnie nikogo, kto udzieliłby potrzebnych odpowiedzi. Odnalazłam je po części na stronie tworzonej przez Konrada, cieszę si, że teraz ruszyło także forum :D

Zabrzmi to banalnie, ale w dzieciństwie widywała, czułam i słyszałam więcej niż inni. Jest to najwyraźniej scheda po przodkach- moi Pradziadkowie zdradzali zdolności mediumiczne( co przekazują rodzinne opowieści), potem Babcie, Stryj..., w końcu przyszła pora na mnie. Modliła się,by wszystkie te niezrozumiałe, dziejące się bez mojego przyzwolenia rzeczy minęły zwłaszcza, że zostałam wychowana w katolickiej rodzine, gdzie nikomu nawet przez myśl by nie przeszło rozwijanie takich umiejętności, które mogą przecież pochodzić "od Złego", być mrocznym darem, przekleństwem. Ponadto umarli powinni spoczywać w spokoju, a my żywi nie mamy prawa ich wzywać. Tylko co jeśli sami zmarli domagają się u nas posłuchu? Babcia niechętnie o tym mówi, ale wiem,że po tym jak jej syn zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, nawiedzał ją w snach. Podobnie działo się ze mną, gdy niespodziewanie na serce zmarła moja Ciocia, Sniła mi się ze zdumiewającą reguralnością, była natarczywa, rozzłoszcona, nie sprawiała bynajmniej wrażenia kogoś, kto spoczywa w spokoju. Miałam wrażenie, że pragnęła ze mną porzmawiać, niestety ja z kolei próbowałam się tylko obudzić. W końcu te męczące sny się skończyły, jednak do dziś prześladuje mnie myśl, że szukała u mnie być może pomocy, której nie potrafiłam jej udzielić. Miałam wtedy 11 lat i byłam tym śmiertelnie przerażona. Teraz gdy jestem prawie dwa razy starsza doszłam do wniosku, że warto byłoby nad sobą popracować, i o ile posiadam jakieś zdolności rozwijać je. Zwłaszcza, że moje sny nadal nawiedzają postacie, które ( mam takie wrażenie) próbują nawązać ze mną kontakt, niedawno gdy obudziłam się nad ranem nad moim łóżkiem stała zjawa, rozmywała się powoli, na wyciągnięcie ręki...dało mi to dużo do myślenia. Chciałabym nauczyć się panować nad tym, czego doświadczam, zrozumieć, czego Oni ode mnie oczekują, oswoić strach i choć wiem,że nie będzie to łatwe, jestem gotowa podjąć wyzwanie.
"Żadne serce nie cierpiało nigdy sięgając po swoje marzenia, bo każda chwila poszukiwań jest chwilą spotkania z Bogiem i Wiecznością."
Paulo Coelho
Awatar użytkownika
Setticemia
 
Posty: 37
Rejestracja: 17 lip 2008, 09:06
Lokalizacja: Rzeszów

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: Sinsemilla777 » 21 lip 2008, 20:23

Nigdy nie miałam bliskich spotkań z duchami. Nie śnili mi się zmarli, czasem słyszałam o rzeczach, które działy się u innych ludzi... A ja nawet nie interesowałam się zbytnio tym co dzieje się z człowiekiem po śmierci- ten temat był tak mi odległy, bo ludzie umieraja, ale nie "tutaj, nie przy mnie, nie teraz"... Po śmierci mojego dziadka, babci- niewiele czułam, nie że ich nie kochałam, ale nie cierpiałam bardzo po ich stracie... Dopiero kiedy umarł mój chłopak- tak niespodziewanie i w tak młodym wieku, chcę wierzyć że nie umarł naprawdę, a umarła jedynie jego cielesna powłoka. Dwa miesiące temu, kilka dni po śmierci mojego chłopaka, zaczęłam szukać w internecie kontaktu z jakimś medium, bo chciałam z nim porozmawiać. Tylko i wyłącznie rozmawiać- nie uczyć się, poznawać spirytyzm - porozmawiać, dowiedzieć się czegoś o nim, może przeprosić, choć na niewiele by to się zdało. Zamiast na osobę która w szybkim czasie dałaby mi możliwość szybkiego kontaktu z "duchem Pawła" natrafiłam na stronę o spirytyzmie i znalazlam adres do Konrada. wysłałam maila i po jakimś czasie przyszła odpowiedź. Później kolejne listy. Przez ten czas trochę oswoilam się z tym co się stało. Czytałam o spirytyzmie w internecie. Uzyskałam kilka odpowiedzi na konkretne pytania. Dziękuję... Chcę zapoznać się z tą filozofią i wiedzieć jak najwięcej, wszystko wydaje się tak prawdopodobne... Już nie chcę rozmawiać z Pawłem. Nie teraz. Może kiedy będę czuć że jestem naprawdę gotowa. Ja nawet nie chcę żeby mi się śnil- co nie zdarzyło się ani razu od 8 maja... Za to widzę i czuję dużo innych rzeczy, które sprawiają, że wiem, że on jest przy mnie. Boję się tylko że zaczęłam zgłębiać tajniki spirytyzmu popychana własnym egoizmem. Mam wyrzuty sumienia, że on zginął z mojego powodu- dziś dowiedziałam się kilku faktów od prokuratury i może to sprawiło że jestem tak wylewna na forum publiczne... Kupiłam Księgę Duchów jak polecił mi Konrad i teraz przy wolnej chwili- czytam. Proszę pomóżcie mi poznać spirytyzm...
Awatar użytkownika
Sinsemilla777
 
