autor: juniperus » 02 sie 2014, 09:03
Księża egzorcyści, wierzę w to mocno, mają w sobie miłość i często kierują się właśnie szczerą chęcią pomocy. Problem tkwi w tym, że KK uważa, iż nie ma możliwości kontaktowania się z duchami osób, które odeszły z tego świata, ponieważ one powrotu nie mają. Dlatego więc wszelkie przejawy kontaktów duchów z ludźmi uważa za dzieło szatana i jego sług - demonów, którzy mają za zadanie albo człowieka opętać i zniszczyć, albo wykorzystać go we własnych celach. Najczęściej dlatego media uważane są przez KK za posłanników szatana, za których pośrednictwem szatan przejmuje władanie nad duszami ludzi, mających kontakt z medium.
Osoba opętana jest więc uznawana przez KK za osobę, którą włada szatan. Stojąc zatem przed opętanym, ksiądz -egzorcysta rozkazem próbuje w imię Chrystusa wypędzić z opętanego demona. Problem w tym, że takie operacje albo wywołują jeszcze większą wściekłość ducha opętującego, który decyduje się krzywdzić opętanego jeszcze bardziej albo opuszczenie opętanego, ale tylko na chwilę. Z reguły duch powraca po pewnym czasie. Zdarza się i tak, że duch opuszcza danego człowieka, by przerzucić się na innego.
Ksiądz zatem w czasie wykonywania rytuału egzorcyzmu nie dopuszcza myśli, że duchem opętującym może być dowolny duch zagubiony, lub uwikłany z niezgodę z danym człowiekiem, ale z góry zakłada, że to demon (czyste zło) i nie ma potrzeby wskazywać mu światła. Moim zdaniem taka postawa nie wynika z braku miłości, ale błędnego myślenia, które notabene wykształca w księżach cała instytucja szkoląca ich do tego fachu.
Nie ma tu zatem złej woli księdza, ale jego niekompletna wiedza.
Jedynym dobrym rozwiązaniem jest wysłanie ducha właśnie do światła. Bez jego zgody jednak nie da się tego zrobić. Przekonanie ducha nie jest rzeczą łatwą, dlatego często egzorcyzm może trwać długo i należy powtarzać go wielokrotnie. Duchy kierują się różnymi priorytetami. Dopiero, gdy duch sam za namową opuści Ziemię i ludzi, człowiek staje się uwolniony, a sam duch nie przerzuca się na inną osobę, ale w końcu odprowadzony przez Przewodnika do zaświatów, zaznaje spokoju.
Siłą nic nie wskóramy. Tylko miłosierdziem, cierpliwością i wytrwałością da się tego dokonać. Rozkaz miłosierdziem niestety nie jest. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy takim duchem. Duchem zagubionym, który nie potrafi samodzielnie udać się do zaświatów. By przetrwać, poszukujemy źródła energii, którym jest człowiek. Podczepiamy się, by ją czerpać. Towarzyszymy mu w każdych okolicznościach. Jego życie staje się naszym życiem. Rozpaczliwie szukamy wyjścia z tej sytuacji, ale go nie widzimy. Nie zauważamy nawet, jak zaczynamy rządzić człowiekiem, sugerując mu własny punkt widzenia i pogląd na życie. Wtedy pojawia się ksiądz, który nas przeklina, krzyczy na nas i wypędza. My nie wiemy, dokąd pójść, co ze sobą zrobić. Jesteśmy i tak już zagubieni i przerażeni, a tu jeszcze takie traktowanie. Zaczynamy albo złościć się na księdza, wypowiadając ustami człowieka obraźliwe słowa, albo upieramy się, że nie odczepimy od człowieka, albo uciekamy w popłochu, szukając kolejnego źródła energii, kierowani rozpaczliwą potrzebą przetrwania. Spójrzcie, jak trudna jest sytuacja takiego ducha. Tylko współczuć. Właśnie dlatego podejściem pełnym miłości i zrozumienia można zyskać u ducha na tyle zaufania, by go odesłać do światła, którego z kolei wiele duchów boi się w przeświadczeniu, że czeka ich po drugiej stronie straszliwa kara za grzechy. Duchy takie nie wiedzą, że tam jest Boża miłość, która zapewni źródło energii, wsparcie i wytchnienie. Przekonanie duchów o straszliwych karach i surowej sprawiedliwości Boga, nierzadko przedstawianego, jako groźnego sędziego, niestety wynika z błędnych teorii wpajanych przez daną religię jeszcze za życia. Duch, który opuszcza ciało wierzy w to, w co wierzył za życia. Jeśli komuś całe życie wpaja się, że po śmierci jest tylko ciemność, duch taką ciemność właśnie widzi. Jesteśmy bowiem naszą własną myślą, tym, w co wierzymy.
Izabela
GG: 42074662
Ulecieć do góry na skrzydłach...