dzien dobry

Najlepsze miejsce do tego, by zacząć przygodę z naszym forum. Przywitaj się, napisz, kim jesteś, jak do nas trafiłeś...

Re: dzien dobry

Postautor: Pablo diaz » 20 lut 2022, 13:13

[quote="agnieszkag"]Pablo Diaz

Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję, że tu jesteś.
Wczoraj swoim postem zapoczątkowales myśl w mojej glowie.
Żeby przeprowadzić jakieś zmiany, należy zacząć od pokochania siebie.
Wybaczenia błędów, zaakceptowania słabości.
Jakie to trudne
X[/quote

W medytacji rozkwita to, co nowe. To, co nowe, jest poza i ponad powtarzającą się przeszłością – a medytacja kładzie tym powtórzeniom kres. Śmierć, wywołana medytacją, unieśmiertelnia to, co nowe. Nie należy ono do dziedziny myśli, a w medytacji myśl cichnie.

Medytacja to nie osiągnięcie, pogoń za jakąś wizją czy ekscytacja wrażeniami. Jest niczym nieposkromiona rzeka, wartko płynąca i występująca z brzegów. Jest muzyką bez dźwięków; nie da się jej oswoić i spożytkować. Jest ciszą, w której od samego początku brak tego, kto obserwuje.

Słońce jeszcze nie wzeszło; między drzewami lśniła gwiazda poranna. Panowała naprawdę niezwykła cisza. Nie cisza oddzielająca dwa dźwięki czy dwie nuty, ale cisza trwająca bez powodu – cisza, jaka musiała panować na początku świata. Wypełniała całą dolinę i wzgórza.

Dwie duże, nawołujące się sowy, jej nie zakłócały, a pies wyjący w oddali do księżyca stanowił część tego bezmiaru. Gdy słońce ukazało się ponad wzgórzem, wyjątkowo obfita rosa rozbłysła mnóstwem barw i tą poświatą, jaką rzucają jego pierwsze promienie.

Delikatne liście żakarandy uginały się od rosy, ptaki podfruwały, by zażyć porannej kąpieli; trzepotały skrzydłami tak, aby woda z listków zwilżyła im pióra. Kruki ze szczególnym uporem przeskakiwały z gałęzi na gałąź, wciskały głowę między liście, trzepotały skrzydłami, a dziobami wygładzały pióra. Siedziało ich na jednej grubej gałęzi z pół tuzina, całe drzewo roiło się też od innych kąpiących się ptaków.

A ta cisza rozprzestrzeniała się, zdawała się przekraczać linię wzgórz. Dzieci jak zwykle krzyczały i śmiały się, gospodarstwo budziło się za snu.

Zapowiadał się chłodny dzień. Światło słońca padło teraz na wzgórza, bardzo stare, podobno najstarsze na świecie. Skały o przedziwnych kształtach sprawiały wrażenie starannie wyciosanych i poustawianych jedna na drugiej; ale żaden wiatr czy nacisk nie byłyby w stanie naruszyć ich równowagi.

Przez tę oddaloną od miast dolinę wiodła droga do innej wioski. Tą wyboistą drogą nie jeździły samochody czy autobusy, które zakłócałyby odwieczny spokój tego miejsca. Woły ciągnęły wozy, ale ich ruch stanowił część wzgórz. Wyschnięte koryto rzeki tylko po ulewnych deszczach napełniało się wodą o barwie będącej mieszaniną czerwieni, żółci i brązu; lecz i ona wydawała się płynąć wraz ze wzgórzami. Wieśniacy zaś, przechodzący cicho obok, przypominali skały.

Dzień wolno mijał, a pod wieczór, gdy słońce kryło się za pagórki, ponad wzgórzami, przez lasy, nadciągnęła z oddali cisza, otulając małe krzaczki i prastary figowiec. A kiedy gwiazdy rozbłysły, stała się niezwykle intensywna, prawie nie do zniesienia.

Zgaszono małe, wiejskie lampki, a gdy wszyscy zasnęli, intensywność tej ciszy pogłębiła się, poszerzyła i niesłychanie spotęgowała. Nawet wzgórza umilkły jeszcze bardziej, bo i one przerwały swe szepty, zamarły w bezruchu, wydawały się tracić swój olbrzymi ciężar.

