Przyznaję bez bicia, mój mąż gotuje lepiej ode mnie i częściej ode mnie. A to dlatego, że przy gotowaniu sie rozluźnia i regeneruje, choć może to śmiesznie brzmi. A największym dla niego zadowoleniem jest gdy cała rodzina zje co ugotował, prosi o dokładkę i prawie wylizuje talerze.
I to fakt niezbity, że najlepszymi kucharzami są mężczyźni. Ja mogę gotować pomidorową z ryżem, ale jeśli są to placki ziemniaczane z sosem węgierskim pikantnym posypanym zółtym serem i łyżką śmietany to robi sam, ja jedynie mogę obrać warzywa, powąchać gotujące sie (mieszać też mi nie wolno
) i mogę zajadać gotowym daniem
Dziś na obiad było a'la leczo, czy też bogracz po swojemu. Pychota. Gar starczy na co najmniej dwa dni (do pracy też
)