Posty: 21
Rejestracja: 16 lip 2008, 17:32

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: knyp » 21 lip 2008, 20:57

Hmmm... Widzę, że są rożne powody... Mój był chyba najbardziej próżny, zwykła ciekawość ale pewnie o to chodziło bo teraz to już zupełnie coś innego i chyba nie muszę mówić co ;), a ciekawość wzięła się z tego że moja mama kiedyś z kuzynkami próbowały sił z seansami i jak z opowieści cioci trochę im wyszło. Siostra również miała koleżankę która miała niezłe zdolności z uproszczoną wersją tabliczki quijla (czy jak ro się tam pisze :P ) wystarczyła ta koleżanka kartka papieru z napisanym TAK NIE położyć palce na kartce i pomyśleć pytanie na które były tylko dwie odpowiedzi... i kieliszek ruszał. Szukałem kontaktu z tą koleżanką ale wyjechała do Niemiec... Później na internecie zacząłem szukać informacji, przez pierwsze 3 lata miałem kontakt z Jackiem z Ostrowca WLKP tylko od roku milczy.... jego strona też. Teraz jestem tutaj i lepiej nie mogłem trafić :) Tak w skrócie bo jakbym się rozpisywał to przekroczyłbym limit znaków 3 krotnie pewnie :D
Pozdrawiam
Życie po życiu, ratunek w beznadziei,
Bez tego nie ma sensu być.
To proste, a jak trudne do przyjęcia.
Awatar użytkownika
knyp
 
Posty: 124
Rejestracja: 16 lip 2008, 22:19
Lokalizacja: Dębica

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: Maire » 23 lip 2008, 13:49

Proszę pomóżcie mi poznać spirytyzm...


Poznać go możesz tak naprawdę tylko poprzez siebie. My możemy Ci pomóc wskazując odpowiednią ścieżkę, być oparciem. Podobnie jak Duchy Wyższe. Samą filozofię i duchowe spełnienie musisz odnaleźć wewnątrz siebie, to ono gwarantuje spokój.
Obrazek
Awatar użytkownika
Maire
 
Posty: 34
Rejestracja: 16 lip 2008, 13:01
Lokalizacja: Podkarpacie

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: Luperci Faviani » 27 lip 2008, 20:18

Moje pierwsze doświadczenia spirytystyczne miały miejsce około siedmiu lat temu. Wtedy miałem pierwszy kontakt z Duchem niższym, którego jestem absolutnie pewien. Co do różnego rodzaju przeczuć, odczuć itp. chyba zbytnio nie skłamię jeśli podam 1995 rok. Kontakt z Duchem niższym, o którym tu wspomniałem był bardzo nieprzyjemny i równocześnie nie był niczym wyjątkowym. Najzwyczajniej zbudził mnie w środku nocy, osaczył, sparaliżował. Ciężki oddech, niemożność poruszenia się i wydania jakiegokolwiek dźwięku, przerażenie, poczucie czyjejś obecności - typowe.
Luperci Faviani - życie jest niczym, wieczność jest wszystkim.
La certitude est une autre dimension de la croyance.
Awatar użytkownika
Luperci Faviani
 
Posty: 2412
Rejestracja: 22 lip 2008, 16:23
Lokalizacja: Polska

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: wodnik » 30 lip 2008, 08:31

Jak wszyscy ludzie na Ziemi przyszedłem na ten Świat w jakimś celu:) Już w szkole podstawowej czułem nieodpartą potrzebę pomagania innym. Zajmując się obecnie medycyną naturalną realizuję to dziecięce odczucie w swoim dojrzałym życiu. Moje spotkanie ze spirytyzmem jest wynikiem poszukiwania prawdy nienaznaczonej ludzką, mylną często, interpretacją; wynikło z chęci uzyskania odpowiedzi na pytania w sposób, który nie stałby w sprzeczności z rozumem i był możliwie najbardziej zgodny z odczuciami mojego serca. Mimo wielu prób, nie udało mi się przyjąć katolickiej koncepcji piekła i nieba, wizerunku wszechobecnego, wszechmogącego, doskonałego Boga, który daje szansę na poprawę tylko w jednym krótkim życiu, a po jego nieuchronnym zakończeniu, jednych przyjmuje do swojego królestwa, a innych wtrąca do piekła i to na wieczne męki. Kłóci się to z moim rozumieniem i odczuwaniem Bożego miłosierdzia, wydaje mi się co najmniej dziwnym, że doskonała i doskonale miłująca istota może potępić swoje dzieło i niejako odłączyć coś od siebie… Na spirytyzm natrafiłem poprzez stronę Konrada, wpisując w wyszukiwarce słowa: spirytualizm, kościół spirytystyczny. Kupiłem książkę Allana Kardeca, trochę przeczytałem i odniosłem wrażenie, że sobie przypominam coś już dobrze znanego. W spirytyzmie najbardziej doniosłym jest dla mnie przekaz moralny, czytelnie sformułowane wskazówki jak postępować, by stale się doskonalić. Allan Kardec w swojej maksymie określił to nieustanne ewoluowanie, jako prawo. Dla mnie jest to radosna konsekwencja wynikająca z faktu, że My na wzór i podobieństwo Stworzeni Jesteśmy…
Pozdrawiam wszystkich
wodnik
 
Posty: 8
Rejestracja: 22 lip 2008, 23:36

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: Setticemia » 30 lip 2008, 18:46

wodnik pisze:Mimo wielu prób, nie udało mi się przyjąć katolickiej koncepcji piekła i nieba, wizerunku wszechobecnego, wszechmogącego, doskonałego Boga, który daje szansę na poprawę tylko w jednym krótkim życiu, a po jego nieuchronnym zakończeniu, jednych przyjmuje do swojego królestwa, a innych wtrąca do piekła i to na wieczne męki. Kłóci się to z moim rozumieniem i odczuwaniem Bożego miłosierdzia, wydaje mi się co najmniej dziwnym, że doskonała i doskonale miłująca istota może potępić swoje dzieło i niejako odłączyć coś od siebie…


Mam takie samo zdanie. Choć jestem katoliczką trudno mi zaakceptować taką kolei rzeczy. Nawet tłumaczenie, że winy odpokutować można w czyśćcu, nic według mnie nie zmienia, bo człowiek powinien wykazać się tu, na ziemi wśród bliźnich zamiast "odbębnić" swoje w jakiejś "poczekalni".
"Żadne serce nie cierpiało nigdy sięgając po swoje marzenia, bo każda chwila poszukiwań jest chwilą spotkania z Bogiem i Wiecznością."
Paulo Coelho
Awatar użytkownika
Setticemia
 
Posty: 37
Rejestracja: 17 lip 2008, 09:06
Lokalizacja: Rzeszów

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: Sinsemilla777 » 30 lip 2008, 19:11

Okrutnie niesprawiedliwie byłoby gdyby wszyscy ludzie na ziemi mieli tylko jedno zycie, bo dlaczego ktos kto nie mial szansy zyc w cywilizacji i nie musial zbytnio wykazywac sie w swoim zyciu ma miec wolny dostep do nieba a ktos kto zyl wsrod wszystkich darow spoleczenstwa, pod jego wplywem popelnil pare bledow i nie ma szansy na ich naprawienie? Duzo logiczniejsze jest wytlumaczenie tego wszystkiego kiedy mamy wizje reinkarnacji i mozliwosc ulepszenia siebie i tego co bylo zle w naszym przeszlym zyciu...
Awatar użytkownika
Sinsemilla777
 
Posty: 21
Rejestracja: 16 lip 2008, 17:32

Re: Mój Spirytyzm...

Postautor: sooleyman » 31 lip 2008, 22:28

No to czas na kogoś, kto jest spirytystą, ale mysli troszkę inaczej... otóż jestem katolikiem i katolicka wizja rzeczywistości nie przeszkadza mi wierzyć w duchy (Duchy), a nawet mi w tym pomaga, widzę w tzw. eschatologii katolickiej wiele sensu. Nie przeszkadza mi wizja nieba, piekła i czyśćca, jest ona logiczna, i wcale nie uważam, jak Ktoś z moich Dostojnych Przedmówców, czyśćca za jakąś poczekalnię czy coś w tym stylu. Podobnie wizja piekła i Bożego Miłosierdzia nie kłóci się w moim rozumowaniu. Otóż piekło - wg mnie - to stan, który świadomie wybierają te osoby, które z Bogiem nie chcą mieć nic wspólnego. Nie jest to zatem kara, ale konsekwencja wolnego wyboru, a teolodzy "postępowi" za największe cierpienie piekielne uznają brak możliwości obcowania z Absolutem. Miłosierdzie Boże polega m.in. na tym, że do piekła nie trafi ten, który trafić tam nie chce. Wybór opiera się na świadomości, a brak świadomości nie może być "karany" piekłem. Tam, gdzie nie ma świadomego rozeznania, nie ma grzechu, a skoro nie ma grzechu, to nie ma piekła dla tej osoby. Ludzie nie są doskonali i liczy się pewna dyspozycja w sercu, opowiedzenia się albo po stronie dobra, albo po stronie zła. Owszem, często grzeszę, ale w mojej świadomości dawno już opowiedziałem się po stronie dobra - zatem mam NADZIEJĘ na niebo, a WIARA w Bożą MIŁOŚĆ ułatwia mi trwanie przy tej nadziei. Czyż nie o tym pisał św. Augustyn z Hippony słowami "Kochaj i rób co chcesz?" Czyściec jest w mym rozeznaniu stanem dochodzenia do zrozumienia tych wzniosłych prawd; stanem doskonalenia się duszy, stawania się Duchem przez duże "D". Jest to stan dalszego rozwoju, dalszy szlak pielgrzymi rozpoczęty jeszcze w życiu doczesnym. Nie umiem powiedzieć, czy ten stan wygląda tak czy owak - pewnie w swoim czasie, po drugiej stronie życia - dowiem się... może to oczyszczanie się zawiera w sobie to, co nazywamy reinkarnacją? może teologia do tego kiedyś dojdzie, aby pogodzić zwolenników reinkarnacji i jej braku. Na dzień dzisiejszy, po kilku latach głębokiej wiary w reinkarnację, niezgodnej z obowiązującą wykładnią Kościołów chrześcijańskich, doszedłem do wniosku, że raczej reinkarnacja nie istnieje. Kiedyś przeprowadzałem kilkadziesiąt seansów hipnotycznych, w trakcie których teoria reinkarnacji zdawała się znajdować pełne potwierdzenie. Jedno z mediów powiedziało mi kiedyś w trakcie seansu, że podczas hipnozy fale mózgowe wchodzą na takie częstotliwości, że człowiek jest w stanie - niczym odbiornik radiowy - odbierać i przekazywać orędzia od duchów, czy jak kto woli - inteligentnych energii - i uznawać opowiadane przeżycia za własne. Przykładowo - zahipnotyzowana kobieta opowiada o swej śmierci w katastrofie statku rzecznego w Ameryce w XIX w. Wszystko się zgadza - taka osoba była na liście pasażerów i liście ofiar, taka katastrofa istotnie w opisywanym dniu miała miejsce. Pytanie - czy zahipnotyzowana kobieta jest tą samą kobietą, która zatonęła 150 lat temu, czy w trakcie seansu hipnotycznego przybył duch tej kobiety, który posłużył się jej medialnymi zdolnościami, by o sobie opowiedzieć. Oczywiście, czytałem Allana Kardeca i nadal go studiuję, nie ze wszystkim na chwilę obecna jestem w stanie się zgodzić, zwłaszcza z reinkarnacją, ale nie zakładam sytuacji, że dalsze próby i doświadczenia na nowo skierują mnie ku dawniej wyznawanemu poglądowi. Tyle na chwilę obecną, przepraszam za gadulstwo...
Awatar użytkownika
sooleyman
 
Posty: 80
Rejestracja: 16 lip 2008, 12:14
Lokalizacja: Toruń

Następna

Wróć do Nasz Spirytyzm

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości