Pewnie dla większość bywalców moja opowieść nie będzie niczym nadzwyczajnym, ale mimo wszystko się nią podzielę.
Zmarła moja babcia. Jakiś czas temu miałem sen, że jestem w starym domu, gdzie niegdyś mieszkaliśmy całą rodziną, razem z babcią. Babcia krzątała się w swoim pokoju. Minęła chwila i nagle do mnie dotarło "Ale przecież babcia nie żyje!". Podszedłem do niej i dotknąłem ją... i wówczas babcia zawyła tak boleściwie. I sen się skończył.
Jakiś czas później znowu miałem sen o babci, tym razem bez oznak cierpienia. Ponieważ wówczas jeszcze byłem katolikiem, zinterpretowałem to w taki sposób, że w czasie pierwszego snu babcia była jeszcze w czyśćcu, a w czasie drugiego - była już wyzwolona.