Sigmo, muszę przyznać szczerze, że Twoja postać bardzo wzbogaca nasze dyskusje, bo wyłamuje się z powszechnych kanonów - w końcu łączysz chrześcijaństwo i buddyzm w bardzo ciekawy osób i z pewnością wiele osób od Ciebie się naprawdę dużo nauczyło. Ja sam uwielbiam Twoje posty, w których dzielisz się wspomnieniami swoimi lub z historii swojej rodziny. Czyta się je naprawdę doskonale.
Co do samej Biblii myślę, że do porozumienia nie dojdziemy, bo nasze spojrzenia trochę się różnią, ale akurat to wpisuje się doskonale w temat tego posta i chyba pokazuje istotę różnic między powszechnie rozumianym chrześcijaństwem a spirytyzmem. Ciężko tu jednak wyciągać wnioski ogólne, bo nurtów chrześcijańskich jest multum, a w samym spirytyzmie ludzie również różnie spoglądają na Biblię w oparciu o to, z jakiego środowiska się wywodzą (np. czuć różnicę w interpretacji brazylijskiej, która niesie w sobie znamię nauk jezuitów przekazywanych w Ameryce Południowej od wieków i tę europejską, która jest nieco inna, bo opiera się na doświadczeniach skostniałej religii walczącej z równie skostniałym materializmem).
Choć przez niemal 15 lat chodziłem na lekcje religii, nie mogę uznać się za specjalistę od spraw teologicznych. Trochę wiem, ale nie na tyle, by podejmować tu jakieś gorliwe dyskusje. Napiszę więc o tym, co uznaję ja, a co odpowiada interpretacji spirytystycznej.
Spirytyści przykładają główną wagę do NT. Nie oznacza to, że odrzucają ST całkowicie. Wręcz przeciwnie - uznają, że stanowi pierwszą część Bożego objawienia, którą jednak należy traktować mniej dosłownie. Obok wielu niemalże bajkowych historii, zawiera w sobie wiele prawd, o których nie należy zapominać i które każdy powinien poznać, gdyż Biblia wpisuje się w naszą kulturę od wieków.
Spirytyści w przeciwieństwie chyba do teologów, wolą skupiać się na moralnych lekcjach płynących z Biblii. Pierwszy krok zrobił tu Allan Kardec, a jego motywację można zrozumieć dwojako: 1) część moralna jest jedyną, której bezsprzecznie nie da się zaatakować - ktoś może wątpić w Boskość Jezusa, w jego cuda, ale ciężko mu będzie przeciwstawić się moralnej doskonałości, której uczył - najlepiej potwierdzają to cytaty Gandhiego przytoczone przez C87; 2) wartość moralnych nauk wypływa z informacji, które uzyskujemy od Duchów - te informują nas, że szczęście po śmierci zapewnia nie wiara, zaufanie, nadzieja, a miłosierdzie, czyli okazywanie miłości do bliźniego w praktyce.
Kardec oczywiście analizuje też inne fragmenty NT np. cuda Chrystusa (w książce Geneza), ale i tak najważniejsze dla spirytysty są nauki moralne płynące z nauk Jezusa. I tak naprawdę nie jest ważne tu, jak interpretuje się tu samą postać Chrystusa - czy był Bogiem, człowiekiem, a może w ogóle nie istniał? Nie ma to aż tak dużego znaczenia - przynajmniej dla mnie.
Spirytyzm jest w pewnym sensie powrotem do pierwotnego chrześcijaństwa, które ma moim zdaniem dużo większą wartość niż struktury, które powstały później. Pierwsi chrześcijanie bardzo często byli tymi, którzy osobiście znali Chrystusa, słuchali jego przypowieści, inspirowali się jego słowami. Robili rzeczy fantastyczne i nietypowe jak na tamte czasy - byli "do bólu" pokojowi, pomagali innym, chociażby chorym, trędowatym, których reszta społeczeństwa się wstydziła. Ale mieli też nieustanny kontakt z Duchami... Wystarczy zamienić słowo "prorok" na "medium" w "Dziejach apostolskich" i od razu inaczej to wszystko będzie się czytało Wierzyli w reinkarnację, ale przede wszystkim w to, że miłość i miłosierdzie są najważniejsze... Nieco później hierarchowie kościoła zaczęli wprowadzać zmiany, które niestety - moim zdaniem - pokutują do dziś. Usunięto reinkarnację na prośbę cesarzowej, której nie podobało się to, że może odrodzić się jako niewolnica; przeniesiono dyskusję na inne tory i pozostawiono z pierwotnego chrześcijaństwa jedynie szkielet... Był to jednak szkielet tak doskonały, że potrafił utrzymać całość przez długie wieki, bo bez wątpienia wielu wspaniałych rzeczy KK nie można odmówić.