Powiedziała, że ma czterdzieści pięć lat; była ubrana w starannie upięte sari, z bransoletami na przegubach rąk. Towarzyszący jej starszy mężczyzna przedstawił się jako wuj. Usiedliśmy wszyscy na podłodze, przed nami roztaczał się widok na duży ogród, w którym rosły figowiec, kilka drzew mango, jaskrawe pnącza i palmy. Bił od niej straszny smutek. Ręce wciąż jej drżały, z trudnością powstrzymywała się, by nie zacząć mówić, a może by nie wybuchnąć płaczem. "Przyszliśmy porozmawiać z panem o mojej siostrzenicy - rzekł wuj. - Kilka lat temu umarł jej mąż, a potem syn. Od tego czasu wciąż płacze, bardzo się postarzała. Nie wiemy, co robić. Zwykłe rady lekarzy nie pomagają, najwyraźniej traci kontakt ze swymi dziećmi. Chudnie. Nie wiemy, czym to się skończy, uparła się, by pana odwiedzić".

"Cztery lata temu straciłam męża, lekarza, umarł na raka. Ukrywał to przede mną, dowiedziałam się o tym dopiero na rok przed śmiercią. Strasznie cierpiał, choć lekarze dawali mu morfinę i inne środki znieczulające. Na moich oczach marniał i w końcu odszedł".

Przerwała, niemal dławiąc się łzami. Na gałęzi siedział gołąb, cicho gruchając. Brązowo-szary, z małą głową i sporym tułowiem – nie za duży, wszak to gołąb. Akurat odleciał, a poruszona podmuchem gałąź kołysała się w górę i w dół.

"Jakoś nie mogę znieść tej samotności, tej bezsensownej egzystencji bez niego. Kochałam swe dzieci; miałam ich troje, chłopca i dwie dziewczynki. W zeszłym roku chłopiec przysłał ze szkoły list, że nie czuje się dobrze, a kilka dni później dyrektor zatelefonował, by mi powiedzieć, że syn nie żyje".

W tym momencie zaczęła łkać nie panując nad sobą. Pokazała list od chłopca, który pisał, iż chciałby przyjechać do domu, gdyż niedobrze się czuje i wyrażał nadzieję, że matka jest zdrowa. Syn, jak wyjaśniła, troszczył się o nią; zamiast jechać do szkoły, chciał z nią zostać. W jakimś stopniu zmusiła go do wyjazdu, obawiając się, by jej żal źle na niego nie wpłynął. A teraz było za późno. Obie dziewczynki, powiedziała, są zbyt małe, by zdać sobie w pełni sprawę z tego, co zaszło. Nagle wybuchła: "Nie wiem, co robić. Ta śmierć podważyła same podstawy mego życia. Nasze małżeństwo, tak jak dom, wznosiliśmy starannie na czymś, co uważaliśmy za trwały fundament. A teraz to straszne zdarzenie wszystko zniszczyło".

Wuj, najwyraźniej wierzący tradycjonalista, dodał: "Bóg ją w ten sposób doświadczył. Uczestniczyła we wszystkich niezbędnych ceremoniach, ale to jej nie pomogło. Ja wierzę w reinkarnację, jednak jej to nie przynosi pociechy. Nie chce nawet o tym słyszeć. Dla niej to wszystko jest bez sensu, nie potrafimy jej pocieszyć".

Czas jakiś siedzieliśmy w ciszy. Jej chustka do nosa zupełnie już przemokła; świeża z szuflady pomogła otrzeć łzy z policzków. Czerwone pnącze zaglądało przez okno, a na każdym liściu lśniło jasne, południowe światło.

Czy mamy porozmawiać o tym poważnie, sięgnąć do samych korzeni? Czy raczej chce pani, by jakieś wyjaśnienie, jakiś rozsądny argument, przyniosły jej pociechę, by jakieś miłe słowa rozproszyły jej smutek?

"Chciałabym wniknąć w to głęboko, ale nie wiem, czy starczy mi zdolności lub energii, by stanąć twarzą w twarz z tym, co pan powie – odparła. – Gdy żył mój mąż, przychodziliśmy słuchać niektórych z pańskich mów, ale teraz pewnie trudno mi będzie dogadać się z panem".

Dlaczego pogrążyła się pani w smutku? Proszę nie podawać wyjaśnień, gdyż będą to jedynie słowne konstrukcje z pani uczuć, a nie to, co jest faktem. A zatem, gdy zadamy pytanie, proszę nie odpowiadać. Po prostu proszę słuchać i samodzielnie odkrywać. Dlaczego trwa ten smutek śmierci – w każdym domu, bogatym i biednym, od władców tego kraju do żebraków? Dlaczego jest pani smutna? Czy żal pani męża, czy siebie? Jeśli jego pani opłakuje, to czy te łzy mu pomogą? Odszedł na zawsze. Cokolwiek pani zrobi, nie odzyska go. Nie przywrócą go ani łzy, ani wiara, ani żadne ceremonie czy bogowie. To fakt, który musi pani zaakceptować; nic na to nie można poradzić. Jednak jeżeli płacze pani nad sobą, nad swą samotnością, pustką życia, nad utratą przyjemności zmysłowych i towarzystwa, to płacz ten jest oznaką własnej pustki i użalania się nad sobą. Być może po raz pierwszy w życiu zdaje sobie pani sprawę z własnego wewnętrznego ubóstwa. Wiele, jeśli można to delikatnie zauważyć, zainwestowała pani w męża, a ta inwestycja zapewniała wygodę, zadowolenie i przyjemność. Czyż wszystko, co teraz pani czuje – bolesna strata, udręka samotności i niepokój – nie jest formą użalania się nad sobą? Proszę się temu przyjrzeć, nie znieczulać na to swego serca i nie mówić "Kochałam męża, a zupełnie nie myślałam o sobie. Chciałam go chronić, czasem wprawdzie próbowałam nad nim zapanować, ale robiłam to wszystko dla niego, nigdy nie dbałam o siebie". Teraz, gdy on odszedł, zaczyna pani pojmować swój faktyczny stan, nieprawdaż? Jego śmierć była wstrząsem i ukazała faktyczny stan pani umysłu i serca. Być może nie zechce pani temu się przyjrzeć; być może odrzuci pani tę prawdę, gdyż wywołuje ona lęk, ale wystarczy poobserwować nieco dłużej, by spostrzec, iż płacze pani z powodu własnej samotności, z powodu własnego wewnętrznego ubóstwa – czyli z żalu nad sobą.

"Czy nie jest pan zbyt okrutny? – odrzekła. – Przyszłam tu szukając prawdziwej pociechy, a co otrzymuję?"

Oto jedno ze złudzeń, którym ulega większość ludzi: że istnieje coś takiego jak wewnętrzne pocieszenie; iż można je od kogoś otrzymać lub znaleźć dla sobie. Obawiam się, że niczego takiego nie ma. Jeśli szuka się pociechy, to jest się skazanym na życie wśród złudzeń, a gdy one pryskają, pogrążamy się w smutku, gdyż odebrano nam pociechę. A zatem, aby zrozumieć cierpienie i wykroczyć poza nie, musimy naprawdę widzieć, co dzieje się w naszym wnętrzu, a nie ukrywać tego. Wskazanie na to wszystko nie jest chyba okrucieństwem? Nie jest to coś brzydkiego, czego należałoby unikać. Gdy jasno to wszystko widzimy, natychmiast się z tego wydobywamy, bez rysy, bez skazy, odświeżeni, nietknięci przez wypadki życiowe. Śmierci nikt nie uniknie, nie sposób przed nią uciec. Próbujemy znaleźć jakieś wyjaśnienie, czepiamy się każdej wiary w nadziei wykroczenia poza nią, ale ona i tak wciąż czyha; jutro, tuż za rogiem lub za wiele lat – czyha nieustannie. Musimy z tym olbrzymim, życiowym faktem stanąć twarzą w twarz.

"Ale...”, rzekł wuj, i tu wyszła na jaw tradycyjna wiara w Atmana, w duszę, trwałą istotę, która nie przemija. Teraz znalazł się na własnym gruncie, na wydeptanych ścieżkach przebiegłych argumentów i cytatów. Nagle wyprostował się, a w jego oczach zabłysła chęć walki, walki na słowa. Współczucie, miłość i zrozumienie znikły. Stał na świętym gruncie wiary, tradycji, przygnieciony ciężarem uwarunkowań: ”Ale Atman jest w każdym z nas! Odradza się, aż nie pojmie, że jest brahmanem. Musimy wiele przecierpieć, aby dojść do tej rzeczywistości. Żyjemy wśród złudzeń; ten świat jest złudzeniem. Istnieje tylko jedna rzeczywistość". I zamknął się w sobie! Spojrzała na mnie, nie zwracając na wuja zbytniej uwagi, a na jej twarzy zaczął się pojawiać łagodny uśmiech; oboje popatrzyliśmy na gołębia, który akurat wrócił i na jasnoczerwone pnącze.

Nie ma nic trwałego ani na ziemi, ani w nas. Myśl może nadać ciągłość temu, czego dotyczy; utrwalić słowo, ideę, tradycję. Myśl sądzi o sobie, że jest trwała, ale czy naprawdę jest? Jest reakcją pamięci, a czy ta pamięć jest trwała? Może stworzyć obraz i nadać mu ciągłość, trwałość, nazwać go Atmanem lub jakoś inaczej; może też pamiętać twarz żony czy męża i trwać przy tym. Wszystko to składa się na aktywność myśli stwarzającej lęk, lęk zaś wywołuje pogoń za trwałością – lęk, że jutro zabraknie nam pożywienia lub domu – lęk przed śmiercią. Ten lęk, podobnie jak brahman, jest wytworem myśli.

"Pamięć i myśl są niczym świeca – wtrącił wuj. – Gasisz ją i znów zapalasz; zapominasz, a potem znów pamiętasz. Umierasz i odradzasz się w następnym życiu. Płomień świecy jest ten sam – i nie ten sam. A zatem płomień cechuje pewna ciągłość".

Ale płomień, który zgasł, nie jest tym samym, co nowy. Aby nowy zapłonął, stary gaśnie. Jeśli istnieje nieustannie modyfikowana ciągłość, to w ogóle nie ma nic nowego. Tysiąc wczorajszych dni nie stanie się nowym dniem; nawet świeca się spala. Wszystko musi przeminąć, aby zaistniało nowe.

W tym momencie wuj nie może odwołać się do cytatów, wierzeń lub tego, co powiedzieli inni, a zatem zamyka się w sobie, milknie zakłopotany, a może raczej zły, odsłonił się bowiem przed sobą, a podobnie jak jego siostrzenica nie chce stanąć twarzą w twarz z faktem. "Nie obchodzi mnie to wszystko – rzekła. – Jestem w skrajnej rozpaczy. Straciłam męża i syna, zostało mi jeszcze dwoje dzieci. Co mam robić?"

Jeśli troszczy się pani o te dzieci, to nie wolno troszczyć się o siebie i swoją rozpacz. Trzeba się nimi opiekować, należycie je wykształcić, wychować, chronić przed panoszącą się miernotą. Ale jeśli jest pani pochłonięta użalaniem się nad sobą, nazywając to „miłością do męża” i jeśli zamyka się pani w sobie, to niszczy pani również pozostałą dwójkę dzieci. Świadomie czy nieświadomie jesteśmy wszyscy całkowicie samolubni i póki dostajemy to, co chcemy, uważamy, że wszystko jest jak trzeba. Ale w chwili, gdy jakieś zdarzenie to niweczy, wydajemy okrzyk rozpaczy, w nadziei znalezienia innych pociech, które, rzecz jasna, znów zostaną zniweczone. I tak w kółko, a jeśli chce pani dać się temu wszystkiemu usidlić, znając dobrze wszystkie następstwa owego procesu, to proszę bardzo. Ale jeśli pojmie pani, jakim to wszystko jest absurdem, to spontanicznie przestanie pani płakać, przestanie się izolować i będzie żyć z dziećmi z nowym światłem i uśmiechem na twarzy.


Jiddu Krishnamurti ,,Jedyna rewolucja,,
Sercem Ewangelii jest miłość,a duchem spirytyzmu miłosierdzie.
Awatar użytkownika
Pablo diaz
spirytysta
spirytysta
 
Posty: 1548
Rejestracja: 09 kwie 2012, 10:20
Lokalizacja: kołobrzeg

Re: dzien dobry

Postautor: agnieszkag » 20 lut 2022, 19:20

Pablo Diaz

Dziękuję za wszystko co robisz dla tego forum.
Dziękuję, że poświęcasz swój czas i energię.
Właśnie rozmyślam o tym co napisałeś.
Wnioski opiszę.
Dziękuję Ci, że jesteś.
agnieszkag
 
Posty: 453
Rejestracja: 19 cze 2016, 15:52

Re: dzien dobry

Postautor: soldado » 26 lut 2022, 00:42

Soldado

Dzięki jak zwykle za wiadomość.
Też myślę, że okno jest symbolem pomiędzy nami A zaswiatami
Żadne dziecko się nie urodzi u mnie w rodzinie, bo ja prawie nie mam rodziny.
Na polu bitwy została moja mama i ja.
Dziękuję Ci za wszystko.
Nawet sobie nie zdajesz sprawy, że uratowałes mnie przed śmiercią.
Niech Ci dobry Bóg błogosławi zawsze.


Urodzi się gdzieś w Twoim otoczeniu.
Mam bardzo silne myśli o tym.
Ta sytuacja jest szczególna.
Ponieważ obydwoje bardzo się przyciągacie.
Poznasz Go wtedy po oczach.
To dziecko będzie miało oczy dokładnie takie same jak Twój Syn

Ps.
To jest silniejsze ode mnie.
Muszę napisać, że to nie będzie w tym roku, ale to będzie do połowy tego roku, zatem w Twojej najbliższej przyszłości.
Czasem w życiu warto jest się zgubić, by móc się na nowo odnaleźć
soldado
Moderator forum.
 
Posty: 3177
Rejestracja: 04 lis 2014, 23:35
Lokalizacja: Stolica Polskiej Piosenki :)

Re: dzien dobry

Postautor: agnieszkag » 06 kwie 2022, 08:52

Dzis mija dokladnie 6 lat od dnia, kiedy odszedl Mikolaj.
Nie znosze tej daty.
Drecza mnie zapachy kwitnacej magnolii, przypominaja sie obrazy.
Tego dnia tez bylo ladnie, wiosna przyszla, ja poszlam do biura nie spodziewajac sie, ze to ostatni normalny dzien mojego zycia.
Potem jak juz pisalam, telefon , ze babcia umarla , wylam z bolu. A wieczorem dostalam wiadomosc o smierci Syna.
Tak,ze tak.
Bardzo prosze o modlitwe w intencji Mikolaja i Babci.
agnieszkag
 
Posty: 453
Rejestracja: 19 cze 2016, 15:52

Re: dzien dobry

Postautor: Nikita » 06 kwie 2022, 15:23

Sciskam Cie mocno...dzis bede sie modlic i poprosze swiat duchowy aby Cie przytulil...Mikolaj tez o Tobie mysli...
Nikita
Sympatyk spirytyzmu
 
Posty: 5352
Rejestracja: 03 maja 2010, 15:31

Re: dzien dobry

Postautor: agnieszkag » 06 kwie 2022, 19:13

Nikito kochana.
Dziękuję za dobre słowa.
Bardzo ich dziś potrzebuję.
Wszystkiego dobrego kochana i bądź zdrowa .
agnieszkag
 
Posty: 453
Rejestracja: 19 cze 2016, 15:52

Re: dzien dobry

Postautor: soldado » 08 kwie 2022, 22:46

agnieszkag pisze:Dzis mija dokladnie 6 lat od dnia, kiedy odszedl Mikolaj.
Nie znosze tej daty.
Drecza mnie zapachy kwitnacej magnolii, przypominaja sie obrazy.
Tego dnia tez bylo ladnie, wiosna przyszla, ja poszlam do biura nie spodziewajac sie, ze to ostatni normalny dzien mojego zycia.
Potem jak juz pisalam, telefon , ze babcia umarla , wylam z bolu. A wieczorem dostalam wiadomosc o smierci Syna.
Tak,ze tak.
Bardzo prosze o modlitwe w intencji Mikolaja i Babci.


Bardzo Ci współczuję i podtrzymuję to co napisałem wcześniej.
Cały czas praktycznie codziennie wyczuwa Twoją rozpacz, dlatego właśnie taki jest Jego wybór.
Poznasz Go... wspomnisz moje słowa.
Czasem w życiu warto jest się zgubić, by móc się na nowo odnaleźć
soldado
Moderator forum.
 
Posty: 3177
Rejestracja: 04 lis 2014, 23:35
Lokalizacja: Stolica Polskiej Piosenki :)

Poprzednia

Wróć do Witamy!

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości